Reklama

Błogosławione cierpienie

Niedziela warszawska 6/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Bogusław Płatwa wie, czym jest ból, i nie jest to wiedza teoretyczna. Spotkanie z nim to przeżycie, które daje nadzieję, że miłość może pokonać nawet największe cierpienie.

JAN OŚKO: - Już wiele lat jest Ksiądz przykuty do inwalidzkiego wózka...

KS. BOGUSŁAW PŁATWA: - Niezupełnie tak. Choruję trzydzieści lat - to choroba, która jest dodatkiem do mojego życia, tak ją traktuję. Powołaniem moim jest kapłaństwo, a choroba mi nie przeszkadza w wypełnianiu powołania. Umożliwia mi nawet lepszą pracę, może nawet bardziej skuteczną.

- Na co dzień jest to przecież bardzo uciążliwa przypadłość.

- Mam przede wszystkim więcej czasu. Nie zajmuję się już rzeczami zbędnymi, które dawniej mnie ciekawiły, odpadły na przykład wycieczki. Mam więcej czasu na spotkania z ludźmi. Teraz tak naprawdę można się zająć sprawami Bożymi. Przez dwadzieścia dwa lata byłem wikariuszem i robiłem to, co do mnie należało. Chodziłem powoli, podczas kazania na ambonie sobie siedziałem. Potem pięć lat byłem kapelanem u sióstr dominikanek. Teraz jestem katechistą, jeżdżę z tymi, którzy zakładają wspólnoty neokatechumenalne. Założyłem trochę wspólnot, u nas w diecezji warszawsko-praskiej, w Świdrze, Falenicy czy w Nowym Dworze.

Odprawiam Mszę św. zawsze rano o 7.00. Śpiewam dobrze, to jest śpiewający kościół. Codziennie czekają już na mnie świeccy, aby mnie wnieść do kościoła. Mamy przy kościele dość wysokie schody.

- Jest takie przekonanie, że dobry ksiądz to ksiądz aktywny, taki, co wychodzi do ludzi, jest organizatorem i wszędzie go pełno w parafii...

- Aktywność w życiu kapłańskim, bez modlitwy, bez Eucharystii, bez cierpienia - to nie ma sensu. Gdy to jest, wtedy praca kapłańska wydaje efekty. Myślę, że w swojej chorobie nic nie straciłem. Spowiadam, odprawiam Msze św., prowadzę neokatechumenat w parafii. Jest tutaj kilka grup neokatechumenalnych i kiedy potrzeba, prowadzę ich wspólnotę. Jestem do ich dyspozycji. Droga neokatechumenalna istnieje w naszej parafii już 15 lat.

- Jak Ksiądz radzi sobie podczas Mszy św.?

- Ze względu na to, że klękanie czy stanie przez dłuższy czas sprawia mi pewną trudność, mam dyspensę i mogę usiąść na krześle, wtedy mniej się męczę. Nie mogę ustać, postoję jedynie 5-10 minut. A Msza św. trwa przecież dłużej. Teraz czytając Ewangelię cały czas siedzę. Dużo śpiewam, dzięki Bogu jestem muzykalny.

- Jak Ksiądz sądzi, dlaczego Pan Bóg tak Księdza doświadczył?

- Kiedyś byłem ministrantem w sanktuarium Matki Bożej w Chełmie, kończyłem właśnie szkołę średnią. Były to lata pięćdziesiąte i zdecydowałem się zdawać do seminarium. Ksiądz poprosił mnie, aby napisać, dlaczego chcę wstąpić do seminarium. Nie byłem świętym człowiekiem. Ale zawsze interesowała mnie religia, uczestniczyłem w Nieszporach, Gorzkich Żalach czy innych nabożeństwach. Z jednej strony to, a z drugiej ciekawił mnie grzech, i szukałem rozwiązań w Bożych przykazaniach. Napisałem, że idę do seminarium, aby odpokutować za grzechy swojego życia. I widać Niebo odpowiedziało. Choroba zaczęła się dwa lata po ukończeniu seminarium, choć już podczas studiów były pierwsze jej oznaki.

- Czy w trakcie swojej choroby przeżywał Ksiądz jakieś załamanie?

- Na początku nie wiedziałem, co to za choroba. Była to dolegliwość mało znana, musiałem przyjechać do Warszawy. Pracowałem wtedy w parafii znajdującej się 60 kilometrów od Warszawy. Trafiłem do szpitala. Tam spędziłem kilka miesięcy. Dowiedziałem się, jaka to choroba i jak ją trzeba leczyć. Chodziłem jak spętany, jednym z objawów stwardnienia rozsianego jest to, że traci się równowagę, ograniczone jest pole widzenia. W szpitalu mnie podleczyli. Poznałem trochę ludzi, lekarzy, chorych na sali. Byłem pod obserwacją lekarzy, mogłem odprawiać Mszę św. Miejscowy kapelan poprosił, abym przeszedł po oddziałach i jeśli jest taka potrzeba, wyspowiadał oraz udzielił Komunii św. Dał mi też oleje, abym mógł udzielać sakramentu namaszczenia chorych, przynajmniej na swoim oddziale. Ale bywało tak, że na inne oddziały też chodziłem.

- Była to okazja do lepszego dotarcia z Chrystusem do potrzebujących?

- Trzy razy podczas mojej choroby byłem w szpitalu, ale przez większość życia leczyłem się w domu. W styczniu ubiegłego roku byłem ostatni raz. Tak mnie wówczas złożyło, że nie mogłem wstać z łóżka, ale lekarze mi pomogli i wróciłem do parafii. Rzeczywiście była okazja do nawiązywania kontaktów. Szczególnie dobrze pamiętam oddział dziecięcy, chodziłem do nich, aby przebywać razem z nimi.

Moja choroba ma to do siebie, że trzeba być kilka miesięcy w szpitalu. W czasach komunizmu nie było łatwo o wielu sprawach rozmawiać. Ale wszyscy wiedzieli, że jestem kapłanem, sutanna wisiała na drzwiach i zakładałem ją, gdy szedłem do kościoła.

Podobnie było, gdy wyjeżdżałem do sanatorium do Konstancina. Jest tam kaplica, kapelan przychodził raz w tygodniu, a jak ja przyszedłem, to odprawiałem Mszę św. codziennie z homilią. Później wieczorem zapraszałem zawsze na Różaniec. W komunistycznych czasach 1 maja, na nabożeństwo majowe przyszło trzydziestu kuracjuszy, oczywiście wszyscy na wózkach. Byli tacy kuracjusze, którzy przygotowywali Mszę św. albo zapalili świecę lub też ustawili kielich.

- Co Ksiądz mówi ludziom, dla których cierpienie jest problemem życiowym?

- Cierpienie jest wpisane w życie i dlatego trzeba je przyjąć i nie należy się denerwować. Chrystus powiedział do Ojca: " Bądź wola Twoja". Mówię, że należy pełnić wolę Ojca w każdej sytuacji swojego życia. Jeżeli chory przychodzi i skarży się na cierpienie, to mówię, że trzeba się złączyć z cierpieniem Chrystusa. Dla nas cierpienie może być łaską, przez cierpienie człowiek osiąga życie wieczne, oczyszcza się, życie nabiera wartości. To łaska, która idzie z nieba. Jest to na pewno trudny dar, ale dar, który Pan Bóg nam dał. Nie jest to jakiś bicz, jak to tłumaczyli sobie Izraelici. Pytali: Kto zgrzeszył? Czy on, czy rodzice jego? Chrystus odpowiedział, że ani nie on, ani jego rodzice, ale po to, aby ujawniły się zamiary Boże w stosunku do niego.

W moim przypadku pomógł mi dużo mój spowiednik. Zaakceptowane cierpienie okazuje się nie takie straszne, z moją chorobą można żyć, można sobie jakoś radzić.

- Jest taka obiegowa opinia, że Bóg jest okrutny, gdy doświadcza ciężką chorobą.

- To jest myślenie pogańskie. Ludzie uciekali od cierpienia, Chrystus nadał wartość cierpieniu. Cierpienie jest także zadośćuczynieniem za grzech pierworodny - to było nieszczęście, bo człowiek był niewolnikiem, a Pan Jezus przyniósł nadzieję, że to koniec niewoli, koniec śmierci. Jesteś dzieckiem Bożym, jesteś człowiekiem wolnym.

- I mówi to osoba, która nie może się swobodnie poruszać?

- Taka jest nauka Kościoła, ja ją przyjąłem, zrozumiałem, że nie ma cierpienia, które nie miałoby sensu. Widać to w codziennym życiu. Zdarza się przecież, że kobieta, która ma męża czy syna alkoholika, bardzo cierpi. Ale nie jest rozwiązaniem, gdy go zmiesza z błotem. Musi inaczej do niego dotrzeć.

Pracowałem kiedyś w Warszawie w parafii Matki Bożej Częstochowskiej na Solcu. Gdy wychodziłem na miasto, a miałem już wtedy tę swoją chorobę, musiałem przejść obok knajpy. Mężczyźni, którzy tam przebywali zapraszali mnie: "Niech ksiądz podejdzie". Gdy podszedłem: "Może piwka się ksiądz napije?" - namawiali. Ja na to, że nie, dziękuję bardzo. Był tam ojciec mojej uczennicy. "Gdyby Kasia zobaczyła, co pan tu robi, to by nie była zadowolona" - mówię do niego. Porozmawialiśmy. Oni łatwo rozumieli, że piwko nie jest celem życia, że ważniejsza jest rodzina. Zapytałem, czy mówią pacierz. "No, króciutki" - opowiedzieli. Nabrali sympatii, nie pobili mnie. Jeden z nich, gdy potem mnie zobaczył już z daleka zdejmował czapkę. Jak się chce znaleźć pracę z ludźmi, to nie ma problemu.

- A czym dla Księdza jest szczęście?

- Szczęście jest trochę pojęciem świeckim. "Błogosławieni" - to określenie znacznie bliższe. Chrystus nazwał błogosławionymi wszystkich tych, którzy byli w jakimś nieszczęściu, tych, co byli niewidomi, trędowaci czy ubodzy. "Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie", "Błogosławieni, którzy płaczą...", " Błogosławieni cisi...", "Błogosławieni, którzy łakną sprawiedliwości, albowiem będą nasyceni". Kazanie na Górze jest podstawowym orędziem Chrystusa. To jest właśnie to szczęście. "Błogosławieni czystego serca, bowiem oni Boga oglądać będą". To jest przesłanie miłości. Nie likwidując starych, Chrystus dał nowe przykazanie miłości. "Miłujcie nieprzyjaciół waszych". Chrystus dał nowe spojrzenie, dlatego błogosławieni są szczęśliwi.

Dobrze by było, gdyby ludzie patrzyli w ten sposób. Dziś świat żyje bez Boga i ważne jest królestwo na ziemi. Żyj sobie, pij i używaj, korzystaj, ile możesz. To wszędzie widać, szczególnie w telewizji. A nie ma spraw Bożych. Jeżeli ma się spojrzenie Chrystusowe i wierzy się, że On z nami jest, że On jest w tabernakulum, że działa w Kościele, to przyjęcie i zastosowanie Jego nauki daje owoce. Proszę spojrzeć na Ojca Świętego, jakim jest wspaniałym przykładem. Wysłałem kiedyś list do Jana Pawła II, napisałem o swojej chorobie i czym się zajmuję. Napisałem, że patrząc na niego nabieram mocy i że pragnę wypełniać jak najlepiej moje obowiązki wynikające z mego powołania.

- Co by Ksiądz powiedział tym wszystkim, którzy uważają, że najlepszym lekarstwem na cierpienie jest eutanazja?

- Człowiek nie ma prawa skracać życia. Dawcą życia jest Bóg i jego koniec przyjdzie w odpowiednim momencie. Człowiek stawia się na miejscu Boga i uważa, że jak skróci życie, to będzie dobrze. A przecież może pokutować za swoje grzechy, za grzechy rodziny, może także pokutować za grzechy całego świata, może prosić o pokój. W tym duchu przyjąć pokutę. Papież teraz wzywa chorych do szczególnej modlitwy, aby ofiarować cierpienie właśnie w intencji pokoju na świecie. Wielką pomocą jest spowiedź u kapłana odwiedzającego chorego wraz z udzieleniem Komunii św. następuje przekazanie pociechy i nadziei. Istotne jest przyjęcie Komunii św., spotkanie z Panem. On mieszka we mnie, a ja w Nim. To jest bardzo ważne. Pan wprowadza nas w swoje życie, a jednocześnie wchodzi w nasze życie. To jest miłość wzajemna, to jest świętość, to jest wymiana dóbr. Cierpienie ma sens. Na ofiarowanie cierpienia czeka Pan Jezus. Jeżeli ktoś jest w stanie ciężkim, należy modlić się z nim albo za niego. To budzi nadzieję.

- W przypadku Księdza można obserwować namacalnie zwycięstwo ducha nad materią. Nie wszyscy jednak wierzą, że jest to możliwe.

- Nie wszyscy, ale jest bardzo dużo ludzi, którzy podobnie to przeżywają, czy będąc chorymi w domu, czy też w szpitalu. Radio Maryja robi porządną robotę, jest tam dużo audycji skierowanych do chorych. Ja korzystam z tego, słucham medytacji nadawanych za kwadrans dwunasta. Zawsze można sięgnąć po Pismo Święte, można przeczytać wiele książek teologicznych.

- Jak Ksiądz ocenia swoje kapłaństwo?

- Mam 66 lat, żyję dwa razy tyle, co Pan Jezus. Chrystus dał mi łaskę, że mogę uporządkować swoje życie, ale widzę, że jeszcze mam dużo do zrobienia. Moja choroba nie jest taka zła. Żyje moja mama, ma 87 lat i też jest cierpiąca, przykuta do łóżka, ale wspieramy się dobrym słowem. Nad łóżkiem ma obraz Serca Jezusowego z mojej prymicji. Kiedyś chciała mi go oddać, ale uznałem, że lepiej będzie, jak zostanie u mamy. Człowiek idzie przez życie, Pan Bóg kieruje.

- Dziękuję za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#PodcastUmajony (odcinek 29.): Nigdy i nie zawsze

2024-05-28 20:55

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

mat. prasowy

Co dyskrecja ma wspólnego z rozsądkiem? Czym różni się brukowiec od lekarza? W jaki sposób Maryja mówi o czyichś problemach? I na czym właściwie polega umowa między sercem a ustami? Zapraszamy na dwudziesty dziewiąty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o dyskrecji Maryi w Kanie Galilejskiej.

ZOBACZ CAŁY #PODCASTUMAJONY

CZYTAJ DALEJ

Urszula Ledóchowska – niedoceniona matka polskiej niepodległości

[ TEMATY ]

św. Urszula Ledóchowska

Archiwum Sióstr Urszulanek SJK

Matka Urszula Ledóchowska w pamięci potomnych zapisała się jako założycielka nowej rodziny zakonnej, edukującej kolejne pokolenia młodzieży, mało natomiast wiadomo o jej wielkiej akcji promującej Polskę, gdy ważyły się losy odrodzenia państwa polskiego.

Specjalistka od historii szarych urszulanek s. Małgorzata Krupecka USJK, autorka biografii Założycielki, w książce „Ledóchowska. Polka i Europejka” zwraca uwagę na fakt, że do wielkiej akcji promującej Polskę, zwłaszcza w latach 1915–1918, gdy ważyły się losy kraju jako niepodległego państwa, przyszła Święta była doskonale przygotowana niejako „z urodzenia” – w jej żyłach płynęła krew kilku europejskich narodów. Po matce, Józefinie Salis-Zizers, odziedziczyła szwajcarsko-południowoniemiecko-nadbałtycką krew, wśród jej przodków byli lombardzcy, wirtemberscy i inflanccy szlachcice. Pradziadek Julii – baron von Bühler – był rosyjskim ministrem. Z kolei polscy przodkowie ojca, Antoniego Ledóchowskiego, brali udział w wyprawie wiedeńskiej, obradach Sejmu Czteroletniego i Powstaniu Listopadowym. Urodzenie i koligacje otwierały przed nią drzwi do europejskich elit, a fenomenalne zdolności językowe pozwalały jej wypowiadać się w językach skandynawskich.

CZYTAJ DALEJ

Łódź: Weekendowe spotkanie z folklorem

2024-05-29 18:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Akademicki Zespół Pieśni i Tańca Uniwersytetu Łódzkiego „Kujon” zaprezentował znane tańce ludowe podczas występu w Parku im. Adama Mickiewicza w Łodzi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję