Świeżość i bujność czerwcowej przyrody rodzi jednoznaczne jej skojarzenie z młodością. Ulice pełne dzieci i młodzieży, wesołej i radosnej, myślącej z pewnością o rozpoczynających się niebawem wakacjach. Któż z nas nie wie i nie pamięta, co znaczy być młodym. Życie jakby nie mieści się w ciasnych ramach społecznych norm i korzysta z najmniejszej szczeliny możliwości, by poszerzyć swoją sferę poznania, doznania, przeżycia, doświadczenia mocy. Te naturalne predyspozycje ludzkie doskonale wykorzystuje świat wrogi Bogu, a tym samym i człowiekowi, dla którego jedyną wartością jest pieniądz - tu i teraz.
Dlatego jednym z najważniejszych zadań Polaków katolików - i tak też uważał kard. Stefan Wyszyński - jest wychowanie młodego pokolenia opierające się na podstawowej zasadzie chrześcijańskiej, czyli miłości Boga i bliźniego. Najlepszą Przewodniczką na tej drodze jest Maryja - Matka Jezusa. Problem w tym, żeby Ją młodym ukazywać. Są takie regiony w Polsce, m.in. Podkarpacie, gdzie religijność - także ta maryjna - wśród młodych jest pełniejsza, gdzie pięknie pracują szkoły, gdzie nie ma chuligaństwa, młodzież jest grzeczna, kulturalna, życzliwa dla siebie nawzajem i w odniesieniu do nauczycieli, a nauczyciele i wychowawcy traktują uczniów serdecznie, jak swoje dzieci. Ale z przykrością trzeba powiedzieć, że są i takie miejsca, gdzie nauczyciele boją się uczniów, gdzie młody człowiek na ulicy budzi niepokój, a nawet grozę. Płynie to często z domu rodzinnego, który nie zajmuje się wychowaniem dzieci, pozostawiając je na pastwę rozwydrzonych grup rówieśniczych, komputerowych gier lub rozrywek internetowych.
Kiedy mówię o wychowaniu młodego człowieka, myśl moja wybiega do bliskiej naszej redakcji Katolickiej Szkoły Podstawowej i Katolickiego Gimnazjum, które działają przy parafii św. Antoniego w Częstochowie. Myślę, że tak jak te szkoły powinny wyglądać wszystkie polskie placówki wychowawcze. Panuje w nich pogodna atmosfera, sprzyjająca pracy uczniów i nauczycieli, a wiedzę książkową dzieci pogłębiają przez różnego rodzaju spotkania z ciekawymi ludźmi i w interesujących miejscach, a także podczas wycieczek krajoznawczych, do czego wcześniej są dobrze przygotowywane. Dzięki temu młodzież tych szkół zbiera pochwały za szeroką wiedzę, kulturę osobistą i kreatywność w myśleniu. Jednak ja sam, obserwując tę szkołę z bliska, goszcząc w niej na różnych uroczystościach, widzę, ile myślenia, troski i konkretnej pracy wymaga to od grona pedagogicznego - pracy indywidualnej i zespołowej. Ale nade wszystko działaniom wychowawczym musi przyświecać jasny cel - wychować człowieka Panu Bogu.
Właściwie można by powiedzieć, że szkoły w Polsce są katolickie, bo przeważająca część dzieci i młodzieży jest ochrzczona, uczestniczy w lekcjach religii i bierze udział w niedzielnej Eucharystii. Jak jednak przekłada się to na efekty wychowawcze? Potrzeba chyba czegoś więcej. Może warto więc zaufać nowemu ministrowi edukacji i nie kontestować jego programu, jeszcze się zresztą tworzącego. Tak po prawdzie, to wszyscy czujemy głęboko, że ma wiele racji. Owszem, czasy się zmieniły, człowiek poczuł się bardziej wolny - ale tu chodzi o jego rozwój, a nie degenerację. Zważmy zresztą, że w najlepszych i najbardziej prestiżowych szkołach na świecie przykłada się wagę do dyscypliny, nie stroni od trudu rzetelnej nauki i uczy uczciwości wobec siebie i drugiego człowieka. Czyż właśnie nie o dobre wychowanie nam chodzi?
Papież Benedykt XVI młodzieży zgromadzonej na krakowskich Błoniach dał też taką radę: „(...) jak budować ten dom, któremu na imię życie? Jezus, którego słowa zapisane w Ewangelii wg św. Mateusza usłyszeliśmy dzisiaj, wzywa nas do budowania na skale. Bo tylko wtedy dom nie może runąć. Co to znaczy budować na skale? (...) To znaczy budować mądrze. (...) Trwałość domu zależy od fundamentu. (...) Fundament, który nigdy nie zawiedzie, to Jezus Chrystus”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu