Sercem i duszą witam wszystkich tworzących dzieło - „Niedzielę”. Dobry Boże, dziękuję Ci również za „Nasz Dziennik”. Teraz wystarczy tylko czytać i myśleć, i uczyć się
- przypominać sobie i żyć godnie dla Ojczyzny-Polski. Drodzy, którzy prowadzicie ten kącik do wymiany korespondencji, ja napisałam do trzech różnych Pań - każda z nich to osoba samotna, kulturalna,
również wykształcona, miłująca Boga i najwyższe wartości. Czekam już 5 miesięcy na odpowiedź i - cisza. Przyglądając się bardziej tej rubryce, doszłam do wniosku, że gdybym była panem i żyła zasobnie,
np. w Toronto, Chicago czy gdzieś Pensylwanii, to owe smutne wdowy zapewne by do mnie napisały. A ja miałam tyle dobrych intencji pomocy, dzielenia się pięknem i radością życia, zdobytą wiedzą, ale cóż
- ja to nie „on” i nie „tam”! Coraz bardziej polskie realia - mentalność, która nie buduje siebie, tylko w sobie te brzydkie cechy...
A ja kocham to, co Boskie, piękne, pokorne - moją ukochaną, biedną Polskę, te drogi, którymi stąpa Papież, o. Tadeusz Rydzyk i tylu wspaniałych ludzi Kościoła. Pójdę i ja za nimi, i choćby
na kolanach, z radością, że są. O Boże, tyle dobra. Bóg zapłać, żyję... a byłam powstańcem, sierotą do prześladowania.
Szczęść Boże!
Hanna
Gdy przygotowuję do druku oferty korespondencyjne, czasami zastanawiam się, jaka by była moja własna oferta. Kogo bym poszukiwała i z jakimi cechami? Jakie są moje zainteresowania? Stwierdziłam, że chyba nie umiałabym takiej napisać. Spacerować bez celu nie znoszę, roweru nie mam, choć kiedyś na nim jeździłam, więc chyba i nadal potrafię, podróże, owszem, lubię - ale tylko celowe. Książki? Nie mam czasu ich czytać, choć zawsze byłam ich wielbicielką. Muzyka? Nie mam czasu jej słuchać, a upodobania mam przewrotne. Listy? Nie mam czasu ich pisać, choć staram się nie tracić kontaktu z moimi korespondentami. Czy szukam bratniej duszy? Chyba nie, bo nie wystarcza mi czasu, by spotkać się z wszystkimi moimi dotychczasowymi bliskimi i przyjaciółmi. Co mnie interesuje? Raczej - sytuacje nietypowe i tzw. życiowe problemy. Czy cenię wartości? Staram się je w sobie wyrabiać, ale nie śmiałabym „mierzyć” ich u kogoś. Nieśmiałość? Owszem, jestem nieśmiała, ale też wiem, że tylko ode mnie zależy, czy ją przezwyciężę w sobie. Samotność? Ależ to wielki dar, jeśli mogę pobyć sama ze sobą, bo wtedy najłatwiej mi spotkać się także z Bogiem. Co wcale nie przeczy temu, że Boga odnajdujemy także w drugim człowieku. Oczywiście - kocham też przyrodę - góry, morze, zieleń wiosenną, a nawet zimową pluchę. Ale nie potrafię o tym rozmawiać, raczej - kontempluję w odpowiednich momentach. Czy ktoś zechciałby ze mną korespondować, gdybym to wszystko podała w moim anonsie? A do tego żyję samotnie (co nie znaczy, że nie mam rodzinnych obowiązków) i wcale nie tęsknię za kimś „do pary”. Mam zbyt dużo zajęć, zbyt dużo planów, których nie mam kiedy realizować, by zamartwiać się, że nie mam do kogo ust otworzyć. Gdy już dość mam moich „czterech ścian”, pozostaje telefon i zorganizowanie spotkania z przyjaciółmi. Właśnie ostatnio postanowiłam nieco bardziej „przyłożyć się” do takich spotkań, bo zbyt wiele osób już umarło, zanim się z nimi nagadałam do syta... I tylko tego typu „zobowiązania” są w stanie wytrącić mnie z codziennego kieratu spraw domowo-zawodowych, z tego kołowrotka między kuchnią a komputerem. No i jeszcze ostatnio byłam w kinie. Sama. Na Farenhait 9/11. To była niezła lekcja współczesnego świata. I chyba jednak wolę w tych nielicznych wolnych chwilach poczytać Niedzielę - większy to pożytek dla mojego ducha.
Pomóż w rozwoju naszego portalu