Reklama

Kościół

Bakteria, która zjada człowieka

Historia walki z trądem to jedna z najpiękniejszych kart charytatywnego dzieła Kościoła katolickiego. Przez całe stulecia chorzy na trąd, których często traktowano jak umarłych za życia, najczęściej znajdowali schronienie przy kościołach i katedrach, tam bowiem powstawały pierwsze leprozoria, w których pracowali często ludzie święci, siostry zakonne, kapłani gotowi poświęcić swoje zdrowie i życie dla tych nieszczęśników, którzy musieli opuścić swoje domy

Niedziela Ogólnopolska 4/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

trąd

Kazimierz Szałata

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kto raz widział twarz człowieka trędowatego, może zrozumieć powszechny paniczny lęk przed zarażeniem się tą straszną chorobą, na którą się nie umiera, ale powoli gnije i kona. Trzeba zaznaczyć, że ta najstarsza choroba, jaką zna ludzkość, była do naszych czasów nieuleczalna. Nie oznacza to jednak wcale, że chorym na trąd nie można było pomóc. Mimo swojej choroby trędowaci potrzebowali schronienia, pożywienia, pielęgnacji, a nade wszystko ludzkiego traktowania. Dobrze o tym wiedzieli ludzie święci – pamiętali, że sam Pan Jezus ulitował się nad trędowatym, oczyszczając go z choroby.

Spotkać Boga w trędowatym

Spotkanie z trędowatym stało się niesłychanie ważnym momentem w drodze do świętości św. Franciszka z Asyżu. Cesare Vaiani w książce „Święty Franciszek z Asyżu” tak opisuje tamto zdarzenie:

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Był to jeden z owych dni, kiedy Franciszek odczuwał szczególną potrzebę skupienia, dlatego jak zwykle udał się na pola. Po szalonym galopie uspokoił się, zsiadł z konia i wędrował zatopiony w myślach, ogarniając wzrokiem i sercem przestrzeń, aż po odległy horyzont.

W pewnej chwili jakiś odgłos, a zwłaszcza straszny smród, sprowadziły go na ziemię. Tuż przed nim stał trędowaty, którego widok i zapach były odpychające. Franciszek od dawna czuł obrzydzenie do fetoru, który wydzielali chorzy na trąd.

Pierwszym, instynktownym odruchem Franciszka była ucieczka. Potem niespodziewanie pojawiła się myśl: oto tajemniczy Pan ze snu daje odpowiedź na jego niespokojne poszukiwania! Bóg dał mu odpowiedź. W sposób nieoczekiwany i wstrząsający, ale jednak dał mu odpowiedź!

Wahając się, Franciszek podszedł do owego człowieka i pokonując wstręt i reakcję żołądka, pocałował go. Dał mu także jałmużnę i równocześnie zaczął pojmować, że sam otrzymał jeszcze większy dar, gdyż w tym pocałunku spotkał Boga, doświadczył radości, zrozumiał, że można żyć Ewangelią, a jego serce zaczęła wypełniać niewysłowiona słodycz. Ów pocałunek przemienił życie Franciszka!

Reklama

W drodze powrotnej do domu wszystko wydawało mu się odmienione. Ujrzał twarz Chrystusa, która objawiła mu się w twarzy brata. Od tej pory zaczął odwiedzać przytułki dla trędowatych, aby ofiarować im pomoc: żywność, opiekę, jałmużnę, ale przede wszystkim, aby znów spotkać swego Pana”.

Bogaty świat o nich zapomniał

Gest św. Franciszka znalazł swych naśladowców, którzy potrafili w zdeformowanych trądem twarzach dostrzec oblicze cierpiącego Chrystusa. Jednym z niezwykłych przykładów był żyjący w IV wieku biskup Tours – św. Marcin. Jak mówi legenda, leczył trędowatych właśnie pocałunkiem, który był wyrazem miłości do cierpiącego Chrystusa. Ten gest, być może dla medycyny niemający znaczenia, stanowi esencję miłosierdzia i pokazuje do dziś istotę pomocy tym, których najchętniej chcielibyśmy ominąć z daleka. Przecież od trzydziestu lat trąd jest uleczalny! Sam zestaw antybiotyków potrzebnych do skutecznej terapii to kwestia kilkunastu dolarów. A wciąż ludzie cierpią z powodu tej strasznej choroby, o której bogaty świat dawno zapomniał. Trąd jest wciąż groźny tam, gdzie nie ma żadnych struktur medycznych, gdzie dzieci umierają z głodu i braku dostępu do czystej wody, gdzie ludzie mogą liczyć często tylko na pomoc najodważniejszych misjonarzy. Współczesna medycyna dysponuje wszelkimi środkami, by wyeliminować trąd, ale najpierw świat musi uwolnić się od innego trądu – trądu egoizmu, który jest równie groźny jak bakteria Hansena. Obchodzony w Kościele na całym świecie Światowy Dzień Trędowatych to, jak mówił jego inicjator Raoul Follereau, dzień walki z trądem w każdej jego postaci, również w postaci naszych wad moralnych. To dzień modlitwy za chorych, ale też za tych, którzy się nimi opiekują. Dzień modlitwy za nas samych, bo każdemu z nas grożą podstępne trądy moralne, które niszczą w nas to, co najistotniejsze. Niszczą otwartość na drugiego człowieka i przez egoizm i zachłanność skazują nas na pełne lęku piekło egoistycznej, smutnej samotności. Wśród osób niosących pomoc ludziom chorym na trąd są polscy misjonarze i misjonarki. Mamy w tym względzie piękną tradycję. O. Jan Beyzym, jezuita z Wołynia, który jest wciąż żywą legendą nie tylko w założonym przez niego ośrodku Marana, ale na całym Madagaskarze. Ks. Adam Wiśniewski ze Zgromadzenia Księży Pallotynów, werbista o. Marian Żelazek z ośrodka Jeevodaya w Indiach, dr Wanda Błeńska – legendarna opiekunka trędowatych w Ugandzie – to tylko najbardziej znane postacie polskich misjonarzy pracujących wśród najbiedniejszych z biednych. Ich pracę kontynuują dziś m.in.: s. Róża Gąsior ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego (Angola), s. Marcela Deptuła ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny (Zambia), s. Noemi Świeboda ze Zgromadzenia Sióstr św. Józefa czy dr Helena Pyz (Indie).

Reklama

Same leki nie wystarczą

Mimo wysiłków wielu instytucji, międzynarodowych programów profilaktycznych, badań naukowych i zaangażowania wielu osób pracujących wśród chorych na trąd od kilkunastu lat sytuacja epidemiologiczna pozostaje bez zmian. Wciąż nie wiemy, ilu jest trędowatych, bo żyją oni w niedostępnych rejonach, gdzie nie ma wystarczających struktur sanitarnych. Wiemy natomiast dokładnie, ilu chorych trafia każdego roku na leczenie. A ta liczba pozostaje od mniej więcej 10 lat na tym samym poziomie – 200 tys. W niektórych krajach notuje się lekki spadek, w innych, niestety, wzrost liczby chorych. Na dodatek na skutek masowego napływu uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu od kilku lat znów mamy do czynienia z trądem w Europie. Nie są to wielkie liczby, ale zważywszy na fakt, że mamy do czynienia z chorobą zakaźną, niebezpieczeństwa rozwoju trądu u naszych bliskich sąsiadów nie można lekceważyć. Z pewnością walka z trądem byłaby skuteczniejsza, gdybyśmy dysponowali odpowiednią szczepionką. Niestety, mimo wieloletnich badań naukowych i eksperymentów nie udało się dotąd takiej stworzyć.

Reklama

Ulcere de Buruli

Kiedy mówimy o chorych na trąd, najbardziej poruszający jest los dzieci dotkniętych tą straszną chorobą. W ubiegłym roku odwiedziłem nowy szpital w mieście Divo na Wybrzeżu Kości Słoniowej, przeznaczony dla dzieci dotkniętych najbardziej zjadliwą i oporną w leczeniu odmianą trądu – ulcere de Buruli. Tych dzieci nie przytulą najbliżsi z powodu panicznego lęku przed zarażeniem się. Nie przyjmą ich szpitale, nawet te przeznaczone dla trędowatych. Wymagają one specjalnej troski, specjalnych form terapii, z radykalną chirurgią włącznie. Ostatnio byłem tam 5 lat temu, gdy rozpoczęto kopanie fundamentów. Dziś leczy się tu kilkudziesięciu młodych pacjentów, którzy bez specjalistycznej opieki byliby skazani na straszliwe cierpienia. Bakteria ulcere de Buruli „zjada” skórę i tkankę podskórną, atakuje układ nerwowy i powoli dewastuje ciało. Ale tam, gdzie są dzieci, są życie i radość z każdego dnia. Tak jest w Divo. Czymś, co mnie uderzyło, jest wiek personelu. Zwykle trędowatymi zajmują się starzy misjonarze, sędziwi lekarze. W Divo pracują młodzi ludzie, którzy w codziennych kontaktach z chorymi dziećmi nie stosują rękawiczek ochronnych. Owszem, rękawiczki są obowiązkowe podczas czyszczenia nigdy niegojących się ran i przy zabiegach chirurgicznych, niestety również przy amputacjach, które często okazują się jedyną formą pomocy medycznej.

Kiedy pojawiłem się w ogrodzie szpitala, spotkałem ok. 6-letniego chłopca z zabandażowaną, okropnie spuchniętą rączką. Gdy chciałem się do niego zbliżyć, zaczął się cofać, chowając za siebie rączki. Kiedy wyciągnąłem do niego ręce, w jego oczach pojawiła się niesamowita radość. Już nie chował swojej na wpół obumarłej ręki, ale wprost przeciwnie, uśmiechając się, pokazywał mi ją, jakby chciał mnie ostrzec: OK, możemy się „zakumplować”, ale zobacz, ja jestem trędowaty. Jeszcze raz zrozumiałem, co to znaczy chorować na trąd i mieć świadomość „bycia trędowatym”. Jest to tym bardziej przykre, gdy dotyczy małego dziecka, świadomego swojej sytuacji.

Spojrzenie w przyszłość

Do tej pory przy okazji kolejnych sesji naukowych organizowanych w związku ze Światowym Dniem Trędowatych roztaczano wizje całkowitej likwidacji trądu na świecie. Padały nawet konkretne daty. Miał to być rok 2000, pierwsze dziesięciolecie XXI wieku, no może rok 2015. Dziś dobrze wiemy, że wizja szybkiego uwolnienia ludzkości od trądu wcale nie jest bliska. Zrozumiałem to, gdy podróżowałem ze światowej sławy epidemiologiem prof. Christianem Johnsonem po bezdrożach Wybrzeża Kości Słoniowej. By zlikwidować trąd, trzeba najpierw zlikwidować skrajną biedę na świecie i poprawić warunki sanitarne, a nade wszystko zapewnić ludziom dostęp do czystej wody. Przecież Europa uwolniła się od trądu, zanim jeszcze pojawiły się antybiotyki stanowiące podstawę skutecznej terapii. Uświadomiłem sobie, jakim błogosławieństwem dla nas jest mroźna zima, podczas której ginie większość bakterii. Tymczasem, dla przykładu, w nigdy niewysychających bagnach laguny Abidżanu przez cały rok, w dzień i w nocy, panuje temperatura optymalna dla rozwoju najbardziej zjadliwych szczepów bakterii. Dopóki ludzie będą pić podskórną wodę z płytkich studni lub jeziorek, będą dziesiątkowani przez wszystkie znane choroby. Co prawda trąd, na który dotąd nie ma szczepionki, nie przenosi się przez wodę, ale za to atakuje organizmy osłabione przez inne choroby i niedożywienie. Dlatego w strategię walki z trądem wpisują się działania na rzecz dostępu do czystej wody. Strategię tę realizuje m.in. Fundacja Polska Raoula Follereau.

2019-01-23 11:27

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Uzdrowienie dziesięciu trędowatych

Jezus zmierzając do Jerozolimy, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodził do pewnej wioski, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Ci trędowaci byli odseparowani od społeczeństwa. Unikali ich ludzie z obawy przed niebezpieczeństwem zarażenia się. Odrzuceni przez zdrowych ludzi, zdesperowani, z oddali zaczęli głośno wołać: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami” (Łk 17,13). Jezus nie zlekceważył ich. Wydał im polecenie: „Idźcie, pokażcie się kapłanom” (Łk 17,14). Posłuchali. Gdy szli, zostali oczyszczeni. Jeden z dziesięciu uzdrowionych, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu (Łk 17,15-16). Pozostali uzyskali zdrowie i poszli dalej. Nic więcej - poza uzdrowieniem - w nich się nie stało. Tylko ten, który wrócił, żeby podziękować, naprawdę się przemienił - i fizycznie i duchowo. Odpowiedział gestem wiary, odpowiedział wdzięcznością. „Wstań, idź - powiedział mu Jezus - twoja wiara cię uzdrowiła!” (Łk 17,19). Ewangelistom wydarzenie to zapadło w pamięć prawdopodobnie właśnie z powodu tego dziesiątego trędowatego. Cała bowiem uwaga w dzisiejszej Ewangelii koncentruje się na nim. Stąd też można powiedzieć, że przesłanie dzisiejszej Ewangelii mówi o pięknie i wadze wdzięczności; mówi o tym, że głoszenie wielkości Boga i dziękowanie Mu stanowią istotę Kościoła i chrześcijaństwa.

CZYTAJ DALEJ

Czym jest żal doskonały?

2024-04-22 07:43

[ TEMATY ]

spowiedź

Adobe Stock

Jeśli znajdziemy się w sytuacji zagrożenia życia i nie mamy możliwości przystąpienia do spowiedzi, warto sięgnąć po tryb ratunkowy, jakim jest żal doskonały, który skutkuje odpuszczeniem grzechów, także ciężkich - powiedział PAP doktor teologii dogmatycznej ks. Grzegorz Strzelczyk.

Ks. Strzelczyk zaznaczył, że podstawą wiary katolickiej jest przekonanie, że Chrystus chce nam przebaczać grzechy, a podstawowym i najbardziej namacalnym sposobem, w jaki człowiek może doświadczyć Bożego przebaczenia po chrzcie, jest spowiedź.

CZYTAJ DALEJ

Brazylia: Sąd zakazał cytowania Biblii w urzędzie miejskim

2024-04-23 07:32

[ TEMATY ]

Biblia

Brazylia

Karol Porwich/Niedziela

Sąd stanu Sao Paulo, na wschodzie Brazylii, zakazał cytowania fragmentów Biblii podczas sesji rady miejskiej w 400 tys. mieście Bauru. Dominującą religią jest tam chrześcijaństwo, które wyznaje ponad 87 proc. miejscowej ludności.

W poniedziałkowym orzeczeniu, cytowanym przez lokalne media, sąd orzekł, że cytowanie Biblii, które dotychczas było powszechne w radzie miejskiej, jest sprzeczne ze świeckim charakterem państwa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję