Sposób na przegrane życie
Dziś ks. Guy ma 68 lat i wciąż żyje między młodocianymi przestępcami. Do seminarium trafił, gdy miał 13 lat. Będąc klerykiem, pracował jako sanitariusz w czasie wojny w Algierii. Tutaj przyjął święcenia kapłańskie i zajął się młodzieżą z ulicy. Początkowo pracował w stroju duchownym, potem zamienił sutannę na skórzaną kurtkę, w której chodzi już od 30 lat. Nie chce niczym różnić się od swoich podopiecznych, chce we wszystkim dzielić ich los. W 1974 r. kupił za namową podopiecznych zrujnowaną farmę w Prowansji, którą wspólnie wyremontowali i nazwali „Owczarnią”. Od 30 lat przyjmowani są tutaj gwałciciele, niedoszli zabójcy i złodzieje, których sąd skazuje na terapię. Co roku o przyjęcie na farmę stara się około 400 osób, z nich ks. Gilbert wybiera ośmiu najgorszych. Według niego większa grupa nie nadaje się do resocjalizacji. Przestępcy, żyjąc na farmie, mogą oderwać się od swojego środowiska i dilerów narkotyków. Tylko połowie z nich udaje się skończyć z przestępczym życiem. Z młodymi przestępcami pracuje 20 wychowawców. Terapia stosowana w „Owczarni” jest prosta - młodzi chłopcy opiekują się zwierzętami. Dzięki tej pracy muszą wejść w stały rytm dnia. Do nich należy karmienie, pielęgnacja zwierząt i dbanie o czystość pomieszczeń gospodarczych.
Ewangelizacja milczenia
Sam ks. Guy nie prowadzi katechizacji wśród swoich podopiecznych. „Ewangelizuję milczeniem, po prostu sam żyję głęboko Ewangelią, żyję tak, by młodzi ludzie, patrząc na mnie, pomyśleli: to niemożliwe,
żeby Boga nie było” - mówi ks. Guy. Nie namawia nikogo do przyjęcia chrztu czy katolicyzmu. Sam nie rozpoczyna rozmów o Bogu. Jego sposobem jest świadectwo i cierpliwe czekanie, aż podopieczni
sami zapytają o Boga, Kościół, modlitwę, wiarę. Jak sam przyznaje, nie zdarza się to często, ale warto czekać. „Ostatnio ochrzciłem jednego z moich wychowawców, 40-letniego mężczyznę, który pracuje
u nas 20 lat” - opowiadał ks. Gilbert w Warszawie. Sam jednak dba o kontakt z hierarchią Kościoła, pracuje na ulicy za zezwoleniem swojego biskupa.
Podopieczni cenią go za to, że nie przyjmuje ich po to, by ich nawracać i by realizować swoje kapłańskie powołanie, lecz dla nich samych. To właśnie bycie bez żadnych pobudek z potrzebującymi było
najważniejszym przesłaniem spotkania w Warszawie. Wielu wolontariuszy ze świadectwa ks. Guy właśnie to najbardziej zapamiętało i tym się przejęło. Nawet dobra motywacja może stać się kłodą w pracy z biednymi
i zranionymi, trzeba do nich iść z pustymi rękoma.
Pomóż w rozwoju naszego portalu