W czasie pogrzebu, w dniu 15 kwietnia 1998 r., w Skorzeszycach homilię wygłosił ks. bp Kazimierz Ryczan. Tekst homilii zamieszczamy poniżej:
"W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. (...)
Przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie..."
Księże Biskupie Mieczysławie, Księże Biskupie Marianie, Kapłani, Siostry zakonne.
Panie Boże, nie będę prowadził dysputy w dniu pogrzebu ks. Mieczysława. Nie mam prawa, bo on był zaledwie pięć tygodni starszy ode mnie i Ty uznałeś, że dojrzał. Przyszedłeś i zabrałeś go do siebie.
Dziś z kapłanami, z najbliższymi, z kolegami z wioski staję, by złożyć Ci, Panie dziękczynienie. Może inaczej, by złączyć się w dziękczynieniu śp. ks. Mieczysława, który tak rozpoczął swój testament:
"W pokorze serca składam uwielbienie i nieustanne dziękczynienie Najwyższemu i Najlepszemu Bogu w Trójcy Jedynemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu".
Składamy dziękczynienie, bo przyszedł do rodziny Marianny i Michała 3 stycznia, 59 lat temu i "podarował" im życie małego dziecka, a oni przyjęli je z miłością. Cała Trójca Święta zamieszkała w sercu
Mieczysława od momentu chrztu św., w dwa dni po narodzeniu. Wtedy stał się mieszkaniem Trójcy Świętej. Tyle osób nie ma tej możliwości. Tyle ludzi żyje z dala od Kościoła i od Chrystusa. On od początku
żył z Chrystusem w Kościele, Pan wprowadził go do swojego Kościoła poprzez strumienie wody chrzcielnej. Dziękowali Bogu Michał i Marianna za dar Bożego życia Mieczysława. Dziękował i on sam: "Dziękuję
świętemu Kościołowi rzymskokatolickiemu, do którego całym i radosnym sercem należę i pragnę należeć aż po ostatnie moje tchnienie za wszystko kim jestem i kim będę".
W Kościele tym wzrastał, poznawał Jezusa Chrystusa, podziwiał Go w swoim ks. prob., św. pamięci Józefie Sygule. Tak dobrze o nim mówiłeś, ks. Mieczysławie. Mogłeś go poznać dobrze, bo Ksiądz Proboszcz
mieszkał w waszym domu przez 6 miesięcy. Wyrastałeś w Kościele i pod przewodnictwem człowieka - anioła, który nie żałował chłopcom chleba, gdy przychodzili na parafię. Po długich latach pachniał ci chleb
podany życzliwą ręką dobrego Kapłana. Tak to już jest, że dobro wsiąka w człowieka nawet przez kromkę chleba, podaną głodnemu chłopcu życzliwą dłonią. Takiej nauki się nie zapomina. Przez taki kapłański
etos przemawia sam Chrystus.
Jezus przyszedł do Ciebie, ks. Mieczysławie, po raz drugi i zaproponował, byś troskę, serce, pracowitość i miłość rodziców oraz naukę Księdza Proboszcza zabrał ze sobą i przyniósł do seminarium duchownego.
Mogłeś decydować się na różne studia. Uchodziłeś za zdolnego maturzystę. Możliwości było dużo. Można się było oddać ZMP - potrzebowali stanowczych ludzi. Wielu poszło na służbę systemowi. Spotykałeś ich
na ulicach kieleckich. Ty posłuchałeś głosu Jezusa, który przyszedł, aby ci zaproponować kapłańską służbę. Zaproponował ci Sygułowską posługę ludziom nieznanym, ale Jezusowym. Zaproponował, abyś wziął
kromkę chleba, abyś kromką zwykłą odwdzięczył się w swoim życiu. Może dlatego pamiętałeś o chorych, odprawiałeś u nich Eucharystię i patrzyłeś na cierpienie, które wykuwa, jak kowal w metalu, coraz doskonalsze
kształty.
Obdarzony kapłaństwem, niosłeś Chleb eucharystyczny i słowo Jezusa do Chrobrza, Proszowic, Bodzentyna, Posłowic i do Domu Opieki Społecznej, prowadzonego przez Siostry Albertynki. Za kapłaństwo ks.
Mieczysława, przyjmij Panie Boże dziękczynienie. W tym kapłaństwie żyli wszyscy: dobrzy rodzice i wychowawcy, koledzy, duchowni i świeccy, którym dziękuję za dobry przykład, uśmiech, trud, cierpliwość,
które go budowały i wspierały. Dziękujemy Ci, Panie Boże, za kapłaństwo realizowane w pracy administracji, gdzie ogniskuje się życie całej diecezji. Wierny Jezusowi i wierny Kościołowi, współpracował
z trzema biskupami, a każdy był inny. Wierny Jezusowi, wierny diecezji i kapłanom. Tak przygotowywałeś snopy na żniwo Pana.
Tymczasem Pan zapukał po raz trzeci. Przyszedł i zawołał. Powiedział w Ewangelii: "Przyjdę i powtórnie zabiorę was do siebie" (J 14, 3). Głos Pana był nieodwołalny. Zawołał, gdy rozpoczynało się misterium
męki i śmierci. Pan potrzebował Szymona Cyrenejczyka. Upatrzył sobie ks. Mieczysława i nałożył na niego swój krzyż. Wszyscy się dziwili, a Pan chciał, aby niósł go aż na Kalwarię. Myślę Panie, że on nie
przypuszczał, że ta droga będzie skrócona. Półtora tygodnia przed śmiercią zadbał o otworzenie kurialnej kaplicy, by w chorobie mógł posilać się eucharystycznym Chlebem. Ufundował drogę krzyżową, by patrzeć
na przewodniczkę kalwaryjskiej pielgrzymki. Na swej drodze krzyżowej spotkał w szpitalu ks. Olejarza. Był przy jego śmierci i, jak Szymon, podtrzymywał jego krzyż. Na końcu rozgrzeszył go w imię Jezusa
Chrystusa. Było to chyba ostatnie kapłańskie rozgrzeszenie, jakiego udzielał bratu kapłanowi.
Czy zrozumiemy kiedykolwiek do końca Boga? Czy wiemy, dlaczego błaganie Getsemani: niech odejdzie ode Mnie ten kielich zostało na kartach Ewangelii jako krzyk człowieka wiary, zaufania i nadziei?
Chciałoby się, by było inaczej, ale skończyło się Kalwarią. Pan przyszedł powtórnie, aby zabrać ks. Mieczysława na wieczerzę paschalną do siebie. Dołączył go do grona swoich uczniów. Spotkał tam bp. Czesława
Kaczmarka, który otaczał się klerykami z wojska, spotkał bp. Jana Jaroszewicza, który udzielił mu święceń i bp. Jana Gurdę, którego zastąpił w posłudze Domu Opieki Społecznej. Spotkał kapłanów, których
testamenty strzegł z ogromną pieczołowitością. Spotkał też swoich rodziców i ks. prob. Sygułę, z kromką pachnącego chleba.
Tak, Panie Boże, rozważamy o Twoich darach, które objawiają się wśród nas. Tak chcemy wyrazić dziękczynienie za wszystko, co zdziałałeś przez Mieczysława - ucznia licealistę, duszpasterza i kierownika
kurialnej kancelarii. Zechciej wysłuchać naszej prośby. Wiemy, że miłujesz wierność. Słyszymy w tym tygodniu płacz Magdaleny przy pustym grobie. Płakała za Panem, bo była wierna. Trwała przy grobie, bo
została zauroczona wiernością Pana. Ulitowałeś się nad nią i zawołałeś ją po imieniu. Wtedy poznała Ciebie, Zmartwychwstałego.
Prosimy Cię, Panie, zawołaj po imieniu ks. Mieczysława - wiernego sługę Kościoła i diecezji, i wiernego kanclerza. Niech pozna miłość, miłosierdzie Tego, który powoływał go przez ludzi. Wezwij go,
Panie, po imieniu i poprowadź go do domu Ojca, gdzie mieszkań jest wiele. Amen.
***
We środę, 8 kwietnia, przypada piąta rocznica śmierci ks. dr. Mieczysława Rubaka. Od 1975 r. pracował w kurii jako notariusz oraz pełnił obowiązki proboszcza parafii św. Izydora w Posłowicach. W 1986
r. został kanclerzem kurii. Był kapłanem oddanym służbie Kościołowi i człowiekowi. Pamiętamy jego troskę o pogłębiony rozwój życia religijnego wiernych w parafii w Posłowicach. Troszczył się także o swoją
rodzinną parafię - w Skorzeszycach. Często odwiedzał pracujących tam księży, służył radą i pomocą. Cieszył się osiągnięciami, ale umiał także znosić porażki. Nie kapitulował szybko - mobilizował siebie
i innych do działania.
Kochał pomagać innym. Wychowany w skromnych warunkach, był wrażliwy na niedolę drugiego człowieka. Nie przechodził obojętnie, gdy widział cierpienie i biedę. Z wielką miłością wspominał swojego proboszcza
z parafii w Skorzeszycach, ks. Józefa Sygułę. To dzięki jego posłudze i dobroci, której wyrazem był rozdzielany między dzieci chleb, zrodziło się w nim powołanie do kapłaństwa. Pomoc bliźniemu uważał
za swoją powinność. Jako prawnik z wykształcenia, chętnie służył radą. Chciał wszystko dobrze wykonać. Pracując w kurii, troszczył się o ludzi tam pracujących, ale również o to, aby prawo Kościoła było
zachowywane. Umiał łączyć cechę solidności z wiernością zasadom prawa i z szacunkiem do człowieka.
W październiku 1997 r. nagle zachorował. Potem było długie leczenie - ból i zniecierpliwienie. Osłabienie coraz bardziej dawało o sobie znać. Nie mógł już pracować. Niepokoił się, że tak szybko odchodzi.
Przeżył zaledwie 59 lat, w tym 34 lata w posłudze kapłańskiej. Chciał żyć, ale plany Pana były inne... Umarł w Wielką Środę, 8 kwietnia 1998 r., w szpitalu na Czarnowie, w Kielcach.
Odszedł kapłan, brat i przyjaciel. Żegnało go 8. biskupów, 400. księży i licznie zgromadzeni wierni. Na jego grobie w Skorzeszycach wciąż palą się znicze - symbol żywej pamięci i wdzięczności.
Dzisiaj, w pięciolecie jego śmierci, wspominamy go z wdzięcznością. Dziękujemy za dobro, za każde życzliwe słowo i wyciągnięte ramiona w stronę potrzebujących. Dziękujemy, że tak wiele mogliśmy się
od niego nauczyć.
We wtorek, w kaplicy Kurii Diecezjalnej, będziemy się modlić o wieczny pokój dla niego. Tym samym będziemy spłacać dług wdzięczności za wszystko, co dzięki jego posłudze stało się naszym udziałem.
"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".
Pomóż w rozwoju naszego portalu