Reklama

Gdy chorują najmniejsi...

Rodzice znają strach i niepokój, który towarzyszy pozostawieniu dziecka w szpitalu. Boimy się. Często również dlatego, że nie ufamy służbie zdrowia. Czy dolnośląscy rodzice powinni się bać, gdy chorują najmniejsi?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Raport, który przeraził

W czerwcu ubiegłego roku raport wykonany na zlecenie urzędu marszałkowskiego wykazał, że Dolny Śląsk ma fatalną opiekę nad noworodkami. Mamy za mało specjalistów i przestarzały sprzęt - pisano. W ciągu pierwszych sześciu dni po porodzie umiera u nas statystycznie więcej dzieci niż w krajach Europy Zachodniej. I o ile duże szpitale nadrabiają, o tyle te o mniejszym stopniu referencyjności (małe placówki, które są przygotowane do przyjmowania porodów bez powikłań - przyp. red.), właściwie nie mają szans na udzielenie pomocy noworodkowi z problemami. W szpitalach o najniższym stopniu referencyjności pracuje w najlepszym razie tylko jeden neonatolog, który siłą rzeczy nie może dyżurować na okrągło. Na wielu oddziałach brakuje sprzętu, który umożliwiłby monitorowanie podstawowych funkcji życiowych noworodka, jak choćby ciśnienie krwi. A jeśli aparatura jest, to nadaje się do muzeum, bo pracuje od kilkudziesięciu nawet lat. Gdzieniegdzie stoją jeszcze węgierskie inkubatory, które już w momencie wprowadzania na rynek, 20 lat temu, miały złą opinię. Np. trudno ustawić w nich prawidłową temperaturę, więc można narazić dziecko na przegrzanie. Dzięki nowoczesnemu wyposażeniu i doświadczonym lekarzom wcześniaki i ciężko chore maluchy miałyby szansę przeżyć i wyzdrowieć. Jednak na Dolnym Śląsku ciężko jest znaleźć dla nich takie miejsca - grzmiał raport.

Czy wszędzie jest tak samo?

Kilka miesięcy później - w październiku - opublikowano wyniki Ogólnopolskiego Rankingu Szpitali „Bezpieczny Szpital 2008”. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny we Wrocławiu, Ośrodek Badawczo-Rozwojowy z ul. Kamieńskiego znalazł się na drugim miejscu na Dolnym Śląsku. To ważna wiadomość, zwłaszcza dla rodziców. Jest miejsce, gdzie można powierzyć chore dziecko i nie bać się zaufać lekarzom, którzy sprawują nad nim opiekę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Prawda o liczbach

Takie raporty nie napawają lekarzy optymizmem - mówi dr Małgorzata Rudnicka, ordynator Oddziału Neonatologicznego szpitala przy Kamieńskiego - Jednak my wiemy, jak pracujemy na co dzień, ile wysiłku wkładamy w ratowanie dzieci. Oczywiście, nasza praca musi być monitorowana i oceniana, jednak oddział, którym ja kieruję, nie zawyża tych liczb. Jeśli przeanalizować liczbę zgonów okołoporodowych w naszym szpitalu, okazuje się, że pracą i wysiłkiem, fachowością lekarzy, przyczyniamy się do obniżania tych drastycznych wskazań.

Reklama

Zanim urodzi się wcześniak

Staramy się mieć dobrą współpracę z oddziałem ginekologiczno-położniczym, aby za każdym razem położnicy informowali nas o tym, gdy chcą taką pacjentkę przyjąć na swój oddział. Bo jeśli istnieje zagrożenie, że poród nastąpi w ciągu kilku lub kilkunastu dni, a my wiemy, że mamy pełne obłożenie na oddziale intensywnej terapii i brakuje sprzętu, to przecież lepiej i bezpieczniej, aby dziecko, jeszcze in utero, czyli jeszcze we wnętrzu mamy, zostało przewiezione do innego oddziału. Taka decyzja jest konieczna i podjęta w porę często ratuje życie dziecka - tłumaczy dr Rudnicka.

Świadomość matki

Ważne są nie tylko: fachowość personelu, jakość sprzętu, ale przede wszystkim świadomość matki, która czeka na dziecko. Ona musi pytać, musi wiedzieć. Lekarze położnicy, prowadzący ciąże, zwłaszcza w jakikolwiek sposób zagrożone, muszą informować matki o wszystkim, co dotyczy ich dziecka. Wtedy kroki podejmowane w prowadzeniu ciąż zagrożonych będą właściwe. Tu często decyduje czas - tłumaczy prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistyczny i Ośrodka Badawczo-Rozwojowego we Wrocławiu.
Statystyki dotyczące umieralności okołoporodowej prawdopodobnie odpowiadają rzeczywistości, natomiast odpowiedź na pytanie, co zrobić, aby było inaczej, dotyczy również okresu ciąży - dodaje dr Małgorzata Rudnicka. To, jak ona jest prowadzona ma duży, jeśli nie największy, wpływ na to, co potem dzieje się z dziećmi. Ciąża powinna być lepiej monitorowana i jeśli jest zagrożona, matka powinna znaleźć się w szpitalu, który jest w stanie pomóc dziecku urodzonemu za wcześnie. Są ośrodki pierwszego stopnia, które absolutnie nie są przygotowane na to, aby pomóc takiemu dziecku, a transport noworodka zazwyczaj potem pogarsza jego stan. I wtedy zdarza się, że dzieci umierają.

Reklama

Czy zawsze przyczyną jest brak pieniędzy?

Przyzwyczailiśmy się do powtarzania, że byłoby lepiej, gdyby było więcej pieniędzy dla szpitali. I nie jest to pusty frazes - sytuacja większości polskich placówek przeraża, stopień ich zadłużenia rośnie w strasznym tempie. I pewnie to również sprawia, że boimy się o skuteczność leczenia. Gdy chodzi o dzieci, ten strach nabiera innego wymiaru. Jednak wśród lekarzy jest wielu takich, których braki i trudności nie przerażają: oni walczą.
- Do 1992 r. nie mieliśmy oddziału kardiochirurgii i kardiologii dziecięcej. Toczyłem boje przez długie lata i ten oddział powstał, zmniejszając znaczenie śmiertelność i umożliwiając wcześniejsze wykrywanie wad serca u dzieci - tłumaczy prof. Witkiewicz. Nie było pieniędzy, więc sprzęt i aparatura, które trafiły do szpitala dzięki pomocy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy bardzo nam pomogły. Ale to nieprawda, że niczego nie było. Są po prostu sprzęty, które szybko się zużywają. Są takie, których mamy zbyt mało w stosunku do liczby rodzących się dzieci. Zaletą tej akcji, jaką jest Orkiestra - mówi prof. Witkiewicz - jest to, że dzięki temu, iż zakupywana jest naraz duża ilość sprzętu, możliwe jest otrzymanie niezwykle korzystnej jego ceny. To są zazwyczaj kosztowne aparatury, a Orkiestra zakupuje je niejako po cenach hurtowych. Ale jest to tylko dodatkowe źródło zasilania dla szpitali. Personel, kadra, kształcenie jej - to przecież dwie trzecie ponoszonych kosztów.

Na szczęście wciąż rodzą się dzieci...

Po otwarciu szpitala tu był największy w Polsce oddział ginekologiczno-położniczy, miał 220 łóżek. Rodziło się wtedy od 15-20 dzieci w ciągu doby. Do dziś urodziło się ponad 58 tys., w tym 654 pary bliźniacze i trzy razy trojaczki, a przez oddział pediatryczny przewinęło się 43 104 dzieci, przez kardiologiczny 16 tys. dzieci a 105 tys. dzieci było operowanych - opowiada prof. Witkiewicz. Tu też urodziła się pierwsza Polka w noc milenium, w noc przełomu 1999 i 2000 r.

Reklama

O dzieci trzeba walczyć

Moja kariera chirurgiczna zapisała się kilkoma przypadkami chorych dzieci. Najbardziej utkwił mi przypadek 14-letniej Małgosi, która we Wrocławiu wpadła pod tramwaj. Obcięło jej nóżkę powyżej kolana. Na ostrym dyżurze w klinice na Poniatowskiego przywieziono to dziecko i ja się nim wtedy opiekowałem. Wkradała się infekcja, nie udało się tej nóżki uratować. Ale to nie był koniec przygody z Małgosią. Kiedy zdała maturę, dostała się na studia medyczne z najwyższą punktacją. Ale jest taka zasada, że nie może być lekarzem ktoś, kto jest kaleki: bez ręki, bez nogi. Byłem wtedy przedstawicielem młodych pracowników nauki w senacie. Wystąpiłem z mową, chyba bardzo płomienną mową, i pani Małgosia została przyjęta na studia medyczne. Kiedy je ukończyła, przyszła do mnie i tu, w szpitalu, zrobiła specjalizację z chirurgii. Potem jeszcze specjalizowała się w rehabilitacji i jest ordynatorem na Poświęckim Oddziale Rehabilitacji - wspomina prof. Wojciech Witkiewicz. O dzieci trzeba walczyć - dodaje.

Musimy sobie radzić, usprawiedliwień nie ma

Na moim oddziale neonatologii jest 9 miejsc intensywnej opieki, 6 respiratorów i 3 aparaty wspomagające oddychanie bezinwazyjne. Ale obłożenie na wcześniakach jest pełne, bo na 15 miejsc dziś wszystkie są zajęte - relacjonuje dr Małgorzata Rudnicka - Aby czuć się naprawdę bezpiecznie, potrzeba tych miejsc 20.
Przez długi czas uważano, że skoro rodzi się coraz mniej dzieci, to można zmniejszać liczbę łóżek na oddziałach pediatrycznych - dodaje Ordynator Oddziału pediatrycznego dr Ewa Kochańska. - Zapomniano, że u dzieci występuje sezonowość chorób, i od jesieni aż do późnej wiosny leczymy ciężkie zapalenia płuc, astmy, a w czasie wakacji więcej biegunek. Zapomniano, że wyż demograficzny z lat 80. wszedł teraz w okres prokreacji. Rodzi się dużo dzieci, a zachorowalność niemowląt wzrasta. Brakuje łóżek dla niemowląt. Dziś są 42 łóżka, w tym 30 dla dzieci, bo pozostałe dla ich mam. Jednak u nas pomoc dla dzieci jest priorytetem. Co roku składamy Dyrekcji zapotrzebowanie sprzętowe i nigdy nie spotkałam się z odmową. To wielka zasługa Pana Dyrektora - mówi dr Kochańska.
Marzy nam się, aby dzieci rodziły się zdrowe. Nie chcemy widoku łóżek na korytarzu, a był czas, że i takie decyzje musiałam podejmować. To trudne nie tylko dla mamy z dzieckiem, ale dla lekarza również - tłumaczy.

Kto pomaga szpitalowi? Kto się „dorzuca” do wydatków?

Miasto z reguły w ogóle się nie dorzuca - mówi prof. Witkiewicz - ale dzięki prezydentowi Dutkiewiczowi szpital ma lądowisko dla helikopterów. Zostaliśmy zobowiązani do utworzenia szpitalnego oddziału ratunkowego, ale nie dostaliśmy na to żadnych pieniędzy. Koszt wybudowania tego lądowiska wynosił 260 tys. zł. 180 tys. dał prezydent.
Ponieważ szpital się finansuje, z reguły słyszymy: Wy i tak sobie poradzicie, więc pomożemy tym, którzy radzą sobie gorzej - uśmiecha się profesor.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Pizzaballa przywiózł pomoc dla mieszkańców Strefy Gazy

2024-05-16 16:45

[ TEMATY ]

strefa gazy

Abp Pizzaballa

Włodzimierz Rędzioch

Pierbattista Pizzaballa OFM

Pierbattista Pizzaballa OFM

Łaciński patriarcha Jerozolimy kard. Pierbattista Pizzaballa przyjechał dziś do Strefy Gazy. Jest to pierwszy etap misji humanitarnej prowadzonej z Zakonem Maltańskim, we współpracy z Malteser International i innymi partnerami, mającej na celu przekazanie żywności i lekarstw mieszkańcom Gazy, odciętym od świata z powodu działań wojennych.

Wraz z kard. Pizzaballą do Strefy Gazy przyjechali m.in. wielki szpitalnik Zakonu Maltańskiego Alessandro de Franciscis i proboszcz z Gazy, ks. Gabriele Romanelli, którego wybuch wojny w październiku ub.r. zastał w Betlejem i od tamtej pory nie mógł wrócić do swej parafii.

CZYTAJ DALEJ

Czy miłujesz Mnie?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Grażyna Kołek

Rozważania do Ewangelii J 21, 15-19.

Piątek, 17 maja

CZYTAJ DALEJ

Duda: wszystko, co dotyczy bezpieczeństwa Polski powinno być poza sporem politycznym

2024-05-17 13:50

[ TEMATY ]

polityka

Prezydent Andrzej Duda

PAP/Piotr Nowak

Wszystko, co jest obecnie związane z bezpieczeństwem Polski powinno być wyłączone spoza politycznego sporu - podkreślił w piątek prezydent Andrzej Duda. Prezydent zaznaczył też, że zawsze apeluje o dialog i jest otwarty na rozmowy z każdym.

Prezydent przed wylotem do Włoch na obchody 80. rocznicy Bitwy o Monte Cassino był pytany o zamach na premiera Słowacji Roberta Ficę w kontekście polskiego sporu politycznego oraz o orędzia marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Marszałek powiedział m.in., że natychmiastowe ostudzenie temperatury sporu jest kwestią wagi państwowej i że jest to sprawa bezpieczeństwa Polski. Jak wskazał, "radykalizm rodzi chaos", a "chaos osłabia nas względem zewnętrznych wrogów".

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję