Niedługo będziemy obchodzić 100-lecie sztuki abstrakcyjnej, która zaczęła się po opublikowaniu w 1910 r. rozprawy Wilhelma Worringera Abstrakcja i wczuwanie się. Przemysław Karwowski, którego prace
oglądamy jeszcze do połowy maja w Galerii pod Arkadami, należy do kolejnego już pokolenia fanów w swoim czasie bardzo awangardowego kierunku w sztuce. Od kiedy obserwujemy poczynania artystyczne łomżyńskiego
malarza, nieprzerwanie jest to twórczość abstrakcyjna.
Dzisiaj ten rodzaj sztuki jest pozbawiony ideologicznego przesłania, jakie musiało ciążyć na Kandinsky’m i innych protoplastach abstrakcjonizmu. To dobrze, ponieważ jesteśmy przekonani o czystości
artystycznych intencji twórcy. Przecież inaczej odbieramy skandalistów, o których nie wiemy, czy chcą bardziej zabłysnąć, czy rzeczywiście ich sztuka wnosi nowy, świeży powiew do kultury. Wracając do
Karwowskiego, nie mamy żadnych wątpliwości co do moralnej strony jego sztuki. Malarz nie tylko nie jest awangardzistą, bo nie tworzy nowego kierunku, ale wręcz wyczuwa się jego wierność wartościom artystycznym.
Zupełnie tak, jakby chciał dowieść, że niemal stuletnie (więc chyba wiekowe) traktaty Worringera i Kandinsky’ego nie straciły na aktualności.
Karwowski na wystawie Burz buduj tworzy swoje dzieła od początku, o czym przekonują duże płaszczyzny nagiego lnianego płótna, których - jak się wydaje - nie zdążył jeszcze zamalować. Ale
mimo tego niecałkiem malarskiego zabiegu artysta wciąż jest skoncentrowany na kolorze, płaszczyźnie, formie. To są jego podstawowe środki, którymi „burzy” i „buduje”. Z kolorowych,
względnie regularnych plam, jak z klocków układa swoje malarskie konstrukcje. Zachwycają niektóre zestawienia kolorystyczne, zwłaszcza te najbardziej zbliżone do siebie tonacją lub nasyceniem czy w ogóle
tą samą barwą. Dziwne? Karwowski pokazuje, że mogą być dwa takie same, a jednocześnie inne kolory. Wystarczy podejść do obrazu, by porównać zestawione obok siebie dwie czernie lub biele albo szarości.
Jego romby, trójkąty, kwadraty, a czasem też formy koliste budowane są w artystyczne konstrukcje, ciesząc umysłową potrzebę porządku, harmonii, ładu. Może czasem też porządkują chaotyczne, niezorganizowane
płaszczyzny. W to wszystko jednak zostaje wmieszany jakiś ostry, jaskrawy kolor. Ale spierać się można, czy istotnie ma on charakter niszczycielski. Jakiś nasycony barwą cienki pasek, półksiężyc, trójkącik
lub nawet nieregularna plama, która jakby wprost spłynęła z pędzla, pełni nadzwyczaj ożywczą rolę. Bez tych - wydawałoby się - dysonansów obrazy byłyby koszmarnie nudne i niemiłosiernie uporządkowane.
Pomóż w rozwoju naszego portalu