Często nie słuchamy młodych. Jesteśmy przekonani, że wiemy, czego potrzebują, co jest dla nich dobre, kiedy są zadowoleni, czego im zakazać. Kiedy nie postępują „po naszej myśli”, czujemy
się odrzuceni. Obrażamy się.
Małe dziecko intuicyjnie przyjmuje postawę, jakiej oczekuje dorosły. Dorastając, zaczyna samodzielnie myśleć, patrzeć krytycznie i zmagać się z dorosłymi. Bywa wówczas rzeczywiście trudnym partnerem
dialogu. Jakie są tego powody? Młodzi sprawdzają w ten sposób swoje siły. Ich zmagania z dorosłymi mają jednak formę gry. Z pomocą zdrowo rozumianej konkurencji udowadniają sobie, że są silni. Życie wielu
nastolatków jest w obecnych realiach bardzo trudne. Mają żal do rodziców. Jestem katechetą. W rozmowach z nastolatkami ze szkoły średniej słyszę pytania: Co robić, kiedy rodzice kłócą się lub milczą?
Co zrobić, kiedy ojciec zdradza mamę, kiedy wraca pijany do domu? Na tego rodzaju pytania można próbować odpowiedzi: „To jest ich życie. Ty sam żyj tak, abyś nie powtórzył ich błędów”. Problem
tkwi nie tyle w tym, że rodzice nie dogadują się między sobą, ale że każde z nich osobno nie dogaduje się najpierw z samym sobą.
Co to znaczy: „dogadywać się z samym sobą”? To poznawać swoje życie, to szukać Tego, który dał mi to życie i Jemu je oddawać. Człowiek porozumiewa się z sobą samym i z bliźnimi wówczas,
gdy nie neguje Boga w swoim życiu. Dogadać się z sobą, to docenić własne pragnienia, poznać i zrozumieć swoją sferę emocjonalną; przemieniać w niej to, co da się przemienić, a przyjmować to, co zmianie
nie podlega. Bóg wyposaża serce człowieka w pragnienia, marzenia i tęsknoty. Najmocniej odczuwa się je właśnie w młodości.
Kiedy młody człowiek nie czuje się kochanym i wysłuchanym przez rodziców, tworzy się bariera braku zaufania. Jak można pomóc mu budować poczucie własnej wartości, poczucie, że się go kocha? Można
go tylko motywować, a on sam musi zbudować poczucie własnej wartości. Dorośli powinni pokazać młodemu człowiekowi, że to co robi ma wartość, że jego decyzja może się powieść, o ile pozwoli sobie pomóc.
A do tego trzeba naszej dyspozycyjności, aby młody człowiek poczuł, że jesteśmy przy nim a jednocześnie pozwalamy mu działać.
A jak pomóc młodym ludziom, nie uciekać od wyzwań, które stawia świat? Młodzi oczekują od nas, byśmy z nimi szczerze rozmawiali, uczyli ich myśleć i reflektować nad życiem. Sądzą nas tylko dlatego,
że my sami wcześniej wydajemy niesprawiedliwe oceny o ich postawie. Często słyszymy od młodzieży: „Nie rozumiem tego, co się dzieje, więc po co mi to. To nie ma sensu”. Trzeba wówczas wchodzić
pomiędzy: „ja nie rozumiem”, a „to nie ma sensu” i sprowadzić do stwierdzenia: „tego” nie rozumiem i to nic nie szkodzi, ponieważ w tym wieku mam prawo wielu rzeczy
jeszcze nie rozumieć”. Młody człowiek musi komuś zaufać.
Problem, który dostrzegam: porzucanie katechezy, modlitwy, sakramentów przez nastolatków, jest często problemem rodziców, którzy sami „porzucili” praktykowanie wiary. Tacy rodzice nie
są w stanie przekonać dziecka, że przyjmując Kościół i to, co on ofiaruje, lepiej zrozumie ono sens życia, bardziej otworzy się na dobro. A przecież pierwszym miejscem, gdzie młodzi dorastają, jest rodzina.
Jakie będą nasze rodziny i czy potrafimy słuchać naszych dzieci, od tego zależy nasza relacja z nimi. Musimy najpierw zrozumieć siebie i odnaleźć sens życia, aby móc pomagać dzieciom zrozumieć ten okres
życia, który przeżywają i uczyć je dialogu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu