Z o. Władysławem Halikiem, klaretynem, proboszczem parafii św. Augustyna w Bouaflé w Wybrzeżu Kości Słoniowej, rozmawia Elżbieta Adamczyk
Elżbieta Adamczyk: - Od jak dawna pracuje Ojciec w Wybrzeżu Kości Słoniowej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
O. Władysław Halik: - Od 12 lat. Do Abidżanu przyjechałem w 1993 r. Nuncjuszem Apostolskim był tam wówczas abp Janusz Bolonek. Miałem okazję spotkać się z Księdzem Nuncjuszem zaraz po moim przyjeździe w naszej parafii pw. św. Jana Vianney’a. Ta parafia prowadzona przez Zgromadzenie Misjonarzy Klaretynów obejmuje pełną kontrastów dzielnicę miasta zwaną Vridi. Obok zabudowy willowej znajdują się tam domy uboższych mieszkańców a także duży obszar slumsów na terenie dawnego wysypiska śmieci, gdzie bez wody, prądu i kanalizacji wegetuje ponad 10 tysięcy ludzi. Pracowałem tam przez pięć lat, zanim zostałem proboszczem w kilkudziesięciotysięcznym mieście Bouaflé położonym w głębi kraju. Poza obszarem miejskim moja obecna parafia posiada 34 wspólnoty dojazdowe, z których prawie wszystkie mogłyby utworzyć odrębne parafie. Odległości między nimi nie przekraczają 50 km. W pracy duszpasterskiej pomaga mi dwóch ojców z Polski oraz dwóch kapłanów z powołań miejscowych. Jest także liczne grono świeckich współpracowników.
Reklama
- Wiem, że w duszpasterstwie misyjnym ważną rolę odgrywają świeccy katechiści. Czy tak jest także w parafii św. Augustyna w Bouaflé?
Reklama
- W warunkach afrykańskich sami kapłani nie potrafiliby udźwignąć wszystkich obowiązków duszpasterskich, na szczęście zaangażowanie świeckich jest tam ogromne. Pod tym względem Kościół w Polsce mógłby się wiele nauczyć od afrykańczyków. Mój współbrat, proboszcz z Łodzi był zaskoczony, gdy zobaczył, w jaki sposób młodzież z Bouaflé samodzielnie przygotowała i zorganizowała od początku do końca Pielgrzymkę Młodych. A wracając do katechistów to rzeczywiście na nich spoczywa nie tylko katechizacja, ale także odpowiedzialne funkcje liturgiczne m.in. prowadzenie nabożeństw i Liturgii Słowa, przede wszystkim we wspólnotach wiejskich. Zadaniem kapłanów jest należycie przygotować katechistów do ich pracy, dlatego w mieście odbywamy regularne spotkania formacyjne, organizujemy także rekolekcje dla katechistów w Adwencie i Wielkim Poście. W parafii istnieje również Komisja Katechetyczna, za którą odpowiada osobiście proboszcz. Świeccy członkowie komisji realizują wszystkie ustalone wspólnie na początku roku zadania dotyczące katechezy dorosłych i dzieci. Dla katechistów ze wspólnot dojazdowych kapłani prowadzą w mieście przynajmniej 4 razy w roku tygodniowe sesje formacyjne. W parafii funkcjonują także Wspólnoty Podstawowe Kościoła. One tworzą wspólnoty lokalne np. dzielnicowe. Członkowie wspólnot podstawowych przygotowują np. katechumenów do chrztu oraz rodziny zmarłego do chrześcijańskiego pogrzebu. Sami odbywają spotkania formacyjne dwa razy w miesiącu. Są łącznikami między duszpasterzami i wiernymi. Ich opinia jest decydująca w wielu sprawach np. przyjęcia chrztu. Świeccy tworzą w mojej parafii także 19 ruchów i wspólnot oraz 9 chórów.
- Czy są to ruchy i wspólnoty specyficznie afrykańskie?
- W większości są to znane w całym Kościele powszechnym wspólnoty. Być może specyficznie afrykańska jest tylko wspólnota utworzona przez kobiety zbierające ofiary na tacę. Jak wszystkie inne grupy parafialne mają one stroje z elementami odpowiadającymi okresom Roku Liturgicznego.
- Czy katechistami są wyłącznie mężczyźni?
- W miastach coraz częściej funkcję katechisty powierzamy młodym kobietom. We wspólnotach wyjazdowych jest to praktycznie niemożliwe. Tradycyjna pozycja kobiety w plemionach afrykańskich nakazuje, aby trzymała się ona na uboczu i nie brała udziału w życiu publicznym, co nie przeszkadza jej często decydować o najważniejszych sprawach. Nie możemy na siłę zmieniać obyczajów, tym bardziej, że groziłoby to nawet utratą życia przez kobietę. Gdzieniegdzie udało się jednak powierzyć kobietom funkcję lektora.
- W jakim języku sprawowana jest liturgia?
- W mieście powszechnie znany jest język francuski.
We wspólnotach dojazdowych Ewangelia czytana jest nawet w pięciu językach. Często nawet miejscowy katechista nie jest w stanie zrozumieć dobrze wszystkich wiernych ze swojej wspólnoty. Cóż dopiero misjonarz z Europy...
- Co stwarza Ojcu największe trudności? Czy właśnie istniejąca bariera językowa?
Reklama
- Z pewnością tak. Nie jesteśmy w stanie nauczyć się miejscowych języków na tyle dobrze, aby dotrzeć do wszystkich wiernych w ich osobistych trudnościach. Wiele trzeba pozostawić działaniu Bożej łaski. Dla mnie istotne utrudnienie stanowi poza tym klimat Wybrzeża Kości Słoniowej i związane z nim choroby, szczególnie malaria. W ubiegłym roku ciągłe nawroty malarii bardzo mnie osłabiły, bałem się, że będę musiał opuścić misje. Na szczęście teraz jest nieco lepiej.
- Czy czuł się Ojciec zagrożony podczas ostatnich krwawych zamieszek?
- Nie. Mieszkańcy kraju są nadal życzliwi i otwarci na wszelką odrębność etniczną i religijną. Mam nadzieję, że jeszcze długo będą się opierać silnej politycznej manipulacji, jakiej są obecnie poddawani przez walczące ze sobą strony.
- Czy misjonarz z Europy po kilkunastu latach spędzonych wśród katolików afrykańskich pozostaje dla nich nadal kimś obcym?
- Po 12 latach przebywania wśród afrykańskich katolików jestem z nimi bardzo zżyty. Tworzymy z pewnością wspólnotę wiary, ale bariera rasowa i kulturowa pozostanie między nami, jak sądzę, na zawsze. Także z powodu trudności w komunikacji językowej, o której już wspomniałem.
- Czy istnieje zjawisko, które moglibyśmy nazwać „katolicyzmem po afrykańsku”?
Reklama
- Z pewnością istnieje i jest zalecana przez Kościół inkulturacja, czyli dostosowanie przekazu Dobrej Nowiny do miejscowej mentalności i obyczaju. Szczególnie widoczne jest to w liturgii bogatej w tańce i śpiew. Doktryna katolicka pozostaje niezmieniona i może być jedynie w różny sposób przyjmowana przez wierzących w Afryce, Azji czy Europie. Pojawiają się natomiast problemy wynikające z miejscowych obyczajów np. wielożeństwo czy trudności w zaakceptowaniu celibatu (mężczyzna bez potomka jest tam traktowany jako ktoś bezwartościowy). Zmiany w tak głęboko zakorzenionych obyczajach wymagają zawsze czasu i cierpliwości.
- Nam Afryka kojarzy się zwyczajowo z obfitością dzikiej zwierzyny. Czy tak jest rzeczywiście?
- Nie ma już dzikiej zwierzyny w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Odeszła do przeszłości razem z wyniszczonym lasem równikowym. Pozostały nieliczne hipopotamy w największym jeziorze w kraju. Mówi się też, że gdzieś są słonie, ale nikt ich nie widział. W okolicy Bouaflé jest dużo małych jadowitych węży, które są jednak bardzo płochliwe i trudno je dostrzec niewprawnym okiem.
- Jaka jest kuchnia Wybrzeża? Czy Ojcu smakuje miejscowe jedzenie?
- Moim zdaniem tamtejsza kuchnia jest bardzo dobra.
Lubię potrawy oparte na ryżu, bulwach ignamu i bananach, które podaje się najczęściej w postaci purée lub klusek z ostrymi smacznymi sosami lub na słodko.
- A czy doskwiera Ojcu tęsknota za krajem ojczystym?
- Owszem, wracam myślami do Polski, tutaj w diecezji tarnowskiej mam rodzinę i wielu przyjaciół. Modlę się za nich i wspominam spędzone razem chwile. Na co dzień praca nie pozostawia wiele wolnego czasu i jest na tyle absorbująca, że zaprząta także myśli. Poza tym możliwość szybkiej komunikacji zmniejsza poczucie osamotnienia. Telefony oraz internet (ciągle dla nas niestety bardzo drogi) pozwalają natychmiast przekazywać wiadomości. Co 2-3 lata spędzam urlop w Polsce. Współczesna technika bardzo zbliżyła do siebie nawet odległe strony.
- Bardzo dziękuję, że znalazł Ojciec czas na tę rozmowę, która pozwoli naszym Czytelnikom poznać odległe Wybrzeże Kości Słoniowej i codzienność pracy misyjnej. Mam nadzieję, że nawiązany kontakt zaowocuje kolejnymi tekstami. Życzę Ojcu zdrowia i pokoju. Szczęść Boże.