Reklama

Z kazachskich stepów...

Niedziela warszawska 4/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Dom zostawili pięć tysięcy kilometrów stąd, w kazachskim miasteczku Czkałowo. Za oknem rozciągał się step - jak okiem sięgnąć. Latem, kiedy zakwitły kwiaty - krajobraz wyglądał bajecznie. - Dlaczego stąd uciekacie, macie piękny dom - pytali zdziwieni dziennikarze i przewoźnicy darów z Polski. - Zostańcie na tydzień to zrozumiecie - odpowiadała Żenia.

Od trzech miesięcy sześcioosobowa rodzina Malawskich, repatriantów ze Wschodu, mieszka na warszawskim Targówku.

- W 1936 r. mój ojciec wraz z innymi Polakami wywieziony został z obwodu żytomierskiego na Ukrainie do Kazachstanu - opowiada Żenia. Ludzie umierali i z powodu mrozu i z głodu. Zimy były bardzo ciężkie. Temperatura spadała minus 40oC. Polakom zabroniono posługiwać się językiem polskim, o polskich książkach nie mogło być mowy. Ojciec kochał swoją kulturę i to nam starał się przekazywać. Nie nauczył nas języka, ale pamiętam, że w domu modliliśmy się w języku polskim.

Ojciec nigdy nie wrócił na Ukrainę. Ja wyjechałam do Żytomierza, aby uczyć się w szkole średniej. Tam poznałam mojego męża Saszę. Łączyło nas wspólne pochodzenie i przeszłość. Jego rodzina również przeżyła zsyłkę do Kazachstanu. Przed dziewięcioma laty z mężem i trójką dzieci przyjechaliśmy do Czkałowa w Kazachstanie. Było to kilka lat po wybuchu elektrowni jądrowej w Czernobylu, zaczęły występować wśród ludzi zachorowania. To był powód naszego wyjazdu. Tata zmarł rok po naszym powrocie. O przyjeździe do Polski mógł tylko pomarzyć. Wtedy nie było takich możliwości. Z Kazachstanu wracali do swojej ojczyzny tylko Niemcy. Myśmy wiedzieli, że Polska jest zbyt biedna, aby mogła nas zabrać - opowiada Żenia.

Kiedy zaproponowano Malawskim w 1998 r. przyjazd na stałe do Polski, nie zastanawiali się ani chwili. Zaproszenie dla jednej rodziny przysłała gmina Targówek. Dokumenty prawie dwa lata rozpatrywane były w polskim MSWiA. Trzeba było sprawdzić czy rodzina kwalifikuje się do otrzymania statusu repatriantów. Czekali cierpliwie.

Żenia zagniatała codziennie w dzieży chlebowe ciasto z 50 kilogramów mąki. Ręce bolały od pracy. Mąż Sasza dostarczał mąkę, palił w piecu. Sto bochenków chleba trafiało do pobliskiego sklepu. Trzeba było utrzymać rodzinę. W domu trójka dzieci i mama Żeni. Jedynym stałym dochodem była emerytura babci Zofii. Trzy i pół tysiąca tienied. Starczało na niewiele. Bochenek chleba kosztował 25 tienied, kilogram cukru trzy razy tyle. Kołchoz nie wypłacił Saszy zaległych pensji od 1997 r. W podobnej sytuacji było wielu mężczyzn.

Przed dwoma laty mówiło się, że w Czkałowie mieszka 8 tysięcy osób. Dziś 6 tysięcy. Zamknięto kołchoz, kinoteatr, fabryki... Na pracę żadnych szans. W sklepie dużo, w kieszeni mało, albo i nic. Niektórzy sprzedawali to, co było w domu. Inni próbowali utrzymywać się z małej uprawy w przydomowym ogródku lub coś hodować.

Jacy wy Polacy

Reklama

- Często słyszę: "Jacy wy Polacy, kiedy po polsku nie mówicie" - żali się Żenia. - Odpowiadam wtedy, że najważniejsze jest to, co ma się w sercu. - Dużo Polaków, którzy wyjechali do Ameryki podkreśla kim są. A przecież oni pojechali tam na lepsze. Naszych dziadków wywożono siłą i zabroniono pod karą mówić po polsku - tłumaczy.

Najlepiej językiem polskim posługuje się najmłodsze dziecko państwa Malawskich, dziś czwartoklasista - Wołodia. Przez 4 lata chłopiec uczył się w Czkałowie w klasie, gdzie były lekcje polskiego. W piątym roku eksperymentalne nauczanie zlikwidowano. Chętni mogli kontynuować naukę odpłatnie u jedynej w sześciotysięcznym mieście nauczycielki. W szkole dzieciom pozostawiono do wyboru inne języki: rosyjski, angielski, niemiecki. Obowiązkowo nauczano kazachskiego.

- W szkole chcą doprowadzić do tego, aby wszyscy mówili po kazachsku - mówi Żenia. Z początkiem nowego roku szkolnego szkołę podzielono na dwie części: w jednej dzieci kazachskie, w drugiej polskie. Dyskryminacja zaczyna się już w szkole, a potem przenosi się dalej. - Pracującemu Polakowi mówią przy popełnianiu błędów w pracy - jedź do swoich, niech tam cię przyjmą. Polakom nie żyje się tutaj łatwo. Aby wyzbyć się problemów trzeba zapomnieć o swojej kulturze - żali się Żenia. Wszystko jest w rękach miejscowych Kazachów: policja, administracja.

Opuszczane przez wyjeżdżających Polaków czy Niemców domy zajmują Kazachowie. Nie chcą za nie płacić, wiedzą, że rodzina wyjedzie i domu ze sobą nie zabierze. Nieco inaczej było u Malawskich. W domu został brat Żeni z żoną i dziećmi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Moskwa, Żytomiersk, Warszawa

Reklama

Podróż do Polski trwała 5 dni. Jechali pociągiem przez Moskwę, Żytomiersk. Zabrali tyle ile mogli unieść w ręku. Cały dobytek musiał ograniczyć się do dwóch dużych toreb. Przedstawiciele gminy przyjęli ich bardzo serdecznie. Żenia pokazuje pierwsze zdjęcia z nowego mieszkania, gdzie stoi z pękiem róż w kuchni. Pierwszą noc trzeba było jeszcze spędzić w hotelu, zanim w domu znalazły się meble. Gmina zadbała o wszystko. Wyposażyła w pełni całe M-4.

Malawskim zmienił się nie tylko krajobraz za oknem, ale cała rzeczywistość. Zofia, mama Żeni, babcia Aleksa, Iriny i Wołodii prasuje bieliznę. Nie trzeba się spieszyć. Prądu nikt nie wyłączy. Czasem odruchowo patrzę na zegarek - mówi Żenia - i mówię do mojego męża "Sasza, sprawdź, czy jest woda". Ale już w drodze do łazienki przypominamy sobie, że już nie jesteśmy w Czkałowie. Tam nie była potrzebna była lodówka. Prąd dopływał przez 2-3 godziny dziennie.

Największym problemem jest dla nas język - mówi Żenia. Po prawie 3 miesiącach od przyjazdu mówi łamanym polskim przeplatanym rosyjskim. Sasza po polsku mówi niewiele. - Początkowo staraliśmy się zakupy robić w sklepach, gdzie nie trzeba było rozmawiać - wspomina Żenia. Kiedy jednak okazało się, że ceny tych samych produktów potrafią być zróżnicowane, zwyciężyła zasada - chodzimy tam, gdzie taniej.

Obydwoje czekają na wyznaczony przez gminę termin kursu nauki języka polskiego. Na zaaklimatyzowanie się otrzymali sześć miesięcy. Potem gmina obiecała znalezienie pracy. Co innego dzieci, które wkrótce po przyjeździe musiały szybko podjąć naukę.

Aleks, Wołodia, Irenka

Już zmierzcha, kiedy dzieci wracają do domu: najpierw najstarszy Aleks z najmłodszym Wołodią, potem czwartoklasistka Irenka. Nie przychodzą z pustymi rękami. Przynoszą rodzicom prezenty. Dzisiaj czas na Irenkę - piątka z angielskiego. Nauki w szkole dużo, ale radzą sobie doskonale. Irenka w chwili przyjazdu do kraju nie potrafiła ani czytać ani pisać po polsku. Teraz język polski, podobnie jak matematyka i informatyka to jej ulubione przedmioty. Aleks ponadprogramowo chodzi na lekcje muzyki i dodatkowo ma lekcje z języka polskiego. Wołodia skorzystał z nauki polskiego jeszcze w Kazachstanie.

- Chcielibyśmy, aby dzieci skończyły uczelnie wyższe - marzą Malawscy. Najpierw chwila rozmowy z rodzicami, a potem do zajęć w swoich pokojach. - Mama nie pozwala nam wieczorem wychodzić na ulicę. Tu jest zbyt niebezpiecznie - mówi Aleks. Z tego powodu trochę żal Czkałowa, gdzie biegał z kolegami po stepowym boisku za piłką dopóki ją było widać. Zimą jeździliśmy na nartach biegowych. Najbardziej żal starych przyjaźni, choć i tu w Polsce nie brakuje w klasie kolegów. No i jest wspaniała nowoczesna szkoła, w której jednak czyha trochę niebezpieczeństw, jak choćby problem narkotyków.

W Warszawie Malawscy spotkali się z bardzo życzliwym przyjęciem nie tylko ze strony gminy. W czasie adwentu ks. prałat Jan Sikorski zaprosił Malawskich na Roraty do parafii na ul. Deotymy. O 5.50 pod dom przyjechał samochód. Była Msza św. w intencji całej rodziny, potem agapa. Jako pamiątka zostały zdjęcia i wycinane z papieru serduszka z życzeniami od dzieci. Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej zaprosiła dzieci na spotkanie ze św. Mikołajem do Bazyliki na ul. Kawęczyńską.

Czego nam najbardziej żal

Tu w Warszawie Malawscy najbardziej martwią się o nie dokończoną budowę kościoła w Kazachstanie. Każdą wolną chwilę spędzali pomagając przy wznoszeniu świątyni. Od 1991 r. w Czkałowie istnieje placówka polonijno-duszpasterska, obejmująca opieką 9 tys. osób polskiego pochodzenia, którzy od trzech pokoleń zamieszkują tereny południowej Syberii. W tym samym roku rozpoczęto budowę kościoła. Na placówkę przyjechały z Poznania i Radomia siostry ze Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny oraz dwóch kapłanów. Kiedy dorośli przychodzili nosić cegły i wozić cement, dzieci spotykały się na katechezie, służyły do Mszy św. Każdy na swój sposób budował lokalny Kościół. Żenia mówi: Chcieliśmy, aby zostało coś dla tych, którzy może nie będą mogli wyjechać.

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezes PZPN wybrał już selekcjonera reprezentacji - informują media

2025-07-06 19:56

[ TEMATY ]

piłka nożna

wybór

trener

prezes PZPN

selekcjoner reprezentacji

Łączy nas piłka/PZPN

Reprezentacja Polski w Piłce Nożnej

Reprezentacja Polski w Piłce Nożnej

Prezes PZPN Cezary Kulesza wybrał już selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski - informują media. Jak przekazało Radio Zet, trwa ustalanie warunków i wkrótce ma zostać wydany komunikat w sprawie następcy Michała Probierza. Dokładna data nie jest znana.

Reprezentacja pozostaje bez selekcjonera od 12 czerwca. Kilka dni wcześniej Probierz odebrał opaskę kapitana nieobecnemu na zgrupowaniu kadry Robertowi Lewandowskiemu, który w odpowiedzi zrezygnował z występów pod wodzą tego trenera. 10 czerwca biało-czerwoni przegrali z Finlandią w Helsinkach 1:2 w eliminacjach mistrzostw świata, a kilkadziesiąt godzin później ówczesny selekcjoner złożył dymisję.
CZYTAJ DALEJ

Potrzeba nam wiary

Rozważanie do Ewangelii Mt 9, 18-26

Czytania liturgiczne na 7 lipca 2025;
CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę ks. Mariusza Rosika: Samarytanie w sercu Argentyny

2025-07-07 14:58

[ TEMATY ]

rozważania

Ks. Mariusz Rosik

źródło: pixabay.com

W książce pt. "Jezuita. Papież Franciszek" dwoje argentyńskich dziennikarzy przedstawiło zapis wielogodzinnych rozmów przez dwa lata prowadzonych z prymasem Argentyny kardynałem Bergoglio. Książka jest bardzo osobista i odsłaniająca nie tylko fakty biograficzne papieża, ale nade wszystko jego wrażliwość, sposób postrzegania świata, odwagę i bezkompromisowość w podążaniu za Bogiem, któremu on ufa i który jemu zaufał.

Odpowiadając na wiele pytań kardynał powtarza, że utrata poczucia grzechu utrudnia spotkanie z Bogiem. Mówi, że są ludzie, którzy uważają się za sprawiedliwych, na swój sposób przyjmują katechezę, wiarę chrześcijańską, ale nie mają doświadczenia bycia zbawionymi. „Bo co innego – tłumaczy – gdy ktoś opowiada, że pewien chłopak topił się w rzece i jakaś osoba rzuciła mu się na ratunek, co innego, gdy to widzę, a jeszcze co innego, gdy to ja jestem tą osoba, która się topi i ktoś mnie ratuje. Są osoby, którym ktoś opowiedział, co się działo z chłopcem. One jednak same tego nie widziały, nie doświadczyły więc na własnej skórze, co to oznacza. Myślę, że tylko wielcy grzesznicy mają taką łaskę. Mam zwyczaj powtarzać za św. Pawłem, że chlubić się możemy tylko z naszych słabości” – mówił przyszły papież Franciszek.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję