Reklama

Człowiek przełomu wieków

Mieczysław Brzozowski, elegancki, dystyngowany starszy pan. W życiu widział i przeżył nie mało. Da się to jednak jasno wytłumaczyć. Właśnie idzie mu 103. rok życia.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tajemnica długowieczności

- Trzeba żyć normalnie. Wszystkiego należy kosztować z umiarem, niczego za dużo. Ważna jest też poranna gimnastyka. Jak długo żyję, codziennie ćwiczę do 10 minut. Po całonocnym leżeniu człowiek musi się przecież jakoś rozruszać. Ponadto lubię długo spać - mówi M. Brzozowski. Choć zimą pan Mieczysław raczej nie opuszcza swego mieszkania w centrum Bielska-Białej, to jednak w pogodne dni nie rezygnuje ze spacerów. W krótkich wędrówkach towarzyszy mu córka Anna Rynio, która dba o to, by senior rodu zbytnio się nie przemęczał.

Osoby z kart historii

Reklama

- Alkoholu nigdy nie lubiłem. Jeżeli już sięgałem po kieliszek, to po coś zaprawianego, jakiś likier. Upić bym się nie potrafił - mówi M. Brzozowski. To jednak przez alkohol poznał w swym życiu kilka postaci, mających wpływ na historię Europy: Koniew, Żukow i Malinowski, z tymi radzieckimi dowódcami osobiście siedział przy jednym stole i pił wódkę. Było to w „oswobodzonym” przez Sowietów Lwowie. Marszałkowie stacjonowali w pałacu Skarbka, w sąsiedztwie którego mieszkał szkolny kolega pana Mieczysława. On to, widząc Rosjan w przydomowym ogrodzie, zaprosił ich na poczęstunek. Bez żenady wypili wtedy samogon wydestylowany z nafty. Nie był to jednak pierwszy kontakt M. Brzozowskiego z przedstawicielami generalicji. Jeszcze przed II wojną światową, będąc nauczycielem w Lidzie (obecnie Białoruś) witał z młodzieżą szkolną marszałka Rydza-Śmigłego. Naczelny wódz nie zapisał się jednak pozytywnie w pamięci pana Mieczysława. Co innego Józef Piłsudski. - To mój bohater - wyznaje nestor rodu Brzozowskich. - Gdy pracowałem w Warszawie, często widziałem Marszałka jak szedł z Belwederu do Ministerstwa Spraw Wojskowych. Byłem, jestem i do końca życia będę związany z Piłsudskim - dodaje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wojna

Podczas I wojny światowej młody Brzozowski zgłosił się do Ochotniczej Legii Obywatelskiej. Służył w niej przez 2 lata i tylko raz, podczas pełnienia warty, przyszło mu uczestniczyć w potyczce z Ukraińcami. W II wojnie światowej zupełnie nie walczył. Po prostu nie dostał powołania. Okupację sowiecką przeżył dość dobrze. Matka jego kolegi była przewodniczącą Rady Miejskiej. To pozwoliło mu przetrwać, ale i pomóc innym. Dzięki tej znajomości uratował od wywózki na Syberię nauczyciela, z którym kiedyś razem pracował. Ocalony po wojnie został ministrem oświaty.
Po wyparciu przez hitlerowców Sowietów ze Lwowa, doświadczył ludzkiej życzliwości od niemieckiego kolegi, z którym za czasów niepodległej Polski wspólnie pływali na kajakach. To od niego otrzymywał kartki żywnościowe, a także dobre papierosy. Niemieckiej okupacji o mało nie przypłacił jednak życiem. Pobił człowieka, który jak się okazało, był folksdojczem. Na szczęście wszystko „rozeszło się po kościach”.

Człowiek rubieży

Reklama

Pan Mieczysław urodził się w Jarosławiu. Później mieszkał w Przemyślu, Warszawie, Lidzie, Lwowie, a po zakończeniu II wojny światowej w Bielsku-Białej. W sumie 40 lat ze swego życia spędził we wschodniej części Rzeczypospolitej. Tam pozostawił wielu swoich przyjaciół. Byli to ludzie różnej narodowości. - Choć w Przemyślu czy Lwowie żyło wielu Ukraińców, nie pamiętam, by dochodziło między nimi do jakiś zatargów. Gorzej było z Żydami. Baliśmy się ich, bo mieli władzę i wpływy. W niektórych miastach większa część magistratu była obsadzona przez Żydów. Trudno było darzyć ich sympatią, gdy słyszało się jak powtarzali: wasze ulice, nasze kamienice. Wiele od nich wycierpiałem. Kilku z nich napisało na mnie donos do Sowietów, przez który mógłbym zginąć. Na szczęście pozostawili go u zaprzyjaźnionego ze mną woźnego, który go zniszczył - opowiada pan Mieczysław.

Słabostki

Przez całe życie M. Brzozowski pracował jako nauczyciel. Po studiach od razu dostał pracę i trafił do szkoły w Lidzie. Pensja nauczyciela wynosiła wtedy 150 zł i należała do okazalszych. Dla porównania - średnia płaca wahała się miedzy 100 a 120 zł, a za kilogram cukru, który był produktem luksusowym, płaciło się złotówkę. Nie mając gdzie wydawać zarobionych pieniędzy, pan Mieczysław wraz z kolegą organizowali sobie wyjazdy do Warszawy, by trochę „poszaleć”. - Nie będę panu tłumaczył, jakie to były rozrywki. Żeby jednak pan zbyt wiele nie myślał, powiem tylko, że bardzo lubiłem operę, operetkę, koncerty - i z tych atrakcji korzystałem - mówi M. Brzozowski. Muzyka, której zresztą wielkim miłośnikiem pozostaje do dziś, nie była jedyną pasją pana Mieczysława. Drugą były kajaki. To na jednym z nich przepłynął 2 tys. km dzielące Jezioro Narocz od Stambułu. Trasę, która wiodła wzdłuż rzeki Prut i brzegiem Morza Czarnego, pokonał w przeszło miesiąc. Po dotarciu do celu kajak nadał pocztą, a sam wsiadł do pociągu i wrócił do Lwowa. W trakcie podróży miał dwa momenty kryzysu. Pierwszy, gdy przez trzy dni padał deszcz, a on śpiąc w kajaku nie mógł się wysuszyć, a drugi, gdy morskie fale wciąż wyrzucały go na brzeg. Wszystko to jednak przezwyciężył.

Codzienność

Pomimo swych 103 lat, pan Mieczysław Brzozowski wciąż jest ciekaw świata. Czyta gazety, ogląda telewizję, stara się być na bieżąco z tym, co przynosi nowy dzień. Nie stroni od informacji politycznych, które uważnie śledzi. Nie obce są mu też wynalazki XXI wieku. Swoją ulubioną muzykę klasyczną słucha korzystając z walkmana, a z rodziną i znajomymi kontaktuje się za pomocą telefonu komórkowego. Ten człowiek XX wieku bez kompleksów wszedł w nowe stulecie. W końcu niejedno już widział i pewnie niejedno jeszcze przeżyje.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego

2025-11-09 12:28

[ TEMATY ]

pielgrzymka

św. Maksymilian Kolbe

Stalag IIIB Amtitz

Gębice

Archiwum Aspektów

W sobotę 8 listopada odbyła się piesza pielgrzymka ze Stargardu Gubińskiego do Gębic, szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego, upamiętniająca jego wyjazd z obozu jenieckiego. Tą drogą ruszyło dzisiaj ponad 100 osób

W sobotę 8 listopada odbyła się piesza pielgrzymka ze Stargardu Gubińskiego do Gębic, szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego, upamiętniająca jego wyjazd z obozu jenieckiego. Tą drogą ruszyło dzisiaj ponad 100 osób

Ponad 100 pielgrzymów, a wśród nich bp Adrian Put, przeszło trzykilometrowy szlak obozowy modląc się za zmarłych jeńców z dawnego obozu jenieckiego Stalag IIIB Amtitz, który znajdował się w dzisiejszych Gębicach.

W sobotę 8 listopada odbyła się piesza pielgrzymka ze Stargardu Gubińskiego do Gębic, szlakiem św. Maksymiliana Marii Kolbego, upamiętniająca jego wyjazd z obozu jenieckiego. W tym roku wydarzenie odbyło się po raz trzeci, a pielgrzymom towarzyszył bp Adrian Put. 
CZYTAJ DALEJ

Czy jestem gotowy wybaczyć z głębi serca?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Ks. Paweł Gabara

Przepraszam za wyrządzoną krzywdę

Przepraszam za wyrządzoną krzywdę

Rozważania do Ewangelii Łk 17, 1-6.

Poniedziałek, 10 listopada. Wspomnienie św. Leona Wielkiego, papieża i doktora Kościoła.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV u benedyktynów na Awentynie

2025-11-10 09:52

[ TEMATY ]

benedyktyni

Leon XIV

Włodzimierz Rędzioch

Awentyn to jedno z siedmiu wzgórz, na których założono Rzym – jest położone najbardziej na południe i odizolowane. Ma strome zbocza, które schodzą do Tybru. Na jego szczycie znajdują się dziś historyczne świątynie tak jak bazylika św. Sabiny, bazylika świętych Bonifacego i Aleksego oraz kościół św. Anzelma. Katolikom na całym świecie znany jest właśnie kościół sant’Anselmo, bo tutaj od 1962 roku papieże rozpoczynają procesję popielcową - wraz z kardynałami, biskupami oraz mnichami benedyktyńskimi i dominikańskimi, prowadzą procesję, która kończy się w kościele Santa Sabina.

Najnowasza historia tego kościoła związana jest z Leonem XIII - w 1888 roku papież powierzył arcybiskupowi Katanii, benedyktynowi Giuseppe Benedetto Dusmetowi, zadanie ponownego otwarcia zabytkowego kolegium Sant'Anselmo (św. Anzelma). Architektem budowli był pierwszy opat prymas, Ildebrando De Hemptinne, a budowę powierzono słynnemu wówczas architektowi Francesco Vespignaniemu. Nowy kościół Sant'Anselmo został ukończony i konsekrowany 11 listopada 1900 roku, dokładnie 125 lat temu, ale Papież, wówczas „więzień Watykanu” nie mógł w uczestniczyć w tej ceremonii.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję