Gdy uchwalano ustawę "o zwrocie mienia żydowskim gminom wyznaniowym" (głównie głosami SLD i UW) - część prawicowej opozycji pozaparlamentarnej
podnosiła zasadne i zasadnicze wątpliwości, twierdząc, że ustawa
ta jest sprzeczna z polskim ustawodawstwem. Przypomnijmy: przedwojenne
żydowskie gminy wyznaniowe miały prawny status korporacji, które
istnieją tak długo, jak tworzący korporacje ludzie. Niemcy wymordowali
większość Żydów i większość wyznaniowych gmin żydowskich podczas
wojny przestała istnieć.
Żydowskie gminy wyznaniowe powstałe już po wojnie nie
są więc prawnymi spadkobiercami majątku tamtych gmin, istniejących
do czasu hitlerowskiego ludobójstwa. Mimo to ww. ustawa mówi o "zwrocie"
mienia... Właściwe byłoby określenie: "nadanie nowym gminom majątku
przez państwo polskie".
Same zresztą umawiające się strony - rządowa i żydowskie
mniejszości wyznaniowe (nie wszyscy Żydzi w Polsce są wierzący) -
musiały zdawać sobie sprawę z tej poważnej kwestii prawnej, gdyż
mimo przyjęcia określenia "zwrot mienia" - to, co będzie zwracane,
ustalać mają wspólne wojewódzkie komisje mieszane. Widać więc, że
ustawa używa terminu "zwrot" raczej na "użytek zewnętrzny" - podczas
gdy de facto o tym, jakie nieruchomości będą przyznawane, decydować
będą w trybie administracyjnym, więc uznaniowym, wspomniane komisje.
Przypomnijmy też, że "zwracany" (nadawany) ma być majątek
służący "celom religijnym, kulturalnym i społecznym" (bez względu
na to, co w tym kontekście słowo "społeczny" może oznaczać; a może
oznaczać wszystko...).
W świetle ww. faktów i stanu prawnego (wytworzonego wspomnianą
ustawą) widać wyraźnie, że o tym, jaki konkretnie majątek przyznawany
będzie przez owe komisje mieszane żydowskim gminom wyznaniowym, decydować
będą okoliczności pozaprawne: twardość negocjacji, presja wywierana
na negocjatorów, ich odporność na tę presję, rzeczowość argumentów,
zdolność uznawania argumentów rzeczowych i odrzucania argumentów
innych etc.
Dlatego ważne jest, aby w poszczególnych województwach
opinia publiczna wiedziała, o "zwrot" jakich nieruchomości (domów,
placów) ubiegają się żydowskie gminy wyznaniowe i jak motywują swe
żądania.
Można się bowiem obawiać, że będą to żądania niewspółmiernie
duże w porównaniu z celami, jakim te zwracane obiekty miałyby służyć:
celami "religijnymi, kulturalnymi, społecznymi". Obawy te są o tyle
uzasadnione, że właściwie opinia publiczna nie wie, jak liczne są
dziś w Polsce żydowskie gminy wyznaniowe tam, gdzie istnieją. Ostatnio (pisała o tym GW z 24 czerwca br.) związek gmin żydowskich w Polsce
i Światowa Organizacja ds. Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO) postanowiły
powołać wspólną fundację, która przejmie część majątku, jaki rząd
polski poprzez komisje mieszane zwracać będzie (i już zwraca) żydowskim
gminom wyznaniowym. Z podanych informacji wynika, że umawiające się
strony żydowskie chcą odzyskać "od 3 do 6 tysięcy obiektów" (!).
Dziwi wielka ilość tych "obiektów" oraz tak bardzo "rozstrzelony"
ich szacunek: w końcu 6 tysięcy to jest dwa razy więcej niż 3 tysiące...
Po wtóre: wartość samych tylko budynków (nie licząc wartości gruntów)
sięga rzekomo 2 miliardów dolarów, ale znam kompetentne osoby, które
szacują ten majątek na wielokrotnie wyższą kwotę. Czy rzeczywiście
takie są "potrzeby religijne, kulturalne i społeczne" gmin żydowskich
w Polsce, zważywszy, że GW (zapewne dobrze w tych sprawach poinformowana)
zapewniała niejednokrotnie, że w Polsce żyje już tylko "garstka Żydów"?...
Dlatego ważne jest, aby opinia publiczna w Polsce była
dobrze poinformowana o "apetytach" strony żydowskiej, o podnoszonych
argumentach, kontrargumentach i o decyzjach wspomnianych komisji.
Sprawa jest tym bardziej niepokojąca, że - według podpisanej
umowy między związkiem gmin wyznaniowych w Polsce a WJRO - dziewięć
gmin żydowskich w Polsce, położonych w dużych miastach, odzyska obiekty
w tych miastach "i wokół nich" (!) oraz na terenie 19 byłych województw.
Natomiast powołana wspólnie Fundacja - przez związek żydowskich gmin
wyznaniowych w Polsce i Światową Organizację ds. Restytucji Mienia
Żydowskiego - otrzymać ma "obiekty z pozostałych 30 byłych województw".
Porozumienie przewiduje nadto, że część odzyskiwanych "
obiektów" (w tym cmentarzy) będzie mogła "być sprzedana lub wynajmowana"!
Czy więc są to obiekty mające służyć owym ustawowym "
celom religijnym, kulturalnym i społecznym" żydowskiej mniejszości
narodowej w Polsce - czy też mają być przedmiotem handlu, obrotu,
wynajmu, akumulacji kapitału?
Czy jeśli np. odzyskany cmentarz (jako - w myśl ustawy
- "służący celom religijnym") zostanie następnie sprzedany - nie
będzie się to kłócić z samą intencją jego zwrotu "dla celów religijnych"?...
Widać stronie żydowskiej bardzo zależy na jak najszybszym
załatwieniu tej sprawy, jeśli przeznacza na samo przygotowanie wniosków
o zwrot mienia prawie milion dolarów. A więc ten milion dolarów,
wzięty na kredyt, spłacony ma być "z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży
odzyskanych obiektów". Widać zatem, że już z góry strona żydowska
zakłada, iż część zwracanych obiektów nie będzie służyć żadnym "celom
religijnym, kulturalnym i społecznym"!
Płynie stąd jednak wyraźna dyrektywa dla polskiej strony
rządowej, zasiadającej w owych wojewódzkich komisjach mieszanych:
należałoby zatem szczególnie krytycznie przyglądać się żydowskiej
argumentacji, uzasadniającej zwrot wskazanego obiektu ze względów "
religijnych, kulturalnych czy społecznych". I zwracać tylko te, które
konkretnej (określonej liczebnie) gminie żydowskiej są rzeczywiście
potrzebne. Rzeczywiście - czyli adekwatnie do liczby wyznawców. Musi
to spowodować konieczność wniesienia stosownej poprawki do obecnego
ustawodawstwa, precyzującej, na jakiej podstawie organy polskiej
administracji mają zaliczyć kogoś do "mniejszości narodowej" lub
wyznaniowej: inaczej strona żydowska mogłaby twierdzić, że np. w
województwie warszawskim połowa mieszkańców to Żydzi... Owszem, przejaskrawiam,
ale tylko po to, by ukazać ogromne możliwości nadużyć!
Wychodzi więc na to, że aby ustawa o "zwrocie mienia
żydowskim gminom wyznaniowym w Polsce" oraz wspomniana umowa związku
gmin wyznaniowych żydowskich w Polsce z WJRO weszły w życie - trzeba
wprowadzić i ustalić prawne kryteria kwalifikowania obywateli do
określonej mniejszości narodowej. Kto to ma robić: czy sami obywatele (zainteresowani) mają składać takie deklaracje dobrowolnie? Czy np.
gminy żydowskie mają wystawiać swym członkom takie metryczki?...
Bez ustalenia jednak takich kryteriów (co może wzburzyć zwolenników
neutralności wyznaniowej państwa...) trudno sobie wprost wyobrazić,
jak owe komisje będą ustalać, ile właściwie majątku rząd polski ma "
zwracać" żydowskim gminom wyznaniowym!
Rodzi się jeszcze jedno pytanie: w jaki sposób to skomplikowane (jak widać) rozwiązanie kwestii "zwrotu mienia" gminom żydowskim ma
się do projektów reprywatyzacji, mającej objąć także obywateli polskich
polskiego pochodzenia?... Czy w świetle znanych już propozycji nie
zachodzi tu aby rażąca nierówność, z pokrzywdzeniem Polaków polskiego
pochodzenia?
Może by rząd przeznaczył więcej czasu i pieniędzy na
wyjaśnienie społeczeństwu tej właśnie kwestii (bo może rzutować bardzo
poważnie na stosunki polsko-żydowskie w kraju), zamiast np. uprawiać
ostrą agitację za przystąpieniem do UE (o czym w końcu rozstrzygnąć
ma podobno referendum)? Kwestia ta - sądzę - bardziej bulwersuje
opinię publiczną niż sprawa integracji z UE, gdyż ta druga sprawa
jest już o tyle przesądzona, że bez względu na wynik referendum -
i nie czekając na nie - Sejm już zajął się uchwalaniem ok. 100 ustaw
dostosowawczych do UE... Te ustawy poważnie zmienią polskie prawo
i status polskich obywateli, nawet jeśli w przyszłym referendum powiedzieliby "
nie"...
Pomóż w rozwoju naszego portalu