Ks. Piotr Bączek: - Jak to się stało, że w Bielsku-Białej odbyła się konferencja prowadzona przez brytyjską wspólnotę charyzmatyczną?
Mirosław Hankus: - Przed dwoma laty kilku członków naszej wspólnoty uczestniczyło w podobnej konferencji - szkole charyzmatów, zorganizowanej przez Odnowę w Duchu Świętym diecezji białostockiej. Chętnych na tamten wyjazd było znacznie więcej, ale ostatecznie mogło pojechać tylko kilka osób. Po głębokim przeżyciu tego czasu i doświadczeniu wiary, żywego Kościoła, działania Ducha Świętego i samej posługi wspólnoty „Cor et Lumen Christi”, powstała w nas taka myśl, że można przecież taką konferencję zorganizować w Bielsku-Białej.
Planowaliśmy konferencję na wrzesień tego roku, ale jak się okazało, jedynym możliwym dla Damiana i jego wspólnoty terminem był weekend 6-8 lutego.
Sama organizacja nie była już jakimś wielkim problemem. Potrzebowaliśmy sali na ok. 400 osób i dzięki uprzejmości Wyższej Szkoły Administracji w Bielsku-Białej udało się takową wynająć.
- Samo słowo „konferencja” kojarzy się z wykładami, odczytami...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Brytyjczycy nie używają tego słowa. Oni mówią po prostu: szkoła charyzmatów. W zasadzie chodzi zarówno o nauczanie, formę wykładów, jak i o działanie, dynamikę. Najogólniej - chodzi o konkretne przeżycie usłyszanego słowa, które poprzez posługę wspólnoty kierował do nas Pan Bóg. Można to nazwać warsztatami, ale przyjęło się, że bierzemy udział w konferencji.
Spotkanie - szkoła charyzmatów, jak sama nazwa mówi, poświęcone było charyzmatom, czyli znakom działania Ducha Świętego w Kościele. I mogliśmy doświadczyć większości charyzmatów, o których pisze św. Paweł: daru języków, słowa proroctwa, słowa poznawania, posługi uzdrawiania.
- Czego nauczyła się diecezjalna Szkoła Nowej Ewangelizacji od swoich braci z Wielkiej Brytanii?
- Szkoła charyzmatów była pewnego rodzaju lekcją dla naszej wspólnoty. Wydaje się, że mogliśmy dowiedzieć się, co zrobić, żeby lepiej dotrzeć do ludzi z orędziem Chrystusa. Wielu z nas otwarło się na nowe natchnienia Ducha Świętego i przyjęło Jego dary. Ponadto, bardzo mocno zostało podkreślone jeszcze jedno: posłuszeństwo. Damian wiele razy akcentował tę sprawę - w tym, co robimy musimy być posłuszni Kościołowi, biskupowi.
- Przez kilka dni miałeś osobisty kontakt z Damianem Stayne, liderem „Cor et Lumen Christi”. Jaki to człowiek?
- Dla mnie Damian jest przede wszystkim człowiekiem wielkiej i głębokiej wiary. I ta wiara rodzi owoce. On ze swą wspólnotą jeździ po całym świecie ewangelizuje, daje świadectwo swojej wiary i są tego owoce w postaci zwiększonej aktywności wspólnot, objawiają się liczne charyzmaty, Bóg potwierdza naukę znakami i cudami.
- Jak 22-letni człowiek przekłada to swoje intensywne doświadczenie działania Boga na pójście do świata, na świadectwo w konkretnych warunkach codziennego życia. Jak to się dzieje w Twoim przypadku?
Reklama
- Przełożenie tego, czego doświadczamy we wspólnocie na świadectwo wiary, wymaga konfrontacji z tym światem. I to jest właśnie najtrudniejszą rzeczą. To wymaga odwagi.
Po pierwsze, świadectwo objawia się w naszym sprzeciwie wobec tego, co złe. Mamy na przykład brata we wspólnocie, który zrezygnował z pracy, gdy postawiono mu warunek, że musi popełnić jakieś oszustwo.
Po drugie, chodzi o odwagę powiedzenia, że żyję z Chrystusem i że to jest wspaniałe i dobre. Ja sam miałem trudność z dawaniem takiego świadectwa. A teraz, po osobistym głębokim doświadczeniu Boga podczas tej, czy innej konferencji, przychodzi to łatwiej. Ufam, że Duch Święty wlewa we mnie na tyle odwagi, że chcę o tym mówić. Mogę spokojnie ludziom opowiedzieć o swoim doświadczeniu wiary. Wcześniej występowały jakieś wewnętrzne opory, obawa o to, co ten czy inny o mnie powie, pomyśli.
Kolejnym owocem jest coś, co nazwałbym codziennym wołaniem o Ducha Świętego, o jego prowadzenie. Przychodzą jakieś trudne momenty, decyzje, i wtedy okazuje się, że przychodzi rozwiązanie. Pan Bóg podpowiada jak konkretnie rozwiązać dany problem.
- Co daje uczestnictwo w życiu takiej wspólnoty jak Szkoła Nowej Ewangelizacji?
- Pierwszą, najważniejszą rzeczą związaną z życiem we wspólnocie jest - w moim przekonaniu - wspólne trwanie w jedności. We wspólnocie obok mnie są ludzie, którzy przeżywają tak samo, mają te same problemy, tak samo jak ja starają się wierzyć. Wspólnota daje oparcie w przeżywaniu codziennego życia w świetle wiary. Są na przykład takie przypadki, że ktoś przeżył nawrócenie, ale nie nawróciła się jego rodzina. Wtedy wspólnota modli się za naszych bliskich. Każdego miesiąca mamy nocne czuwanie, podczas którego modlimy się we wszystkich naszych intencjach, omadlamy wszystkie problemy, naszą posługę. To daje siłę.
- Czy nie grozi to stworzeniem sobie wygodnej enklawy, w której czujemy się ze sobą bardzo dobrze?
Reklama
- Oczywiście, można by się zamknąć w tej wspólnocie, odgrodzić od złego świata, stworzyć enklawę, w której się rozumiemy, wzajemnie wspieramy, ale nie o to chodzi. Przecież ostatnie słowo wypowiedziane do uczniów przez Chrystusa to jest zdanie „Idźcie i głoście”. Mamy iść do ludzi i zanieść im żywego Chrystusa. Mamy pokazać, że dla człowieka panem nie mogą być pieniądze, telewizor, czy różne inne sprawy, lecz prawdziwy Bóg.
Mamy powiedzieć ludziom, że Jezus żyje i zbawia każdego człowieka, że Bóg kocha i wychodzi naprzeciw cierpieniu i wszelkim trudom naszego życia. Mówiąc inaczej: jeśli ktoś chciałby charyzmaty zachować dla siebie to będzie je tracił. Charyzmaty, jak nauczał św. Paweł, mają na celu budowanie wspólnoty, budowanie Kościoła. Charyzmaty są również, w moim przekonaniu, konieczne w ewangelizacji.
- Wychodzenie do ludzi z takim orędziem to także narażanie się na niezrozumienie, nawet na odrzucenie...
- W naszej posłudze zdarza się też bezpośrednia ewangelizacja, czyli chodzenie od domu do domu i mówienie ludziom o miłości Boga. Oczywiście robimy to przy okazji jakichś rekolekcji w parafiach, zawsze za wyraźnym pozwoleniem księdza proboszcza. I w takich sytuacjach spotykałem się czasem z reakcjami nerwowymi, emocjonalnymi - i byli to często ludzie wierzący. Czasem podniesionym, ostrym głosem ktoś mówił: nie musicie mi tego mówić, bo ja to wszystko wiem. A przecież padały słowa, że Bóg nas kocha.
Naszym zadaniem nie jest pouczanie człowieka jak ma żyć. Nie chcemy moralizować. Chcemy po prostu głosić orędzie o Bożej miłości. W szkole ewangelizacji istnieje wyraźne rozróżnienie kerygmatu i katechezy. Najpierw głosimy żywego Boga, dajemy świadectwo, że Chrystus dziś żyje i działa, a dopiero później, gdy człowiek spotka się z żywym Bogiem, przychodzi czas na katechezę, na pogłębienie jego wiary.
- Czy Szkoła Nowej Ewangelizacji jest dla każdego? Czy jest ktoś, kto się do takiej wspólnoty nie nadaje?
Reklama
- Widziałem już tyle świadectw przemian, że skłaniam się do stwierdzenia, że nasza wspólnota jest dla każdego. Ale z drugiej strony ktoś, kto zaangażuje się we wspólnotę, musi mieć świadomość, że nie jest tylko biorcą, ale także i dawcą. Innymi słowy: jeśli coś od Boga otrzymał, doświadczył Go poprzez wspólnotę, powinien swoim doświadczeniem się podzielić z bratem lub siostrą.
- Jaki był Twój pierwszy kontakt z charyzmatami?
- Po raz pierwszy zetknąłem się z charyzmatami kilka lat temu, podczas rekolekcji oazowych we Lwowie, gdzie pełniłem posługę animatora. Pamiętam, że na początku nic nam się nie kleiło, pojawiały się jakieś konflikty, problemy. Ale wciąż się modliliśmy, trwaliśmy razem. I okazało się, że w ostatnie trzy dni Duch Święty zaczął działać poprzez charyzmaty. Wtedy pierwszy raz usłyszałem modlitwę językami, zetknąłem się z darem spoczynku w Panu.
- Co odpowiedziałbyś na swego rodzaju zarzut, że to wszystko trochę „na siłę”?
- Podchodzę do tego tak, jak to jest napisane w Piśmie Świętym: Duch Święty daje komu chce i kiedy chce. Początkowo obawiałem się tych darów. Potem pojawiało się pytanie: czemu ja nie otrzymałem a inni dostali? W końcu pojawiła się myśl: Boże, jeśli jestem na tyle pokorny, że możesz mi ten dar dać, tak bym nim służył, to uczyń tak, a jeśli nie, to daj mi najpierw pokorę. I Bóg, po czasie wytrwałego oczekiwania, odpowiadał.
- Gdybyś miał opisać to, co towarzyszy człowiekowi, który otrzymuje od Boga dar charyzmatu...
- Jakie to jest uczucie? To przede wszystkim głęboki pokój w sercu. I to jest najpiękniejsze doświadczenie tej modlitwy.
Szkoła charyzmatów
„Starajcie się posiąść miłość, troszczcie się o dary duchowe” - pod takim hasłem od 6 do 8 lutego odbywała się w Bielsku-Białej konferencja, szkoła charyzmatów, prowadzona przez członków brytyjskiej wspólnoty „Cor et Lumen Christi” (Serce i Światło Chrystusa). Spotkanie zorganizowane zostało przez bielską Diecezjalną Szkołę Nowej Ewangelizacji (DSNE) „Wspólnota świętych Cyryla i Metodego”. 3 dni szkoły charyzmatów wypełnione były modlitwą, adoracją Najświętszego Sakramentu oraz praktycznymi warsztatami. Z uczestnikami szkoły spotkał się bp Tadeusz Rakoczy.
„Cor et Lumen Christi” jest katolicką wspólnotą charyzmatyczno-kontemplacyjną. Założona przez Damiana Stayne’a w 1990 r., posługuje na całym świecie głosząc słowo, które jest potwierdzane znakami i cudami. Od 1995 r. jej siedzibą jest położone niedaleko Londynu miasteczko Chertsey.
PB