Jako wychowawczyni drugoklasistów zostałam zaproszona na uroczystość przyjęcia przez moich uczniów I Komunii św. do kościoła pw. Pierwszych Męczenników Polski w Międzyrzeczu.
Przyznam, że nie pałam zbytnim entuzjazmem do masowych uroczystości kościelnych, bo na ogół nie ma na nich możliwości prawdziwie duchowego przeżywania tego, co dla katolika powinno być najistotniejsze.
Często Msza św. komunijna odbywa się w atmosferze, delikatnie mówiąc - nerwowej. Dorośli biegają z aparatami fotograficznymi, w zupełnie nieodpowiednich momentach wciskają się z kamerami między
dzieci albo przed ołtarz, mamy wiercą się w ławkach, doglądając swoich pociech, a dzieci znudzone przedłużającym się nabożeństwem ziewają, czekając finału. Reszta gości zwykle tłoczy się w bocznych nawach
i nie bardzo widzi, co się z przodu dzieje.
Z drugiej strony - wypadało towarzyszyć „moim” dzieciom w ich wielkim i niepowtarzalnym święcie. W dodatku - właśnie 30 maja 1971 r., okrągłe 33 lata temu, w kościele
pw. św. Wojciecha, sama jako drugoklasistka przeżywałam podobną uroczystość, podobną, ale umiejscowioną w innym „wymiarze” historycznym.
***
Niedzielny poranek 30 maja tamtego roku przywitał międzyrzeczan promieniami obudzonego po wielu deszczowych dniach słońca. Przed sanktuarium, na ul. Krasińskiego, krótko przed godz. 10.00, ustawiły się
dwa szpalery dzieci w komunijnych białych szatach. Tuż obok nich - rodzice, którzy przed wejściem do kościoła tradycyjnie udzielili swoim pociechom błogosławieństwa. Pod przewodnictwem księży pallotynów
- ks. Andrzeja Delika i ks. Janusza Wilczyńskiego procesja wiernych wchodziła powoli i spokojnie do sanktuarium, w określonym porządku zajmowano miejsca wyznaczone dla dzieci, rodziców i gości.
Wnętrze kościoła rozjaśnione blaskiem słońca, oryginalnych kandelabrów i śnieżną bielą kwiatowych bukietów zadziwiało przestronnością, a jednocześnie misternie dopracowanym wystrojem świątyni, która pomimo
tego, że znajduje się dopiero w trakcie budowy, wyglądała przepięknie - skromnie, a jednocześnie wzniośle.
Cała komunijna uroczystość dostarczyła mi wielu wspaniałych przeżyć - choćby tego, że aktywny udział we Mszy św. brali również rodzice dzieci, że bardzo żywe na co dzień ośmiolatki były takie
przejęte, a jednocześnie zupełnie wyciszone, że wspaniale wywiązały się z przydzielonych im przez siostrę Alicję Żyźniewską zadań. Podobała mi się krótka, ale bardzo wyrazista homilia proboszcza ks. Delika,
dzięki której dzieci bez trudu mogły zrozumieć sens przyjmowania Komunii św. Podobała mi się delikatna mistrzowska oprawa muzyczna młodego organisty Piotra Chojnackiego i cichutko grane na skrzypcach
Ave Maria, kiedy dzieci po raz pierwszy podchodziły do stołu Pańskiego. Podobało mi się, że nie było zamieszania z powodu biegających fotografów i kamerzystów, nie było niepotrzebnego przepychu i patosu.
Ale nade wszystko urzekły mnie cisza, skupienie i pobożność zgromadzonych w kościele ludzi.
Mieszkam w Międzyrzeczu od urodzenia. Chociaż byłam chrzczona u św. Jana (przez śp. ks. Józefa Rysia), przez wiele lat należałam do parafii św. Wojciecha, której gospodarzem do dzisiej jest ks. Tuligłowicz.
Z mojego dzieciństwa pamiętam dwie siostry zakonne, które z sympatią wspominam - s. Teresę Banaszak i s. Gertrudę. Z lat wczesnej młodości bardzo sobie cenię wartości, jakie wniósł w moją
osobowość ks. Kazimierz Pustułka. Dzisiaj natomiast mam szczęście pracować w szkole z katechetami otwartymi na potrzeby dzieci i na współpracę z wychowawcami klas - Ireną Kilian, Grzegorzem Skrzekiem
i s. Alicją Żyźniewską.
Ostatnia uroczystość komunijna we wspomnianym sanktuarium jeszcze raz dowiodła, jak bardzo potrzebne jest w życiu człowieka wyciszenie. Jak bardzo potrzebne są wewnętrzny i zewnętrzny spokój, ład
i harmonia. Jak bardzo potrzebują tego wyciszenia dzieci, którym współczesny świat dostarcza jedynie wrzasku, lęku i frustracji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu