Pewnie całe życie przedreptalibyśmy w miejscu,
gdyby nie zadziwiające zjawisko,
które pociągnęło nas za sobą.
Ta Gwiazda nie mieściła się w żadnej teorii.
Zachowywała nieprzewidywalnie.
Szła po niebie jak przewodnik.
Budziła zachwyt i przerażenie.
Utwierdzała w przekonaniu,
że kieruje nią nieznany nam Bóg.
Szliśmy za nią posłusznie.
Bledło dotychczasowe życie
i wszystko to, co zostawialiśmy za sobą.
Liczyło się tylko nowe i nieznane.
Żebracy przed bramami miast,
złoczyńcy na drogach,
głodne dzieci wybiegające nam naprzeciw...
Ludzkie losy plątały nam nogi,
kneblowały usta,
zakrywały oczy.
Zdawało się, że bezpowrotnie utraciliśmy naszą Gwiazdę.
Zajaśniała z jeszcze większym blaskiem
i zatrzymała się w Betlejem, wskazując miejsce,
do którego dążyliśmy przez tyle miesięcy.
Zobaczyliśmy Dzieciątko.
Machało rączkami.
W tych gestach przeczuwaliśmy jakieś ważne znaki,
a głos tak miły uszom
był czymś więcej niż głosem gaworzącego niemowlęcia.
Skruszeni, spojrzeliśmy na swoje ręce:
pomimo darów były puste.
Wtedy zrozumieliśmy, że nasza podróż dopiero się zaczyna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu