W niedzielne południe miałem rzadką okazję zasiadania na tarasie restauracji. Wprawdzie jednodaniowy obiad wcale nie był takiej jakości, że trzeba by go wymazywać z pamięci, jednak nie danie
zapamiętałem najlepiej. A wszystko za sprawą małego kota, który wśliznął się na taras poprzez zieloną ścianę roślinności, zastępującą barierkę.
Kiedy go spostrzegłem, pomyślałem, że pewnie się zacznie: proszące spojrzenie, ocieranie o nogi i inne wyszukane techniki, abym podzielił się zawartością talerza. Surowy osąd
był jednak zbyt pośpieszny. Kot zachowywał się bardzo kulturalnie - po cichu organizował dla siebie obiad, czyli cierpliwie przeglądał dolne partie "zielonej ściany" w poszukiwaniu jakiegoś
kąska i wyłapywał uciążliwe muchy. Szanował moją prywatność, nie zbliżając się zanadto do stolika.
Zaintrygowany tą "wysoką kocią kulturą", postanowiłem małego towarzysza nagrodzić jednym kęskiem. Nieufnie przyjął dar podrzucony przed jego nos. I tu moje drugie zdziwienie: kot nie przestał
dalej szukać czegoś na obiad. Jeszcze kilkakrotnie podrzucałem mu co nieco z mego talerza, ale to nie zmieniło jego postawy - nie czekał na dar z mojej strony. Szukał, wąchał i jak
tylko kończył jeść to, co niespodziewanie otrzymał, wracał do swego zajęcia. Jedyne, co w jego postawie zmieniło kilkakrotne obdarowanie z mojej strony, to fakt, że nabrał większej
ufności i już nie trzymał tak dużego dystansu bezpieczeństwa od mojej nogi.
Cóż, myślałem, jak wiele możemy się nauczyć od takich małych stworzeń. Choćby i tego, by w trudnym przecież momencie, kiedy naprawdę krucho jest z pracą i kiedy
często nie wiadomo jak ją znaleźć i w jaki sposób zapracować na swój obiad, nigdy nie zgodzić się na łatwe wyciągnięcie ręki po pomoc i na bierną postawę. Wszak jakaś część bezrobocia
bierze się nie tyle stąd, że nie ma miejsc pracy, tylko stąd, że czasami przestajemy być gotowi szukać innej i stajemy się biernym biorcą zasiłku. W tym mały kot może wiele podpowiedzieć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu