Uroczystość odbyła się w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie pod przewodnictwem Prymasa Józefa Glempa, a z udziałem wielu osobistości, m.in. prezydenta na uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego
z małżonką, przedstawicieli Prezydenta i Rządu RP.
Na Mszy św. zgromadziły się delegacje wszystkich organizacji harcerskich z kraju i zza granicy. Bp Głódź zaprosił na ten dzień harcerzy ZHP z Sokołowa Podlaskiego, a szczególnie zespół "Effatha" z
parafii św. Jana Bosko, by zrealizował on specjalne zadanie: animację i oprawę śpiewu w czasie uroczystości nadania harcerstwu w Polsce nowego patrona. Byliśmy mocno wsparci przez bp. Antoniego Dydycza,
którego nie mogło zabraknąć na tak ważnej dla harcerzy uroczystości. Jak powszechnie wiadomo, Ksiądz Biskup sam jest harcerzem i wielkim przyjacielem ZHP.
Podczas kazania, które wygłosił biskup toruński Andrzej Suski, mogliśmy usłyszeć kilka ważnych informacji z życia bł. Wincentego Frelichowskiego.
Urodził się on 22 stycznia 1913 r. w Chełmży jako drugie dziecko Ludwika i Marty z Olszewskich. 21 marca 1927 r. wstąpił do 2 Drużyny Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego w Toruniu. Był wtedy w czwartej
klasie gimnazjum. Jesienią 1931 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Pelplinie. Tam w kręgu kleryckim zdobył stopień ćwika (8 sierpnia 1934) i Harcerza Orlego (13 sierpnia 1934). Od 1933 do 1936 r. był
komendantem tego kręgu i opiekował się miejscowymi drużynami harcerskimi. Pod koniec IV roku seminarium (1935 r.) zorganizował wyjazd na Jubileuszowy Zlot ZHP do Spały. W trakcie zlotu zaliczył próbę
na Harcerza Rzeczpospolitej. Niestety, w 1936 r. zlikwidowano krąg klerycki w Pelplinie, ale dh Frelichowski nie zaprzestał utrzymywania kontaktów ze środowiskiem harcerskim. Po święceniach kapłańskich
(14 marca 1938) równolegle z pracą duszpasterską pełnił funkcję kapelana Chorągwi Pomorskiej.
Z jego pamiętników dowiadujemy się wiele na temat jego służby harcerskiej, którą zawsze wiązał ze służbą Chrystusowi. "Ja sam wierzę mocno, że państwo, którego wszyscy obywatele byliby harcerzami,
byłoby najpotężniejszym ze wszystkich. Harcerstwo bowiem, a polskie szczególnie, ma takie środki, pomoc, że kto przejdzie przez jego szkołę, to jest typem człowieka jakiego nam potrzeba. A już najdziwniejszą,
ale najlepszą jest idea harcerstwa: wychowanie młodzieży - przez młodzież. I ja sam, jak tylko będę mógł, co daj Boże, aby zawsze było, będę harcerzem i nigdy dla niego pracować i go popierać nie przestanę".
Właściwie od początku wojny ks. Frelichowski przebywał w obozach hitlerowskich. Tam organizował Msze św. z narażeniem życia. Kiedyś za praktyki religijne ogolono mu głowę czyniąc z włosów rodzaj piuski.
Żołnierze wyśmiewali go i kłaniali się mu niczym Panu Jezusowi po biczowaniu. On jednak zniósł to dzielnie i później miał "uważanie" u wszystkich. To pomogło mu w późniejszych praktykach religijnych w
obozie. Pociągłe, regularne rysy twarzy kontrastowały z niespokojnym, gorejącym duchem kapłańskim, który kołatał się w drobnym ciele, widząc, że żniwo nawet w obozie tak wielkie, a robotnicy zamknięci
na jednym bloku, przegrodzeni murem wrogiej propagandy, skazani są na przymusową bezczynność. Za to w dużych czarnych oczach tlił się ten sam płomień, jakim gorzał jego duch. Trzeba go było widzieć przy
przewodniczeniu modlitwom, jak nie tylko usta, ale cała jego postać wymawiała słowa modlitwy, a głowa poddawała się nieco naprzód ruchem rytmicznym - niejako akcentując poszczególne wyrazy. Całym sobą
stał za tym, co mówił i działał przy sprawowaniu czynności kapłańskich. (zob. Miejsca Święte listopad 2001). Zawsze promieniował swym kapłaństwem na wszystkich, niosąc radość i nadzieję. Zmarł 23 lutego
1945 r. na tyfus plamisty, na trzy miesiące przed wyzwoleniem obozu.
Zebrani w katedrze Wojska Polskiego harcerze stanęli twarzą w twarz z postacią, której życie było urzeczywistnieniem pełni harcerstwa. Widzieli, jak ważne jest być prawdziwym w tym, co niosą harcerskie
ideały. Długo jeszcze po Mszy św. wszyscy wymieniali spostrzeżenia, przyglądali się relikwiarzowi zamkniętemu w najbardziej czytelnym znaku: w harcerskim krzyżu. W tym relikwiarzu po druhu Wicku (którego
ciało zostało skremowane w Dachau) zostały tylko dwa palce - uratowane przez sanitariusza, który przeczuwając świętość osoby zabrał je ze sobą, wiedząc, że kiedyś będą miały znaczenie. Wielu gości zatrzymywało
się przed ołtarzem jakby pragnąc się jeszcze zatrzymać, choć na chwilę, przy tak niezwykłej postaci.
Dziś mnóstwo osób chcąc poznać nowego Patrona harcerzy czyta jego pamiętnik. Ta lektura rzeczywiście przybliża świętość wypracowaną metodą harcerską. Harcerstwo jest jedną ze ścieżek, które prowadzą
właśnie ku świętości.
Może warto więc zatrzymać się przed taką ścieżką i sprawdzić czy nie jest ona moją drogą ku świętości.
Autorka jest instruktorem ZHP w stopniu przewodnika.
Pomóż w rozwoju naszego portalu