Początki kultu
Według relacji ks. Piotra Hyacynta Pruszcza z poł. XVII w., w miejscu obecnego klasztoru, "pośród zarośli stała Boża Męka"- krzyż z rzeźbionym wizerunkiem Ukrzyżowanego
Chrystusa. Na to miejsce przychodzili gromadnie ludzie z różnych okolic z powodu wizji i objawień. Miejscowy proboszcz, Andrzej Gnoiński, nie tylko nie chciał przyjąć
do wiadomości i uznać tych objawień, lecz aby położyć kres zbiegowisku ludzi, polecił służącemu zaorać miejsce koło krzyża pod zasiewy.
Kiedy rolnik zaczął orać, pług połamał się na części, a wypłoszone woły uwolniły się z jarzma i uciekły do pobliskiego lasu. Wypadek ten miał wpłynąć na zmianę stanowiska
Proboszcza. Przesłuchał on świadków, którzy pod przysięgą zeznali, że w tym miejscu oglądali nadzwyczajne wydarzenia. Stanisław Kulaga zeznał, że na tym miejscu widział kilka razy wielką światłość,
zaś żona Adama, rektora szkoły w Piotrkowicach, zeznała pod przysięgą, że widziała postać Matki Bożej, promieniującą światłością.
Odtąd Proboszcz nie zabraniał przychodzić ludziom na to miejsce, na którym modlili się i otrzymywali różne łaski. Hyacynt Pruszcz, jako pierwszą z łask wymienia uzdrowienie Zofii
Rokszyciej, miejscowej dziedziczki, w 1627 r. Ciężko chorując po porodzie dziecka, za poradą księdza proboszcza, przybyła na to miejsce i natychmiast odzyskała zdrowie.
W dowód wdzięczności Dziedziczka i Kasztelanowa połaniecka ufundowała na tym miejscu drewnianą kaplicę z klasztorem, dla wygody pielgrzymów, którzy zewsząd tutaj przybywali.
Po wybudowaniu kaplicy Zofia i Marcin Rokszyccy zauważyli w kościele św. Stanisława starą figurę Matki Bożej. Zapragnęli umieścić tę statuę w nowo wybudowanej kaplicy.
Proboszcz wyraził zgodę, pod warunkiem, że dziedzic w zamian ufunduje główny ołtarz do kościoła. Tak też się stało. Barokowy ołtarz zachował się do dnia dzisiejszego.
Kaplica i tłumy pątników wymagały stałej opieki i posługi duchowej, stąd pomysł, by powierzyć to dzieło zakonnikom. Pierwszymi opiekunami tego miejsca byli Ojcowie Karmelici
Trzewiczkowi, później zaś Franciszkanie.
Po otrzymaniu niezbędnych zezwoleń, w 1635 r. ruszyła budowa nowego kościoła i klasztoru. Fundatorzy - ród Rokszyckich - przeznaczyli na ten cel znaczne sumy. Prace trwały
do 1652 r.
Dzień dzisiejszy
Dziś Sanktuarium w Piotrkowicach opiekują się Ojcowie Karmelici Bosi. Kult łaskami słynącej figury Matki Bożej Loretańskiej przyciąga pątników z Polski i zagranicy. Pomaga
w tym prawdopodobnie postawa Ojca Świętego, który szczególnie ukochał Sanktuarium we włoskim Loreto, dokąd pielgrzymował i gdzie spotkał się z młodzieżą z całego
świata.
Od roku proboszczem jest o. Leszek Stańczewski. Przybył tu z Przemyśla. Pracy jest dużo, ale dzięki pomocy parafian wszystko powoli udaje się wykonać. W klasztorze przebywa sześciu
ojców, jeden brat i jeden diakon. Ojcowie pracują w parafii, uczą katechezy w szkole i wykonują swoje codzienne obowiązki, których jest niemało. Charyzmatem
Karmelitów Bosych jest modlitwa, więc poświęcają jej dużo czasu.
Rozmową z Bogiem, kontemplacją, chcą też "zarazić" innych, stąd pomysł by do klasztoru mogły przyjeżdżać osoby, które poszukują chwili refleksji i zadumy nad sobą i swoim
życiem.
Kończy się remont klasztornego budynku, wszystkie instalacje zostały wymienione, a cele przygotowane na przyjęcie ewentualnych gości. Zdaniem o. Stańczewskiego, ludzie w dzisiejszych
czasach potrzebują wyciszenia i osobistego kontaktu z Bogiem, dlatego prawdopodobnie od jesieni do klasztoru będą mogli przyjeżdżać ci, którzy tego poszukują.
Jest to nowy pomysł. Karmelici Bosi jeszcze nigdzie go nie wprowadzili w życie, jednak wydaje się, że w dzisiejszych czasach zapotrzebowanie na "oderwanie się od pędu życia"
jest duże. Zapraszane będą pojedyncze osoby, nie zaś grupy, aby była możliwość wyciszenia, zadumy i spokojnego przeżywania kilku dni.
Kto się zdecyduje na przebywanie w klasztorze, będzie uczestniczył w codziennych zajęciach zakonników: modlitwach, Mszy św. oraz drobnych pracach.
Mimo że dopiero od roku w parafii przybywa o. Leszek, już może się on pochwalić wieloma osiągnięciami w pracy duszpasterskiej. Parafianie wspominają Misterium Męki Pańskiej,
w którym wzięli udział starsi i młodsi mieszkańcy wszystkich miejscowości wchodzących w skład parafii. O. Leszek zaangażował w charakterze aktorów nawet niektórych
sołtysów, a w postać Piłata wcielił się parafianin pracujący w prokuraturze. Właśnie takie wydarzenia pomagają w lepszym poznaniu siebie i w tworzeniu wspólnych
więzów, które na przyszłość owocują. Kolejnym pomysłem o. Leszka jest wystawienie po wakacjach sztuki noszącej tytuł Gość oczekiwany. Próby mają trwać w czasie wakacji. Ojciec już zbiera młodych
aktorów, którzy zamiast trwonić czas, przyjdą i zrobią coś, z czego będą zadowoleni i co przyniesie radość innym.
Pracę duszpasterską widać w piotrkowickiej parafii. Mieszkańcy są chyba świadomi jak wielki dar posiadają u siebie i dlatego tak wiele osób przystępuje do Stołu Pańskiego.
Podczas niedzielnej Mszy św., w której uczestniczyłem, prawie wszyscy obecni w kościele przyjęli Komunię św. Widok to nieczęsty w innych parafiach. Zapytani o ten
fakt Ojcowie zgodnie twierdzili, że mają więcej czasu na pracę duszpasterską, a i w konfesjonale też często posługują, co przynosi widoczny skutek.
Zwyczajem się stało, że po Eucharystii wierni przechodzą przed cudowną figurę, aby w ciszy się pomodlić, prosić o łaski i dziękować. A cuda się nadal zdarzają.
O. Leszek przypomina niedawny przypadek kobiety z okolic Pińczowa. Prosząc o uzdrowienie, jeździła do wielu sanktuariów w Polsce. Jednak uzdrowienia doznała tu, w Piotrkowicach.
Do sanktuarium przyjechała samochodem; jej mąż przyszedł przed figurę Matki Bożej pieszo z rodzinnej miejscowości, w intencji uzdrowienia żony. I Matka Boża wysłuchała
- choroba ustąpiła.
Piotrkowickie sanktuarium przeżywa renesans. Być może jest to zasługą wiernych, którzy odwiedzają Piotrkowice przy okazji pieszej kieleckiej pielgrzymki z Wiślicy do Częstochowy, czy też
janowskiej, której uczestnicy tu nocują. Kto raz zobaczył piotrkowickie Sanktuarium, chce tu powrócić i powraca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu