Wciąż zmieniająca się osobowo gromadka liczy około sześćdziesiąt osób. Ich imiona i nazwiska, ułożone chronologicznie w formie żywej litanii przesuwają się nieustannie ku końcowi. Jedni odchodzą na drugą
stronę życia, drudzy, co dzieje się bardzo rzadko, obdarzeni przeszczepem cieszą się życiową doczesnością, pozostali na salach oddziału nefrologii-sztucznej nerki przeżywają swoisty przystanek życia,
z którego wracają do domów na dwa, trzy dni, by znów jechać do wspomnianego przystanku po dalszy ratunek.
Nerki. Istniejące w nich mikroskopijne kanaliki (nefrony) są w kontakcie z opływającą je krwią i odnawiają nieustannie ludzki organizm, na podobieństwo doskonałej oczyszczalni. Uszkodzenie nerek,
przechodzące w ostrą ich niewydolność wywołuje tzw. mocznicę organizmu, co w dalszej fazie prowadzi do śmierci chorego. Mocznica może być usuwana zabiegiem zwanym dializą zewnątrzustrojową, przy pomocy
urządzenia sztucznej nerki. Sztuczna nerka, w przeciwieństwie do naturalnej, to maszyna wielkości średniej lodówki, która wyrównuje skład płynów ustrojowych w ludzkim organizmie, uzupełnia brakujące składniki
i uwalnia chorego od ciał trujących. Nad prawidłową pracą sztucznej nerki czuwa personel medyczny, a przede wszystkim technicy gotowi w każdej chwili naprawić zaistniałą awarię.
Chory człowiek, aby mógł żyć, musi poddać się co dwa, trzy dni systematycznej, kilkugodzinnej dializie, czyli skorzystać ze swego rodzaju przystanku życia - być podłączonym do wspomnianego urządzenia
bolesnymi ukłuciami grubych igieł. W tym czasie dializowany nie może podjąć żadnych życiowych zajęć, obowiązków, na dializę trzeba się stawić mimo wielkiej nawet odległości szpitala od miejsca zamieszkania,
niezależnie od pory dnia i nocy. Porządek życiowy musi być podporządkowany owemu przystankowi życia.
Od strony zewnętrznej przystanek życia stanowią dwie sale dializ, z kilkunastoma stanowiskami sztucznej nerki, na których spora gromadka pacjentów odnawia swoje siły. Rozmaicie przeżywają oni własną
chorobę. Nieobce są im chwile słabości, załamania, a czasem nawet i buntu. Wielu z nich usiłuje wiązać swój krzyż choroby i niepewności jutra ze zbawczym Krzyżem swego Zbawiciela, stąd częsty sakrament
pokuty i przy każdej sposobności Komunia św. Młodszych wspomaga nadzieja na ewentualny przeszczep żywej nerki od jakiegoś dawcy.
Władysław - mężczyzna pod osiemdziesiątkę, ale wciąż z wyraźną postawą zawodowego żołnierza - oficera. Jego samotne życie nie jest pustką. Po każdej dializie wraca z niegasnącym zapałem do swoich
czworonożnych i skrzydlatych przyjaciół, dla których daleko przed nadchodzącą zimą gromadzi spore zapasy pożywienia. Kiedyś zapalony myśliwy, dzisiaj szanujący iskierki życia u zziębniętej sikorki, bażanta
czy wróbelka.
Andrzej - człowiek drobnej, ale żylastej postury, mocno stojący na swojej ziemi - rolnik z zamiłowania. Mimo choroby bardzo jest zatroskany o ewentualną unijną przyszłość polskiego rolnika. W swoich
skromnych osądach nie jawi się jako przysłowiowy chłopek roztropek, ale rolnik - chłop świadomy tego wszystkiego, co w plusach i minusach niesie współczesna prounijna agitacja. Po dializie, w oczekiwaniu
na długą podróż do domu, wiele chwil spędza w szpitalnej kaplicy.
Krystyna - kobieta w sile wieku, nauczycielka, trenerka narciarstwa klasycznego. Wbrew rozwijającej się chorobie i hospitalizacji nie wycofuje się ze swojej pracy. Ze swoimi wychowankami uczestniczyła
pomyślnie (kilka medali, w tym złote) w zimowej olimpiadzie dla niepełnosprawnych w Japonii. Niestety, w następnym etapie postępującej choroby konieczna była dializa. Krystyna i wtedy miała nadzieję (nie
ukrywa, że w Bogu), iż będzie żyć i działać, bo jest potrzebna dziewczętom. Stosunkowo szybko trafiła na dawcę nerki, przechodząc pomyślną transplantację. Parę tygodni temu nadeszły wieści, że ze swymi
wychowankami pomnożyła japońskie sukcesy na narciarskich mistrzostwach świata w Szwecji. W ostatnim czasie, mając na uwadze przyjęty dar życia, inicjuje pozytywny ruch społeczny, by nie brakowało dawców
do transplantacji tym, którzy w dalszym ciągu przeżywają swój przystanek życia.
Trzeba przyznać, iż w wielu sytuacjach życiowych ten problem wymaga u nas całkowitej przemiany naszego myślenia i zmiany wzajemnych postaw. Niech nam w tym dopomoże współczesna nauka Kościoła. Otóż
w Katechizmie Kościoła Katolickiego Jana Pawła II czytamy: "Przeszczep narządów jest moralnie nie do przyjęcia, jeśli dawca lub osoby uprawnione nie udzieliły na niego wyraźnej zgody. Jest on natomiast
zgodny z prawem moralnym i może zasługiwać na uznanie, jeśli zagrożenia i ryzyko fizyczne i psychiczne ponoszone przez dawcę są proporcjonalne do pożądanego dobra u odbiorcy. Jest rzeczą moralnie niedopuszczalną
bezpośrednie powodowanie trwałego kalectwa lub śmierci jednej istoty ludzkiej, nawet gdyby to miało przedłużyć życie innych osób" (nr 2296), "... Bezpłatne przekazywanie narządów po śmierci jest dopuszczalne
i może zasługiwać na uznanie" (nr 2301).
Z nauką Kościoła w sercach i umysłach naszych, trzeba nam z mniejszego dystansu patrzeć i traktować naszych braci i siostry z przystanku życia, pamiętając, iż coraz więcej ludzi zatrzymuje się na
nim; a do wielkiej rodziny ludzkiej należą też nasi najbliżsi i my sami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu