Reklama

Jak but wystawał spod łóżka

Wczesny, styczniowy wieczór. W dziesięciopiętrowym bloku przy Górczewskiej mieszkańcy przygotowują się do przyjęcia księdza, który przyjdzie z tradycyjną wizytą kolędową.

Niedziela warszawska 4/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Jadwiga Żółkowska z ósmego piętra nakrywa stół białym obrusem, stawia krzyż, świece, naczynie z wodą święconą i kropidło. Nie zapomina o Piśmie Świętym. Obok migocze światełkami pięknie przybrana choinka. Nastrój prawdziwie świąteczny.
- Czekam na kolędę z niecierpliwością. Taka wizyta księdza zbliża nas do parafii i do duchownych - przyznaje. - To jest takie umocnienie wiary. Świadectwo, że nasi duszpasterze interesują się nami i nie zostawiają nas samych - dodaje jej mąż Tadeusz. I wychodzi na klatkę schodową.
Tutaj zgromadził się już spory tłumek lokatorów. Część stoi przy windach, inni w otwartych drzwiach swoich mieszkań. Wypatrują, czy ksiądz już może nadchodzi. Wszyscy się cieszą, że tym razem, po raz pierwszy w historii, odwiedzi ich sam proboszcz, ks. Jan Sikorski. - Jego najdłużej znamy. Jest w końcu naszym proboszczem już 20 lat. A jak się kogoś dobrze zna, to spotkanie się lepiej przeżywa - mówi Jadwiga Żółkowska.
Trwają gorączkowe dyskusje, czy ksiądz już jest, a jeżeli tak, to od którego mieszkania zacznie i o której mniej więcej godzinie dotrze do ostatnich mieszkań na dziesiątym piętrze. Ktoś od kogoś pożycza kropidło, inny zastanawia się, ile włożyć do koperty. A Zofia Picha martwi się, że jej dwie kilkunastoletnie wnuczki ze strachu przed kapłanem zamknęły się w pokoju i nie chcą wyjść. - Jak to? Jedna w tym roku do bierzmowania idzie i księdza się boi? - dziwią się sąsiedzi.
Panią Zofię pytam, czym jest dla niej kolęda. - Jesteśmy rodziną wierzącą i bardzo cenimy sobie, że ksiądz odwiedza nas w mieszkaniach. Przez cały rok przychodzimy do księdza do kościoła, a teraz ksiądz przychodzi do nas - odpowiada. Ale w jej głosie słychać smutek. Martwi się o zdrowie męża i swojej starszej wnuczki, która ciężko choruje.
W smutnym nastroju jest też pani Renata, emerytowana pielęgniarka. Zaprasza mnie do mieszkania, częstuje wodą sodową. Pospiesznie gasi telewizor. Przyznaje, że cieszy się perspektywą kolędy. - Zawsze przyjmuję księdza, chociaż nie zawsze mam humor. Np. dzisiaj jestem bardzo zmęczona, źle się czuję, ale mimo wszystko czekam - przyznaje. Narzeka, że po całym życiu ciężkiej harówki w trudnym zawodzie wyliczono jej 900 zł emerytury. Trudno związać koniec z końcem. - Mam dużo cierpień. Ale proszę Boga, żebym godnie zniosła to wszystko - podkreśla.
Tymczasem na korytarzu napięcie rośnie, bo ks. Sikorski jest już piętro niżej. Pan Tadeusz pospiesznie gasi papierosa, wszyscy wycofują się do swoich mieszkań. Za chwilę pojawia się ksiądz proboszcz. Uśmiechnięty, w sutannie, komży i stule. Zgadza się, abym towarzyszył mu podczas kolędy. A więc dzwonimy do pierwszego mieszkania...

Siadamy. Rozpoczyna się swobodna rozmowa. Temat wyznacza sama rodzina. Kasia uczestniczy właśnie w parafialnym kursie przedmałżeńskim, chwali prowadzącego kurs ks. Marka. Potem rozmowa schodzi na tematy zawodowe i polityczne. Jest to rodzina, która od lat regularnie praktykuje i przyjmuje kapłanów po kolędzie. Ks. Sikorski szybko więc kończy uzupełnianie kartoteki i rozpoczyna... konkurs. Wyjmuje najnowszy, pięknie wydany informator parafialny. - To prezent dla was. Ale trzeba odpowiedzieć na pytanie, kto jest na tym zdjęciu - mówi i pokazuje Kasi zdjęcie jednego z pracujących w parafii kapłanów. Kasia nie ma wątpliwości kto to jest - Ksiądz Proboszcz we własnej osobie.
Pora się żegnać. Ksiądz wychodzi. - On jest takim tatą dla każdego - komentuje Kasia. - Było tak, jakby sam Pan Jezus przyszedł do mojego domu - mówi z kolei pani Jadwiga.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wnuczki schowane w pokoju

Reklama

Na korytarzu doganiam ks. Sikorskiego. Przed nami następne drzwi. Okazuje się, że to mieszkanie znanej mi już pani Zofii. Ciekawi mnie, czy jej wnuczki nadal siedzą zamknięte w pokoju. Jedna wyszła. Druga w końcu też, ale z obrażoną miną.
Wspólna modlitwa. Ks. Sikorski po kolei pyta każdego z domowników za co lub za kogo chciałby się pomodlić. - Za siostrę. - Za babcię. - Za dziadka - padają intencje.
Ks. Sikorski prosi dziewczynki o pokazanie zeszytów do religii. Potem pyta, czy chodziły na Roraty. W miarę upływu czasu bariery pękają, rozmowa staje się swobodniejsza. Ale pora już wychodzić. Robi się późno, czekają następni lokatorzy.
Kolejne mieszkanie. Nowocześnie umeblowane. Księdza wita młode małżeństwo z pięcioletnią córeczką Sarą. Mama - pielęgniarka, tata - pracownik firmy farmaceutycznej. Po wspólnej modlitwie ks. Sikorski rozpoczyna dialog z Sarą. - Kto cię nauczył tak ładnie się modlić? - pyta. - Babcia - odpowiada dziewczynka. - A co ci przyniósł Mikołaj w Święta? - Łyżwy.
Potem rozmowa schodzi już na sprawy zawodowe. Gospodarze mówią, że mają dużo pracy. Z kolei ks. Sikorski namawia, żeby się nie przepracowywać. - Sprzedawajcie pracę, ale nie siebie. Pracę tak, i nawet za duże pieniądze, ale nie siebie - podkreśla.
Na pożegnanie proboszcz wręcza rodzinie informator parafialny. Sara cieszy się, bo zobaczyła tam zdjęcie znajomej siostry zakonnej z parafii. Pan domu dyskretnie wręcza ks. Sikorskiemu kopertę.

Radosne świętowanie początku

I tak od mieszkania do mieszkania, z piętra na piętro. Pięć, sześć godzin dziennie. Zmieniają się ludzie, problemy, sytuacje. Dla każdego trzeba mieć dobre słowo, wszystkich uważnie wysłuchać. - Czasami spotyka się ludzi agresywnych, którzy wylewają swoje żale. Trzeba wtedy uważać, żeby nie ulec zdenerwowaniu - mówi ks. Sikorski.
W każdej parafii kolęda wygląda podobnie.
Zwyczaj odwiedzania parafian pochodzi jeszcze z czasów imperium rzymskiego, kiedy to praktykowano tzw. calendae, czyli radosne świętowanie początku roku. Sąsiedzi wzajemnie się wtedy odwiedzali, składali sobie życzenia i obdarowywali prezentami.
Kodeks Prawa Kanonicznego tak wyjaśnia cel kolędy: „Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygując”.

Zamknięte drzwi smucą

Reklama

W parafii św. Józefa na Kole księdza przyjmuje po kolędzie ok. 60% mieszkańców. - Każde drzwi zamknięte mnie smucą. Z tym, że często, po wielu latach, te zawsze zamknięte drzwi się otwierają. Ludzie się zmieniają, wracają do Kościoła - opowiada ks. Sikorski.
Rozmowy podczas kolędy dotyczą różnych spraw. - To doskonała okazja, żeby poznać parafian, którzy do tej pory byli anonimowym tłumem w kościele - mówi o. Mirosław Pilśniak, proboszcz dominikańskiej parafii św. Dominika na Służewiu. - Często pytam o problemy małżeńskie, sugeruję możliwości ich rozwiązania.
Ks. Grzegorz Jankowski, proboszcz parafii Świętych Rafała i Alberta na Marymoncie, pyta parafian o to, co im podoba się w parafii, czy mają jakieś propozycje zmian. - Ale rzadko się zdarza krytyka - podkreśla.

Nie stresować psa

Podczas kolędy zdarzają się sytuacje zabawne. - Kiedyś poprosiłem, żeby rodzina schowała psa do łazienki. A oni na to: „Nie będziemy stresować psa” - opowiada ks. Sikorski. Na psy narzeka również o. Pilśniak: - Psy często, najnormalniej w świecie, rzucają się na nas. A gospodarze nierzadko w ogóle nie zauważają problemu. Mówią, że przecież pies jest spokojny i tylko tak się bawi.
- Bywa też tak - wtrąca ks. Sikorski - że w mieszkaniu wita mnie tylko jedna osoba, a ja czuję, że tam jest ktoś jeszcze. Widzę jakiś but wystający spod łóżka, słyszę szmer z drugiego pokoju. Wtedy rozmawiam z tą osobą, która mnie powitała, ale za jakiś czas, niby przez pomyłkę, wracam do tego mieszkania. I wtedy mam okazję spotkać tych, którzy wcześniej się pochowali. Widzę ich konsternację.

Brać kopertę czy nie

Nieodłącznym elementem kolędy jest ofiara przekazywana księdzu w kopercie. - Jest część osób, która ofiary nie daje, bo nie może. I nigdy się o to nie upominamy - mówi ks. Sikorski. Z kolei o. Pilśniak już przed rozpoczęciem kolędy ogłosił, że jeżeli ktoś nie może dać ofiary, to żeby nie odmawiał przyjęcia księdza. - I to działa. Niektórzy mówią: przyjmuję księdza, bo usłyszałem, że nie oczekujecie ofiar - opowiada dominikanin.
W niektórych polskich diecezjach księża w ogóle nie biorą ofiar. Wierni mogą je składać poza kolędą, w kościele. Dzięki temu - tłumaczą zwolennicy pomysłu - unika się wrażenia, że ksiądz przychodzi po pieniądze. Ks. prał. Grzegorz Kalwarczyk, kanclerz Kurii Metropolitalnej Warszawskiej, uważa, że nie należy zabraniać wiernym składania ofiar podczas kolędy. - Zwykle wtedy ludzie omawiają z księdzem sprawy różnych parafialnych remontów, budowy, i przy tej okazji składają ofiary. Nie każdy przyjdzie potem do kościoła, żeby wrzucić ofiarę - mówi ks. Kalwarczyk. Dodaje, że pieniądze z kolędy są przeznaczone na potrzeby Kościoła, a nie na prywatne cele kapłana. - Chyba, że ktoś z ofiarodawców wyraźnie powie, iż daje dla księdza - zaznacza Ksiądz Kanclerz.
Również ks. Grzegorz Jankowski z Marymontu uważa, że zwyczaj składania ofiar podczas kolędy powinien pozostać. - Przecież jak ktoś nie chce dać, to nikt na siłę od niego nie będzie brał. To jest pozostawione dobrej woli każdego - tłumaczy ks. Jankowski.

Potem ciężko zasnąć

Dla każdego księdza kolęda to duży wysiłek fizyczny i psychiczny. Nawet dla kapłana, który tak jak ks. Sikorski, uwielbia kontakty z ludźmi. - Chodzimy od 16.00 do 22.00. Staramy się, żeby na jeden wieczór przypadło około 20 mieszkań. To chwilami potrafi być męczące, chociaż, z drugiej strony, spotkania z ludźmi są bardzo sympatyczne - wyjaśnia proboszcz z Koła.
W olbrzymiej parafii św. Dominika kolęda trwa stosunkowo krótko. W tym roku skończyła się w połowie stycznia, jeszcze przed rozpoczęciem ferii zimowych. Ale to dlatego, że z wizytą duszpasterską jednocześnie szło aż dziesięciu zakonników z miejscowego klasztoru. - Zrobiliśmy taki jeden, wielki wysiłek wspólnotowy. Było ciężko. Często wracałem do klasztoru o 23.00, a potem jeszcze długo nie mogłem zasnąć - opowiada o. Pilśniak.
Ten wysiłek kapłanów ma jednak wielki sens. Księża, symbolizujący samego Boga, swoimi wizytami dają wiernym świadectwo, że Stwórca ich nie opuścił.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

MSZ: Watykan odpowiedział na protest ws. wypowiedzi bp. Meringa i Długosza

MSZ otrzymało odpowiedź z Watykanu na swój protest ws. wypowiedzi biskupów W. Meringa i A. Długosza - dowiedziała się PAP ze źródeł dyplomatycznych. Według MSZ, potwierdza ona chęć poszanowania prawa Polaków do wyrażania swoich opinii i nadzieję na komunikację z polskim rządem w duchu konstruktywnego dialogu.

W połowie lipca MSZ informowało o przekazanym Stolicy Apostolskiej proteście wobec wypowiedzi biskupa Wiesława Meringa, który stwierdził, że Polską rządzą ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców oraz wypowiedzi biskupa Antoniego Długosza, który 11 lipca podczas Apelu Jasnogórskiego mówił o Ruchu Obrony Granic.
CZYTAJ DALEJ

Srebrny przycisk YouTube dla Matki Bożej

2025-08-30 16:11

Ks. Piotr Góra

Szczególnym i historycznym momentem tegorocznej 414. Pieszej Pielgrzymki Żywieckiej na Jasną Górę był akt zawierzenia Maryi, Królowej Polski, podczas którego złożono wyjątkowe wotum - srebrny przycisk YouTube’a, przyznany za przekroczenie 100 tys. subskrybentów cyklu „Szklanka Dobrej Rozmowy” prowadzonego przez ks. Marka Studenskiego. To pierwsze tego typu wotum na Jasnej Górze, będące znakiem, że Ewangelię można skutecznie głosić również w przestrzeni internetu.

ZOBACZ NAJNOWSZE ROZWAŻANIE KS. MARKA STUDENSKIEGO Przeczytaj także: Opowieść o drewnianym świecie Ks. Marek Studenski, który jest także wikariuszem generalnym diecezji bielsko-żywieckiej, wygłosił homilię podczas Mszy św. dla uczestników 414. Pieszej Pielgrzymki Żywieckiej na Jasną Górę. W słowie do pątników podkreślił, że najważniejszą szkołą pielgrzymki jest uczenie się zawierzenia Bogu we wszystkich sprawach życia.
CZYTAJ DALEJ

Festiwal Bathos w Rzepedzi

2025-09-01 09:59

Faustyna Szczepek

Uczestnicy festiwalu

Uczestnicy festiwalu

III edycja Festiwalu dla młodzieży Bathos odbyła się w domu rekolekcyjnym w Rzepedzi. Wydarzenie zgromadziło ponad 80 uczestników z całej Polski. Obok modlitwy i formacji, młodzież brała udział w warsztatach z litoterapii, wsłuchiwali się w świadectwa życia znanych ludzi i tworzyli piękna wspólnotę.

- Wszelkie trwałe rzeczy wymagają od nas wysiłku i dzisiaj nie tylko młodzież, ale ogólnie chyba ludzkość ma taki kryzys i dlatego tego w tym Bathos chcemy zareklamować, chcemy pokazać w tych spotkaniach z ciekawymi gośćmi, że odpuszczając, osiadając na laurach, tych wielu pięknych doświadczeń, nie zobaczymy, nie będziemy ich tworzyć, a ale jeśli znajdziemy w sobie tą siłę, energię i spotkamy też ludzi, którzy nas nie tylko zainspirują, ale też będą w tym z nami to możemy osiągnąć wiele– mówił ks. Mateusz Rutkowski – organizator wydarzenia.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję