„Każdy z was, młodzi przyjaciele,
znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.(...)
Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć”.
(Jan Paweł II, Westerplatte, 12 czerwca 1987 r., słowa skierowane do młodzieży podczas III pielgrzymki do Ojczyzny)
On też miał swoje Westerplatte. Miał swój przyczółek, którego bronił do końca. Miał swoją słuszną sprawę, o którą nie można było nie walczyć, nie można było zdezerterować. Czy to była tak naprawdę Jego sprawa? To była „sprawa Jezusa z Nazaretu” (por. Dz 10, 38).
A „sprawa Jezusa z Nazaretu” to Jego Ewangelia, to objawienie miłości Boga do człowieka i wezwanie skierowane do człowieka, by kochał Boga i ludzi tak, jak tego nauczył Chrystus. Walczyć za „sprawę Jezusa z Nazaretu”, znaczy więc stać na straży największego przykazania, jakim jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Miłość zaś sprawdza się w wierności, w trwaniu na posterunku „w dobrej i złej doli”, nawet za cenę oddania życia.
O jakie słuszne sprawy składające się na „sprawę Jezusa z Nazaretu” walczył Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie tego pontyfikatu?
Walczył przede wszystkim o Boga. O Boży ład na ziemi i wypełnianie prawa Bożego. Walczył o obecność Boga w świecie, w strukturach społecznych i politycznych, w kulturze i nauce, we wszelkich sferach ludzkiego życia. Walczył o Boga w sercu człowieka. Nieugięcie bronił wartości wypływających z Ewangelii. Nie godził się na moralne kompromisy w kwestiach nienaruszalności życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci, relacji między mężczyzną i kobietą, eksperymentów genetycznych, poszanowania godności człowieka czy też relacji miedzy postawami „być” i „mieć”. Przestrzegał przed zagrożeniami obecnymi we współczesnym świecie, a będącymi konsekwencją odrzucenia Boga. Głosił prawdę zawsze, wszędzie i wszystkim. Ale dla wielu ta prawda była niewygodna. Oskarżano Go o konserwatyzm, brak otwartości na nowe kierunki i tendencje, niedostosowanie do warunków współczesnego świata, a nawet zatrzymywanie Kościoła w rozwoju. Stał się znakiem, któremu się sprzeciwiano, aż do zamachu na Jego życie. A On z podziwu godną determinacją trwał przy obranym kierunku. Trwał także na modlitwie, w ciszy i w cierpieniu. To była Jego podstawowa broń w tej walce, nie próbował narzucić swoich racji „ogniem i mieczem”. Wręcz przeciwnie. Był zatroskany o sprawy pokoju na świecie, był, jak się Go powszechnie określa, „człowiekiem dialogu”, człowiekiem pojednania.
Kontemplując nieustannie oblicze Chrystusa, nie tracił z pola widzenia człowieka w jego słabości, nędzy, cierpieniu, ale także w jego wielkości i godności udzielonej mu przez samego Stwórcę.
Budziło w Nim zachwyt ludzkie ciało i jego rola w procesie uświęcania człowieka. Podziwiał ludzki intelekt i całą sferę ducha, fascynowała Go tajemnica bytu człowieka. Ale rozumiał także ludzkie słabości, potrzeby, troski, dramaty. Szukał ich przyczyn i starał się łagodzić skutki. A nade wszystko budził w człowieku uśpioną tęsknotę za Bogiem, za tym, co niezniszczalne i wypełniające pustkę serca.
Każdego człowieka postrzegał w jego niezbywalnej godności, wyjątkowości i umiłowaniu przez Boga. Dlatego też Jego walka o Boga była także walką o człowieka. O człowieka dobrego i pięknego, człowieka, który podejmie walkę o siebie samego jako o „obraz i podobieństwo Boże”.
Ojciec Święty Jan Paweł II pozostał wierny Bogu i prawdzie przez Niego objawionej, ale pozostał także wierny człowiekowi. Nie zdezerterował nawet wtedy, gdy namawiano Go do ustąpienia ze Stolicy Piotrowej z powodu wieku i choroby. Dlatego u kresu swego życia mógł z radością wypowiedzieć „amen”: „wypełniło się, moje Westerplatte utrzymane i ocalone”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu