Poniższy tekst wpisuje się do polemiki nad dwoma literacko-filmowymi
wydarzeniami ostatniego miesiąca - "Harry Potterem" i "Władcą Pierścieni"
. Tekst traktuje o tym drugim i jest oprócz tego, że piękny, nacechowany
wiedzą płynącą z przeczytania 1000 stronic "Władcy Pierścieni". Mamy
nadzieję, że stanie się początkiem ciekawej dyskusji na łamach naszego
dodatku. Zapraszamy.
Z ogromnym żalem przewracam ostatnią stronę opasłej trylogii
w jednotomowym wydaniu: The Lord of The Rings, czyli Władca Pierścieni.
Ponad tysiąc stron to wystarczająco dużo, aby zaprzyjaźnić się na
dobre z bohaterami i przyzwyczaić się do nich jak do ludzi, których
codziennie spotykamy. A są to postacie dość niezwykłe: Hobbit, Elf,
Krasnolud... Ale zanim o nich, słowo wyjaśnienia.
Do napisania tego artykułu skłoniła mnie myśl, że nadchodzi
kolejna burza. Pierwszą wywołał Harry Potter, ale tych książek nie
czytałam, więc nie zabieram głosu w dyskusji o ich szkodliwym czy
pożytecznym wpływie. Teraz zaś trwa polska premiera ekranizacji pierwszego
tomu Władcy Pierścieni. Znów ożyje debata na temat magii, świata,
który nie istnieje, stworzeń ludzkich i nieludzkich. Chciałabym podzielić
się własną refleksją na ten temat. Podkreślam, że opieram ją wyłącznie
na całości trylogii, nie zaś na pierwszym filmie z tej serii, którego
zresztą nie miałam jeszcze okazji obejrzeć.
Władcę Pierścieni wzięłam do ręki bez przekonania. Nawet
wizualnie książka "odstrasza" swoją obszernością. Pomimo tego przebrnęłam
przez prolog i początek pierwszego rozdziału. Powoli zaczynałam wchodzić
w tę nieznaną mi rzeczywistość, choć wkrótce okazało się, że sytuacja
w Śródziemiu - tam toczy się akcja powieści - w wielu aspektach przypomina
stan rzeczy w świecie, który znamy: zarówno tym sprzed wieków, jak
i współczesnym. Jest to, ogólnie rzecz biorąc, ponadczasowa opowieść
o walce dobra ze złem, o zmaganiu się Światła z siłami Ciemności.
Nie zawiera w sobie idei religijnych; Światło nie jest, jak być może
życzylibyśmy sobie, utożsamiane z chrześcijaństwem. Myślę jednak,
że odrzucając Władcę Pierścieni z tego lub podobnego powodu odmawialibyśmy
sobie pięknego spojrzenia na życie z nieco innej niż zwykle strony.
To prawda - refleksja może być trudniejsza, bo opowiadana nam historia
nie mogła przydarzyć się nikomu z nas; jednak uczucia kierujące jej
bohaterami, decyzje, przed jakimi stają, ich wątpliwości, a nawet
zachowanie sprawiają, że możemy utożsamiać się z nimi i doskonale
rozumieć, co przeżywają.
Akcję Władcy Pierścieni niepodobna streścić w paru słowach.
Zamiast tego proponuję krótkie spojrzenie na kilka wybranych z książki
scen i wątków.
Główna postać powieści, Hobbit Frodo Baggins, przeżywa
ogromne rozterki podczas swojej wyprawy do krainy Mordor. Tylko tam
może zniszczyć powierzony mu Pierścień Władcy Ciemności i powstrzymać
rozszerzające się zło. Oprócz niezliczonych niebezpieczeństw czyha
na niego Gollum, poprzedni posiadacz Pierścienia. Kierowany żądzą
odzyskania swego skarbu, gotowy na wszystko Gollum nieustannie tropi
Froda, aż do momentu, gdy szczęście zawodzi go i rzuca do stóp swojej
niedoszłej ofiary. Frodo, przekonany, że jego prześladowca zasługuje
na śmierć, w ostatniej chwili wspomina słowa czarodzieja Gandalfa,
swego doradcy i przyjaciela: "Wielu żyjących zasługuje na śmierć.
A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Czy możesz
je im ofiarować? Nie szafuj więc zbyt chętnie śmiercią w imię sprawiedliwości (
...). Nawet mędrcy nie dysponują wszechwiedzą". W sercu Froda budzi
się współczucie. Jeszcze niejednokrotnie Gollum nastaje na jego życie,
ale zawsze spotyka się z przebaczeniem. Dopiero w ostatnim, krytycznym
momencie misji Froda wychodzi na jaw, jak wielkie znaczenie miał
jego akt miłosierdzia.
Pasją autora Władcy Pierścieni, lingwisty i filologa
J.R.R. Tolkiena, były języki obce - już jako chłopiec bawił się w
ich wymyślanie. Dla celów swojej książki stworzył później m.in. język
Elfów: używając w niej słów, zdań i pieśni w tym języku pogłębia
tajemnicze piękno tego jeszcze nie rozczarowanego świata. Istnieje
też Wspólna Mowa, dzięki której mieszkańcy odległych krain mogą się
porozumieć. Znajomość języków jest jednak ważna. Kiedy Pani Elfów,
Galadriela, wita w swym królestwie Krasnoluda Gimli, przedstawiciela
zwaśnionego z Elfami rodu, wspomina świetność jego kraju wymieniając
nazwy miejsc w jego własnym, pradawnym języku. Podnosząc ze zdumieniem
oczy, poruszony Gimli napotyka jej wzrok: "Wydało mu się, że spojrzał
nagle w serce nieprzyjaciela i ujrzał tam miłość i zrozumienie".
Władca Pierścieni obfituje w nadprzyrodzone zjawiska
i magiczne przedmioty. Magiczne w kontekście historii, której są
częścią, ale czy ich magia nie jest przetłumaczalna na wyrażane w
przenośni właściwości rzeczy zwykłych? Złoty Pierścień, z którym
każdemu chwilowemu właścicielowi trudno się rozstać, to niemal oczywisty
symbol bogactwa i władzy. Rodzi chciwość aż do zaślepienia, a choć
pozbycie się go zdaje się niemożliwe, jego zniszczenie jest jedyną
nadzieją na ocalenie ogarniętego złem świata. Gwiaździste Szkiełko,
flakonik podarowany Frodowi przez Galadrielę, rozprasza najgłębsze
ciemności - jak wspomnienie o przyjacielu, który myślami i sercem
jest zawsze blisko. Płaszcze utkane przez Elfów* pomagają uniknąć
spojrzeń wrogów, ale tylko dzięki swemu pochodzeniu: wszystko, co
tworzą Elfowie jest przeniknięte myślą o tym, co kochają. Stroje
te są więc jak Lorien, ich cudowna ojczyzna, wciąż niedostępna dla
zła. Na pytanie, czy płaszcze są magiczne, Elf odpowiada: "Nie wiem,
co masz na myśli".
Elfowie są nieśmiertelni. Co się jednak stanie, gdy księżniczka
Elfów pokocha człowieka? Dowiaduje się o tym Aragorn, potomek królów.
Jego wybranka, Arwena, mogłaby opuścić swego ojca i przyjąć los ludzki,
ale na tak wielkie wyrzeczenie należy zasłużyć. Musi minąć wiele
lat, zanim Aragorn, wyszedłszy cało z licznych bohaterskich walk
przeciwko Panu Ciemności, wróci jako dziedzic tronu i otrzyma odpowiedź
na swoją propozycję.
Mówiąc o uczuciach, nie sposób pominąć tu Sama, wiernego
sługi i towarzysza Froda. Jest przykładem prawdziwej przyjaźni, niezawodnej
w najtrudniejszych sytuacjach. To właśnie on pozostaje ze swoim panem
do końca; z szacunkiem i odwagą przyjmuje nawet na siebie całą misję
w chwili, gdy jest pewien, że Frodo nie żyje. Jego radość jest nieopisana,
kiedy wkrótce potem znajduje go żywego. Niejednokrotnie ratuje mu
życie, a u kresu podróży wciąż oddaje nieświadomemu tego gestu Frodowi
swoją część pożywienia i niesie go, wyczerpanego do granic możliwości,
na własnych barkach. Ze zdumieniem spostrzega wówczas, że nie tylko
nie traci sił, ale je odzyskuje. Dzielone cierpienie staje się połową
cierpienia. Wspólnymi siłami posuwają się naprzód.
Frodo, ledwie uchodząc z życiem, powraca do Shire, kraju
Hobbitów. Kiedy dosięga go tam dogorywające Zło, Frodo raz jeszcze
przebacza, darując życie okrutnemu zdrajcy, Sarumanowi. "Nie ma sensu
odpowiadanie zemstą na zemstę" - mówi. "Nie uleczy to żadnych ran"
.
Nie uleczyłoby z pewnością tej rany, którą Frodo odnosi
spędzając blisko rok na wędrówce w walce o Dobro, czasem tak intensywnej,
że staje się jedynie walką o przetrwanie. Zbyt mocno ociera się o
Ciemność. Jego odwaga rośnie wraz z niebezpieczeństwem, a wierni
do końca przyjaciele pomagają przetrwać nadziei, ale cena tak wielkiego
przedsięwzięcia musi być wysoka. Frodo sam wyjaśnia to najlepiej,
tłumacząc, dlaczego nie może pozostać w drogim mu Shire: "Często
tak właśnie bywa (...), gdy coś cennego znajdzie się w niebezpieczeństwie:
ktoś musi się tego wyrzec, utracić, by inni mogli to zachować". Czeka
go kolejna podróż, tym razem jednak bez niebezpieczeństw. Jego historia
dobiegła końca; księga opisująca największe osiągnięcie jego życia
zamyka się, ustępując miejsca nowemu wiekowi Ziemi.
Dzieło Tolkiena, zaliczane do klasyki literatury angielskiej
i nie tylko, jest z pewnością książką niezwykłą. Oprócz wielu banalnych,
choć prawdziwych stwierdzeń typu "czyta się ją jednym tchem", użyłabym
do jej określenia słów wyjętych wprost z treści. Podczas jednego
z postojów ogromnie zmęczony Frodo zasypia; wśród brzydoty i jałowości
krainy Zła nawiedza go piękny sen. Po przebudzeniu "nie pamiętał
z niego nic, a mimo to sen sprawił, że poczuł się radosny i było
mu lżej na sercu". Z niezliczonych, doprowadzonych do perfekcji szczegółów
Władcy Pierścieni pamięta się więcej lub mniej; ogólne wrażenie jest
jednak tak silne i pozytywne, że w istocie lektura napełnia radością,
inspiruje i wydaje się wydobywać z rzeczywistości nowe kolory. Mam
nadzieję, że wchodzący na ekrany film wywoła w widzach podobne nastroje,
oraz, iż czekając na drugą i trzecią część - przewidywane kolejno
na święta Bożego Narodzenia 2002 i 2003 - sięgną po samą książkę.
Z pewnością się nie zawiodą.
Polskie tłumaczenie "Elfowie" zamiast "Elfy" bazuje na podobnie niestandardowej formie u Tolkiena; ponadto "Elfy" kojarzą się co najwyżej z dziwnymi stworzeniami, zaś Elfowie to naród bardziej przypominający ludzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu