Reklama

Wiadomości

Współczesne galernictwo

Wprowadzenie ograniczenia handlu w niedzielę pokazało, że włóczenie się po galeriach handlowych nie musi być najchętniej wybieranym przez Polaków sposobem spędzania wolnego czasu. Okazało się, że bez niedzielnych zakupów da się żyć

Niedziela Ogólnopolska 17/2018, str. 36-37

[ TEMATY ]

zakupy

sklep

Grzegorz Boguszewski

Złote Tarasy w Warszawie

Złote Tarasy w Warszawie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prawdopodobnie już od jakiegoś czasu można mówić o przesyceniu polskiego rynku galeriami handlowymi, a mimo to wciąż ich przybywa. Od tego przybytku głowa zaczyna już boleć, jako że nowe obiekty powstają dość bezrozumnie, np. w lokalizacjach niezapowiadających godziwego zysku tym, którzy kuszeni często kłamliwymi obietnicami decydują się na otwarcie swoich firm w tych przybytkach handlu. Coraz częściej okazuje się, że potencjał konsumpcyjny w okolicy nowo otwartej galerii, nawet mimo 500+, nie jest odpowiednio wielki. Trudno powiedzieć, na co liczą deweloperzy, którzy budują te coraz to nowe pałace handlu w różnych dziwnych miejscach. Na pewno nie na swój zdrowy rozsądek.

Galerie powstają nie tylko w wielkich miastach, ale także w tych mniejszych, według prognoz demograficznych – niestety, skazanych na postępujące wyludnianie się. Tam już dziś najemcy sklepów bankrutują, bo czynsze są wygórowane, a obiecane przez właścicieli galerii kokosy pozostały tylko handlowym kłamstwem lub mrzonką.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mimo to Polska galeriami stoi. Ich właściciele wciąż – nawet mimo ustawowego ograniczenia handlu w niedzielę – liczą na bajońskie zarobki. Bo Polska od czasów szlaku bursztynowego to przecież znakomity, nienasycony rynek. Tak dziś myślą zagraniczni właściciele galerii handlowych, bo to głównie kapitał zagraniczny zainwestował i nadal chętnie inwestuje w dziesiątki nowych centrów handlowych. Zapewne także dlatego, że w macierzystych krajach wyczerpał już swoje możliwości.

Zachodni analitycy mówią, że galeryjny interes toczy się tam coraz wolniej, zacina się; obroty galerii handlowych od 2008 r. systematycznie spadają, a pustostany po poszczególnych sklepach w niektórych przypadkach stanowią do 50 proc. powierzchni całej galerii. W kolebce galeryjnego biznesu, w USA, przepowiada się już nawet ich koniec – przede wszystkim z powodu przestawiania się społeczeństwa na zakupy internetowe, ale też chyba z powodu znużenia galeryjnym stylem życia; faktem staje się, że Amerykanie poza tym, iż kupują przez Internet, jednak coraz chętniej wybierają zakupy w małych sklepach. Niezwykle symptomatyczne jest to, że dzisiejsza amerykańska młodzież – jak wynika z badań Uniwersytetu Michigan – nie lubi już tak jak jeszcze kilka lat temu spędzać czasu w galeriach handlowych, uważa nawet, że przebywanie w nich jest „obciachowe”.

Reklama

Zamiast trzepaka

Jedno, co rzuca się w oczy przy choćby pobieżnej obserwacji galerii handlowych w polskich miastach, to ciągnące do nich o każdej porze dnia tabuny młodzieży w wieku szkolnym. Ze specjalnych badań przeprowadzonych w Zakładzie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie wynika, że przebywanie w galeriach jest sposobem na „zaspokajanie naturalnych w tej grupie wiekowej potrzeb psychologicznych i społecznych”. Bo naturalną koleją rzeczy jest, że młodzież zawsze ciągnie do miejsca i środowiska uznawanego za atrakcyjne. Psychologowie wyrażają jednak niepokój, czy zaspokajanie potrzeb psychologicznych w ten właśnie sposób jest konstruktywne. Można mieć obawy, że wręcz przeciwnie – prowadzi raczej na manowce życia i zamiast dobrych roznieca jednak złe emocje.

Dla młodzieży, która nie może sobie pozwolić na zbyt wiele zakupów, galerie są substytutem miejsc, których już nie ma lub których młodzi ludzie nie chcą z jakichś powodów dostrzegać. A galeria przynajmniej daje jakieś złudzenia.

Polska młodzież tak masowo odwiedza galerie nie dla zakupów – choć je lubi, a może nawet bywa już od nich uzależniona – raczej dla zabicia czasu i dobrej zabawy we własnym gronie. A ponadto, jak twierdzą sami nastolatkowie, częste wizyty w centrum handlowym oraz zakupy podwyższają atrakcyjność w oczach rówieśników. Głównie chodzi im jednak nie o to, żeby kupować, leczy by się spotkać, porozmawiać. Włóczą się więc po galeriach, coś przymierzają, coś oglądają, czasem robią głupie dowcipy ochroniarzom, czasem, przeważnie „dla sportu”, kradną.

Reklama

Socjologowie twierdzą, że galerie po prostu zaczęły przejmować funkcję dawnych podwórek, na których młodzież gromadziła się najchętniej przy trzepakach. Wśród wielkomiejskiej młodzieży jeszcze nie wywołują znudzenia, a dla tej małomiasteczkowej są wciąż ogromną atrakcją i celem wielokilometrowych pielgrzymek, mimo że przecież nie zachwycają swoją dość zgrzebną – w porównaniu ze swoimi zachodnimi i azjatyckimi odpowiednikami – ofertą.

Totalna rozrywka

Dzisiejsze galerie starają się mieścić niemal wszystko – sklepy stały się marginesem ich egzystencji. Nierzadko można odnieść wrażenie, że czynione są wszelkie możliwe działania, aby człowiek – klient mógł spędzać pod ich dachem dosłownie całą dobę. I tak nieustannie powstają coraz większe i coraz bardziej dziwne twory handlowe.

Pierwsza współczesna – podobna do dzisiejszych, lecz nieporównanie mniejsza – galeria handlowa powstała w 1956 r. w Edinie w Minnesocie. Była naprawdę mała – po prostu duży sklep spożywczy plus kilka sklepów innych branż – lecz szybko stała się wzorem do naśladowania. To było pierwsze, odmienne od popularnych domów towarowych, zamknięte centrum handlowe. Z biegiem lat te nowe centra obok różnorodnych towarów zaczęły oferować także rozrywkę, co w zamyśle ich właścicieli miało przyciągnąć klientów.

Jednakże era lawinowego rozwoju wielkomiejskiego galernictwa rozpoczęła się dopiero w latach 80. XX wieku, kiedy to zaczęto specjalnie projektować duże powierzchnie handlowe i tworzyć coś na kształt bliskowschodnich ogromnych zadaszonych bazarów, których historia liczy sobie kilkaset lat (Grand Bazaar w Stambule powstał już w 1461 r.).

Te współczesne „bazary” mają coś z kolorytu swych praszczurów, starają się je naśladować, dostosowując do potrzeb współczesnego człowieka, a może raczej kształtować i zwielokrotniać te potrzeby, zamykać je w okowach XXI-wiecznego konsumpcyjnego blichtru. Mimo to te coraz bardziej monstrualne świątynie handlu i rozrywki zaczynają wyraźnie przegrywać z podobnie już działającymi gigantycznymi galeriami internetowymi.

Reklama

Aby zapobiec totalnemu bankructwu i wizji olbrzymich pustych murów straszących podobnie jak rudery starych fabryk – a taką przyszłość wieszczą galeriom niektórzy ekonomiści i socjologowie – właściciele galerii od kilku już lat dosłownie stają na głowach, aby przyciągnąć ludzi rozlicznymi atrakcjami. W latach 90. minionego wieku w wielkie centra handlowe zaczęli inwestować giganci biznesu rozrywkowego, m.in. Disney, Universal, Warner i inni; w amerykańskich galeriach handlowych powstawały wtedy pierwsze tzw. parki tematyczne.

W polskich galeriach nikogo już nie dziwią różnego rodzaju salony usługowe, kawiarnie czy „wydarzenia artystyczne”. Daleko im wszakże do tego, co oferują zagraniczni giganci, i zapewne w Polsce chciano jeszcze tę ogromną lukę zagospodarować, jednak Polska to przecież nie USA czy Emiraty Arabskie.

W łódzkiej Manufakturze – jednym z największych polskich centrów handlowych – stworzonej w 2006 r. na bazie odrestaurowanych wnętrz po fabrykach włókienniczych, na 110 tys. m2 powierzchni znajdują się muzea, kina, dyskoteki, ponad 250 butików i sklepów, kilkadziesiąt restauracji, a także ponad 3-hektarowy rynek pełniący funkcję otwartej przestrzeni publicznej.

W wielu polskich galeriach znajdziemy dziś kina i kluby fitness, kręgielnie, szkoły tańca, salony kosmetyczne i SPA, usługi stomatologiczne, a nawet punkty medyczne (głównie medycyny estetycznej). Taka szeroka oferta, jak twierdzą właściciele galerii, bardzo podoba się Polakom. Ponoć cieszą się zwłaszcza z pojawiających się w galeriach usług medycznych... A aż 40 proc. klientów deklaruje, że odwiedza galerię handlową po to, by skorzystać z oferty rozrywkowej centrum, bo jak wynika z badań własnych galerii, 89 proc. osób, które odwiedziło kino, wybrało to, które znajdowało się właśnie w centrum handlowym. Czyżby rzeczywiście galerie stały się dla coraz większej liczby Polaków miejscem spotkań numer 1, jak entuzjastycznie zapewniają ich menedżerowie, którzy deklarują jednocześnie gotowość do rozszerzania oferty stosownie do miejscowych potrzeb? Miejmy nadzieję, że tak nie jest.

Reklama

Kościoły i lwy morskie

Trudno jednak sobie wyobrazić – przynajmniej na razie – by w którejś z galerii zbudowano osiedle mieszkaniowe, szkołę czy nawet przedszkole (co najwyżej są specjalne kąciki i gadżety dla dzieci, aby nie przeszkadzały rodzicom w robieniu zakupów) albo kościół, choć już wtedy, kiedy galerie dopiero zaczęły się pojawiać i zagospodarowywać wszystkie niedziele Polaków, takie pomysły też się pojawiały. Obecnie w centrach handlowych na świecie znajduje się ok. 20 kaplic i kościołów różnych wyznań chrześcijańskich.

Polskie galerie starają się wzbudzać emocje konsumenckie na wszelkie możliwe sposoby, jednakże na szczęście nie będą chyba w stanie konkurować z takimi gigantami, jak np. jedno z tokijskich centrów handlowych, w którym mieszczą się Szpital Johna Hopkinsa, hotel Ritz-Carlton, galerie sztuki, lub z Mall of the Emirates w Dubaju, które szczyci się... obiektem narciarskim (jak przystało na kraj pustynny). Aczkolwiek wszystko przed nami i być może jakiś inwestor wymyśli kolejną galerię ze skocznią narciarską, by zagrać na sentymentach i pasjach Polaków.

W największym na świecie centrum handlowym – West Edmonton Mall (rok powstania: 1981) w Edmonton, w kanadyjskiej Albercie, znalazły się tzw. rejony tematyczne (np. Europa Boulevard i Chinatown), park rozrywki Galaxyland oraz jezioro, w którym żyją lwy morskie. Największe w Europie centrum handlowe – Istanbul Cevahir pyszni się szklanym dachem i drugim co do wielkości zegarem na świecie. Z ciekawej konstrukcji szklanego dachu znane są także warszawskie Złote Tarasy...

Reklama

Trwa światowy wyścig wielkich galerii handlowych na łowienie konsumentów; wciąż powstają nowe – coraz większe, z coraz to bardziej wymyślnymi pułapkami. Jeden z pierwszych architektów tego typu budowli zakładał, że będą one w coraz większym stopniu służyły życiu społecznemu oraz obywatelskiej aktywności. Czy jednak rzeczywiście centra handlowe są w stanie odgrywać taką rolę, jak przez wieki poczciwy miejski rynek, który był przecież nie tylko centrum biznesowym, ale przede wszystkim miejscem spotkań integrujących i socjalizujących miejską społeczność? Czy galerie handlowe naprawdę zapewniają możliwość nieprzelotnych międzyludzkich kontaktów? Czy pomysł tworzenia placów wiecowych na terenie galerii rzeczywiście pomoże społeczeństwu obywatelskiemu czy raczej wynaturzy obywatelskie wiecowanie?

Nad Wisłą wielkie galerie handlowe z całą pewnością cieszą się od chwili swego zaistnienia wielkim prestiżem, dowartościowują miejscowości, w których powstały, są – od początku były tak przedstawiane – wyznacznikiem ogólnonarodowego dobrobytu, bo Polacy wciąż kupują jak szaleni i wszyscy się z tego cieszą. Jednakowoż daje się już zauważyć także pewne trendy odwrotu od mody na galerie. W Warszawie np. znane i drogie marki wolą odrębną lokalizację w centrum miasta niż w tutejszych galeriach, a galerniane kawiarenki nie są już ulubionym miejscem spotkań tych, którzy chcą być „trendy”. To całkiem dobry znak na przyszłość.

2018-04-25 11:30

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rzecznik rządu: Limity dot. osób w sklepach w strefach czerwonych zostaną uzależnione od powierzchni

[ TEMATY ]

sklep

limity

Alexas_Fotos/pixabay.com

Limity dotyczące osób w sklepach w strefach czerwonych zostaną uzależnione (podobnie jak wiosną) od powierzchni — podkreślił rzecznik rządu Piotr Müller.

W czwartek premier Mateusz Morawiecki oraz minister zdrowia Adam Niedzielski poinformowali o nowych obostrzeniach mających ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa w Polsce.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Co nam w duszy gra

2024-04-24 15:28

Mateusz Góra

    W parafii Matki Bożej Częstochowskiej na osiedlu Szklane Domy w Krakowie można było posłuchać koncertu muzyki gospel.

    Koncert był zwieńczeniem weekendowych warsztatów, podczas których uczestnicy doskonalili lub nawet poznawali tę muzykę. Warsztaty gospelowe to już tradycja od 10 lat. Organizowane są przez Młodzieżowy Dom Kultury Fort 49 „Krzesławice” w Krakowie. Ich charakterystycznym znakiem jest to, że są to warsztaty międzypokoleniowe, w których biorą udział dzieci, młodzież, a także dorośli i seniorzy. – Muzyka gospel mówi o wewnętrznych przeżyciach związanych z naszą wiara. Znajdziemy w niej szeroki wachlarz gatunków muzycznych, z których gospel chętnie czerpie. Poza tym aspektem muzycznym, najważniejszą warstwą muzyki gospel jest warstwa duchowa. W naszych warsztatach biorą udział amatorzy, którzy z jednej strony mogą zrozumieć swoje niedoskonałości w śpiewaniu, a jednocześnie przeżyć duchowo coś wyjątkowego, czego zawodowcy mogą już nie doznawać, ponieważ w ich śpiew wkrada się rutyna – mówi Szymon Markiewicz, organizator i koordynator warsztatów. W tym roku uczestników szkolił Norris Garner ze Stanów Zjednoczonych – kompozytor i dyrygent muzyki gospel.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję