– Jak było na chrzcinach?
– Szybka msza, dobry obiad, czego więcej trzeba?
Taki dialog został zawarty w scenariuszu jednego z polskich seriali. To tylko dwa zdania, sama scena wyglądała jak zwyczajna rozmowa pokazująca bardzo pozytywny obraz rodzinnej uroczystości. Ten niewinny dialog jest dobrą okazją do tego, aby uczynić małą duchową diagnozę naszych czasów. Gdyby taka rozmowa była reprezentatywną grupy ochrzczonych moglibyśmy uznać, że obojętność religijna rozgościła się na dobre w sercach ludzi. Zagościła się na tyle dobrze, że pozostaje wręcz niezauważalna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na samym początku można uchwycić się używanych słów. Nie padło słowo chrzest, ale chrzciny. Dla wielu osób słowa te są równoznaczne, tymczasem jest między nimi znacząca różnica. Chrzest to sakrament – spotkanie z Bogiem, wejście w życie łaski. To moment, w którym Bóg sam działa. To sakrament, który jest bramą. Chrzciny natomiast to wydarzenie, które może odbywać się po chrzcie. To rodzinny obiad, wspólne zdjęcia, prezenty, rozmowy i inne. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo przecież patrząc na życie naszych rodaków przed wiekami, wydarzenia związane z sakramentami świętowano hucznie. Można się jednak zastanawiać, czy samo świętowanie i jego otoczka nie przysłania tego, co najważniejsze.
Reklama
Gdyby skrupulatnie ocenić słownictwo, możemy stwierdzić, że częściej nie mówimy o chrzcie, ale o chrzcinach. Niby niewielka różnica, ale pokazująca, że w centrum nie jest sam sakrament, ale impreza towarzyska. Nie sacrum, ale to, co wokół: restauracja, goście, tort, prezenty. I nie dziwi wtedy, że mile widziana jest “szybka msza” lub, gdy sakrament jest udzielany poza Eucharystią, to można powiedzieć: “szybki obrzęd”. W takiej sytuacji, czego więcej trzeba? A może właśnie - czegoś więcej potrzeba!
Chrzest jest pięknym sakramentem, ale jest to także początek drogi ochrzczonego w życiu wiarą.
Gorzej jeśli ten początek nie będzie miał kontynuacji w życiu wiarą, a zatrzyma się na punktach: Chrzest, Komunia, Bierzmowanie, Małżeństwo, Pogrzeb. A co jeśli dla rodziców, rodziców chrzestnych i gości dzień chrztu będzie tylko zwyczajem, potrzebą, “aby się dziecko dobrze chowało”, “aby “kolki” nie było” itp. Ile będzie w tym duchowego sensu? Tymczasem Bóg potrzebuje serc ludzkich, które pragną Go przyjąć.
I zobaczmy, taki zwykły serialowy dialog i jego interpretacja w konfrontacji z doświadczeniem codzienności pokazuje, że największym problemem dzisiejszego chrześcijaństwa jest chłodna obojętność, która się wiąże z dziwną zgodą na religijność bez wiary, na sakramenty bez przeżycia, na chrzciny bez chrztu. I wtedy można zjeść najpyszniejszy obiad na świecie i otrzymać najpiękniejsze prezenty, ale one i tak nie zaspokoją głodu duszy.
A może warto czasem zadać sobie pytanie: “Po co to robię? Jaki jest tego sens? Czy faktycznie czas jest wymiernikiem dobrze przeżytej Mszy świętej? I czy poprzez swoją obojętność wobec Boga i sakramentów świętych nie wystawiam się na “śmieszność”?