Minęło już sporo miesięcy, kiedy na łamach przemyskiej Niedzieli spotykaliśmy się w rubryce Pochyleni nad Słowem. Dziś, jak to w życiu bywa, dokonała się wymiana pokoleń i robi to Ktoś inny. Od pewnego czasu myślałem, w jaki sposób stać się gościem Czytelników, którzy towarzyszą mi w drodze Słowa od blisko siedmiu lat. Z pomocą przyszło samo życie. Postanowiłem w każdą niedzielę siąść wraz z Wami za stołem świątecznym z refleksją inspirowaną słowem, jak to mówi sam tytuł. Będą to konstatacje zrodzone z obcowania ze słowem pisanym. Słowem, które intryguje, zachwyca, a czasem denerwuje. Może te ostatnie ma w sobie nośnik swoistego katharsis - oczyszczenia, nad którym nie można przejść do porządku dziennego. Może to właśnie słowo jest nośnikiem nadziei wyzwolenia. Trudno orzec. Trzeba się nad nim pochylić w milczeniu i w wewnętrznej samotności. Nie ma ono dziś wielu przyjaciół. Przyjmijcie mnie zatem z dozą życzliwości, czasem z przymrużeniem oka.
Zatem dzień dobry!
To ostatnie brzmi nieco zgrzytliwie, jeśli wziąć pod uwagę
fakt, o którym chcę pisać. 1 listopada zmarł niedawny przemyski Prezydent.
Dramat to wielki. Młody, bo zaledwie 42-letni człowiek, odszedł do
wspólnoty Świętych Obcowania, pozostawiając osierocone córki. Najmłodszą
w ostatnim świadomym akcie odebrał z przedszkola. Już wtedy, jak
to zauważyła siostra prowadząca tę instytucję widać było, że źle
się czuje. Czekając na dziecko oparł się w pewnej chwili o ścianę
przedszkolnej sali. Dziecko, jakby przeczuwając, że to ostatnie chwile
arkadii szczęścia zaraz po przyjściu do domu uparło się iść do taty,
który postanowił poczynić jesienne porządki przy domu. To maleństwo,
nie rozumiejąc co się dzieje stało się świadkiem ostatniej świadomej
chwili ojca.
Rozpoczął się czas oczekiwania. Do redakcji wpłynęła
złożona u grobu Czcigodnego Sługi Bożego pełna pogodzenia się z wolą
Bożą prośba o cud. Bóg chciał inaczej. Wycofaliśmy zatem te słowa
zawierzenia z naszej rubryki.
Wokół słów nadziei i wielkiej ufności pojawiły się i
inne słowa, bolesne.
Jedną z bardzo nagłośnionych "win" Zmarłego było niedopuszczenie
do finału Owsiakowej akcji w mieście nad Sanem. Ludzie zdawało się
uczciwi, inteligentni, głosili absurdalne słowa o zaprzepaszczonej
okazji do promocji miasta. Spotkałem się wtedy z Panem Prezydentem.
Spokojnie powiedział o tym, że nie życzy sobie promowania demoralizacji.
Radio "Hot" omal nie zakrztusiło się słowami nienawiści, młodzież
zamiast uczyć się zaczęła zbierać podpisy, pikietować. Istna paranoja.
Szkoda, że inspiratorzy nagonki nie sięgnęli po świadectwa tych,
którzy byli na stacji Woodstock w Żarach. Na pogrzebie prezydent
Przemyśla, łamiącym się głosem powiedział: "Ta śmierć winna stać
się okazją do rachunku sumienia dla wielu z nas". Dodam do tego świadectwo
nie księdza, ale Marka Kotańskiego, którego media po jego "przemianie"
nie dopuszczają na ekrany i do radiowych mikrofonów. Na łamach W
drodze dał takie oto świadectwo: "Po przystanku Woodstock, do moich
ośrodków trafia duży procent młodzieży, która pytana o pierwszy kontakt
z narkotykami wskazuje, niestety, tę imprezę, gdzie jednym z naczelnych
haseł jest Stop narkotykom. I jeszcze jedno świadectwo - ludzi, którzy
posługiwali w lazaretach tej imprezy: "Posługiwałem w lazarecie dwie
noce. Przynoszono ludzi nieprzytomnych od alkoholu lub środków odurzających,
często zasikanych. W trakcie tej posługi zdarzali się też tacy, którym
ukradziono namioty, karimaty, śpiwory. Widziałem młodzież z torebkami
foliowymi napełnionymi rozpuszczalnikiem, który wąchała".
Czy takiej promocji miasta pragnęli szafarze niedobrych
słów? Może w ramach owego proponowanego przez obecnego Prezydenta
miasta rachunku sumienia, wykorzystując dar inteligencji sięgniemy
do Więzi, W drodze. Warto, choćby po to, żeby zrozumieć że nie tylko
Życie na gorąco i Rodzina Kiepskich tworzy etos polskiej, także przemyskiej
inteligencji.
1 listopada, bardzo późnym wieczorem, jak zwykle gdy
pokazuje się tematy budujące, w Telewizji "Polonia" pokazano reportaż
z cmentarza w Charkowie. I popłynęły z ekranu wraz ze łzami żalu
słowa budujące: "czekałam na niego wiele lat. Pozostałam mu wierna"
. "Przez dziesiątki lat modląc się modlitwą Ojcze nasz z trudem przychodziło
mi wymawiać słowa: ´jako my przebaczamy´. Ale Pan Bóg dał mi siłę.
Dziś, ja stara kobieta, podchodziłam do żołnierzy obcego kraju, może
wnuków, tych, którzy zabili moje szczęście i podając im dłoń mówiłam
słowa o przyjaźni, która jedynie jest zdolna uchronić nas przed koszmarem
tamtych wydarzeń. Ze zdziwieniem widziałam w oczach tych młodych
chłopców łzy, które kryli, bo przecież byli na służbie".
Tak, to było w Charkowie. W miejscu, gdzie bełkot pijacki
zbezcześcił pamięć bohaterów i podeptał łzy. Ale tym dramatem wielu
z nas się nie przejęło. Zdecydowana większość poparła tamtą deprawację
słowem "tak", dla sprawcy profanacji.
Codziennie rano po Mszy św. mijam rodziców, którzy do
katolickiego przedszkola prowadzą swoje dzieci. Zdecydowana większość
z nich mija mnie bez słowa. Szkoda. Ranne "Pochwalony JezusChrystus"
może stać się modlitwą, na którą ze zrozumiałych często względów
nie macie czasu.
Językoznawcy mówią o tzw. kreatywnej roli słowa. Bądźmy
czujni. Nasze słowa sądu wrócą kiedyś do nas jako nasz balast. Słowa
jedynie słusznej racji uzasadniającej śmierć człowieka, który przez
lata pełnił społeczną funkcję trwają zdecydowanie dłużej niż "Wieczne
Odpoczywanie" zmówione w intencji tego, który trwa w miłosiernej
myśli Boga. Pilnujmy słów. One nas ujawniają, one także nas rodzą.
Kiedy, słowem zatroskania prosi się pedagogów o świadectwo wiary
podczas młodzieżowych rekolekcji, przyjmują je w zdecydowanej większości (
tak, to nie przesada) za naruszające ich godność i ze spokojem oddają
się świątecznym porządkom. Też kiedyś umrzemy, może już wkrótce.
Czy chcielibyście, by nad bólem waszych bliskich zawisł smog ohydnych
słów.
W sobotę pożegnaliśmy człowieka, który, a wiem to jako
katecheta jego córki, raz po raz ocierał się o hiobowy los. Nie był
bez wad, ale wadził się z tym niespełnieniem w mroku kościoła, mocą
codziennej Eucharystii. Być może zdrowiem przypłacił niedobre alianse,
ale szukał jakiegoś światła, może nadziei w cieniu Krzyża Zawierzenia.
Ufam, że miłosierny Chrystus czekający na postawienie tego krzyża,
którego w dniach Jubileuszowych uroczystości nie można było postawić
wskutek nieuczciwości wykonawców, przyjmie Go do swojej chwały, a
osieroconym da łaskę pokoju, którego On tylko jest Dawcą.
Drodzy przemyscy mieszczanie, rajcy - uważajmy na słowa.
One budują nasze miasto. Pamiętajcie, słowa nas wyrażają, ale i budują.
Z pokorą modlę się, świadom własnych win i oczekując w nadziei, że
kiedyś ktoś za mnie się pomodli, o Twój Prezydencie Wieczny Pokój. "
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj
mu świeci". Odpoczywaj w pokoju Panie Tadeuszu i pamiętaj o swoim
mieście.
Do spotkania za tydzień!
Pomóż w rozwoju naszego portalu