"Idź do kościoła!" W wielu naszych polskich domach te właśnie
słowa brzmią jak hasło, zawołanie, nieraz jak komenda, a czasami
jak wyrzut. Coraz mniej jest zwrotów, które brzmią tak jednoznacznie,
jak właśnie ten, nie pozostawiający cienia wątpliwości, o co chodzi.
Nic w tym dziwnego, bo przecież należymy do wspólnoty, do wielkiej
rodziny, którą nazywamy Kościołem. Starsi pamiętają, że jednym z
najważniejszych pytań, jakie zadawał proboszcz swoim parafianom,
np. podczas kolędy, było właśnie to: czy chodzisz do kościoła? czy
byłeś w niedzielę na Mszy św.? Zasadniczo i tak każdy proboszcz dobrze
wiedział, kto chodzi, znał bowiem swoich parafian, a puste miejsce
w świątyni na niedzielnej Mszy św. mogło oznaczać tylko ważny powód
nieobecności. A zresztą, nie było do pomyślenia, nie pójść na niedzielną
Mszę św. Już o to rodzice dobrze się troszczyli i nikt nikomu nie
musiał przypominać, co trzeba robić w niedzielę. Każdy wiedział,
co w tym dniu jest najważniejsze.
Mówię tak, jakby te czasy minęły i należały do historii.
A przecież od strony Kościoła nic się nie zmieniło. Kościół nadal
nas pyta: czy byłeś na Mszy św.? Wrażliwi zaś ludzie często mówią
o przykrym uczuciu, gdy w niedzielę nie mogą pójść do kościoła, np.
z powodu choroby. "Właściwie tak, jakby wtedy nie było niedzieli"
. Dopóki tak mówią i tak myślą, nie jest źle. Znacznie gorzej jest
wtedy, gdy chrześcijanie planują sobie, jak to się mówi, "weekend"
bardzo szczegółowo, tylko nie wiedzą, co zrobić z tą Mszą św., gdzie
i jak ją "zmieścić". Odbywają swoje pielgrzymowanie po sklepach czy
trzeba, czy nie trzeba, sprzątają, piorą czy trzeba, czy nie trzeba,
chodzą z psami po lesie całymi nieraz godzinami, ruszają samochodami
przed siebie i najczęściej zmęczeni wracają.
Za tydzień powiem o drodze do kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu