Z myślą o ludziach samotnych, ubogich i bezdomnych sosnowiecka Caritas już po raz 4 w historii naszej diecezji przygotowała wieczerzę wigilijną. Odbyła się ona 23 grudnia 2004 r. w Domu Katolickim, naprzeciw bazyliki katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Sosnowcu. Do wspólnego stołu zasiadło blisko 350 osób. W tak szczególny dzień nie zabrakło bp. sosnowieckiego Adama Śmigielskiego SDB i Kazimierza Górskiego, prezydenta Sosnowca.
„Podczas tej wigilii nie zabrakło życzliwości dla kogokolwiek z przybyłych, wszakże Wigilia świąt Bożego Narodzenia to dzień najbardziej szczególny w całym roku. W wymiarze symbolicznym ten świąteczny stół był przejawem solidarności naszej lokalnej społeczności, a łącząc się w tej chwili z podobnymi akcjami, przeprowadzanymi na terenie Polski, a wiem, że podobne akcje organizują prawie wszystkie oddziały Caritas, dajemy świadectwo solidarności z całym krajem. Dajemy świadectwo jedności, bowiem katolicki znaczy powszechny” - powiedział Niedzieli ks. Stefan Wyporski, dyrektor Caritas Diecezji Sosnowieckiej.
W przygotowanie tegorocznej wieczerzy włączyła się, jak co roku, młodzież z II Liceum Ogólnokształcącego im. Emilii Plater oraz młodzież z parafii pw. św. Floriana w Sosnowcu. Młodzi ludzie nie tylko zajmowali się wydawaniem posiłków, ale także uświetnili wieczerzę śpiewem kolęd i pastorałek. „Na uczestników wigilii czekało w tym roku 7 dań. Po wieczerzy wielu uczestników wigilii skorzystało z pomocy lekarskiej. Udało nam się bowiem namówić lekarzy do udzielenia bezpłatnych porad. A najbardziej potrzebującym ofiarowaliśmy także kołdry i poduszki” - powiedział Niedzieli Bogumierz Biesiadecki, kierownik Domu dla Bezdomnych w Dąbrowie Górniczej-Ząbkowicach, współorganizator wigilii.
Dla pana Andrzeja tak uroczysty obiad jak ten zdarza się raz w roku. Na co dzień mieszka w piwnicy jednego z bloków. Czasem śpi w noclegowni. „Od lat staram się o przydział lokalu. Bez skutku. Na takiej wigilii jestem pierwszy raz. Do tej pory krępowałem się chodzić na tego typu uroczystości. W końcu dałem się namówić koledze. Powiedział - idziemy na wigilię do biskupa i już. Myślałem, że żartuje. Teraz widzę, że był to dobry pomysł. Najgorsza jest samotność” - powiedział ze ściśniętym gardłem. Z kolei siedzący obok pan Stanisław, który od razu kazał do siebie mówić Stachu, jest samotnym inwalidą. „Staram się uczestniczyć w takich uroczystościach. Wśród ludzi zawsze jest raźniej” - stwierdził. I tak choć przez jeden wieczór, przez parę godzin, udało się wywołać w sercach uczestników bożonarodzeniową radość. Co z nią zrobią, będzie w dużej mierze zależeć od nich samych, ale w części także i od nas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu