Reklama

Kościół

Prymas: W duszpasterstwie potrzeba większej wrażliwości na konkretne osoby

- Bóg potrafi wszystko obrócić ku dobru, bo nawet z grobu wydobywa życie - przekonuje abp Wojciech Polak. W wywiadzie dla KAI Prymas Polski odpowiada m.in. na pytanie o to, jak pandemia może wpłynąć na Kościół w naszym kraju oceniając, że duszpasterstwo powinno być bardziej wrażliwe na sytuacje życiowe konkretnych osób.

[ TEMATY ]

wywiad

abp Wojciech Polak

prymas

koronawirus

Episkopat.pl

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Publikujemy treść rozmowy z abp. Wojciechem Polakiem, metropolitą gnieźnieńskim, Prymasem Polski

Bernadeta Gozdowska-Kruszyk, Tomasz Królak (KAI): Księże Prymasie, Czy epidemia COVID-19 pokazała, uświadomiła czy też ujawniła jakąś prawdę o Kościele w Polsce? Czy pokazała coś ważnego, co skłania do zadowolenia a może raczej niepokoi?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Abp Wojciech Polak: Epidemia koronawirusa niewątpliwie ujawniła nam różne prawdy, ale o głębszą ich analizę będziemy się mogli pokusić dużo później. Trzeba czasu i perspektywy, by pewne sprawy ocenić, zwłaszcza takie, z jakimi dotąd nie mieliśmy do czynienia. Dziś można powiedzieć, że na pewno dowiedzieliśmy się o sobie trochę więcej – i to zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i wspólnotowym.

Jedną z takich rzeczy jest niewątpliwie nasza odpowiedzialność, bo w większości odpowiedzialnie podeszliśmy do rządowych obostrzeń. To, że tak wielu z nas potrafiło zrozumieć, przyjąć i dostosować się w ostatnich tygodniach do tak licznych ograniczeń – także tych dotyczących niemożności udziału w nabożeństwach i Mszach świętych – nie jest w moim przekonaniu wyłącznie efektem lęku przed zakażeniem, ale właśnie wyrazem i znakiem naszej troski o innych, zwłaszcza tych najbardziej narażonych, których przecież mamy w swoich rodzinach i najbliższym otoczeniu. Trafnie powiedział papież Franciszek, że jesteśmy świadkami jak bliscy i krewni zaangażowali się, aby z wysiłkiem i ofiarą pozostać w domu i spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa.

Z drugiej strony ta nadzwyczajna sytuacja pobudziła nas, a może wręcz zmusiła do szukania nowych rozwiązań i większego niż dotychczas wykorzystania w duszpasterstwie współczesnych środków komunikacji. To prawda, że transmisje Mszy świętych czy nabożeństw nie zastąpią nam i nie mogą nigdy zastąpić bezpośredniego udziału w modlitwie i życiu Kościoła, niemniej w tym szczególnym czasie, w tym byciu w tunelu – jak to powiedział papież Franciszek – pozwoliły na łączność ze wspólnotą i tym samym pomogły przetrwać przymusową izolację.

Trzeba też zauważyć cały ogrom podejmowanych działań pomocowych i ofiarność tak wielu ludzi, także ludzi Kościoła – sióstr zakonnych, kapłanów, tych, którzy szli do chorych. Ponadto różnorakie inicjatywy na rzecz osób starszych. I nie myślę tu tylko o tych ogólnopolskich, organizowanych choćby przez Caritas, ale także o tych małych, lokalnych, które rodziły się i były podejmowane w parafiach, we wspólnotach zakonnych, w różnych stowarzyszeniach z potrzeby serca i nakazu Ewangelii. W tych dniach chyba jeszcze mocniej dotarła i wciąż dociera do nas prawda wyrażona przez Ojca Świętego, że zagrożenia, jakie spowodował koronawirus przezwyciężyć mogą jedynie „przeciwciała” solidarności.

Reklama

KAI Jaki więc będzie - jaki powinien być - Kościół w Polsce po pandemii?

- Myślę, że zamiast zastanawiać się nad tym i dawać odpowiedzi, które tak czy inaczej będą tylko przypuszczeniami, lepiej skupić się na naszej osobistej relacji z Bogiem i przyjrzeć uważniej dotychczasowej obecności w Kościele. Czym wspólnota Kościoła dla mnie faktycznie jest? Czego od niej oczekuję? Co sam mogę i chcę do niej wnieść? Krótko mówiąc trzeba się postarać przeżyć ten obecny czas tak owocnie, jak to jest możliwe. Epidemia wciąż trwa, wchodzimy w kolejne etapy i powinniśmy pozostać uważni i w swojej odpowiedzialności konsekwentni.

Cieszą decyzje o pewnych poluzowaniach, nie zwalniają nas one jednak z ostrożności. Dlatego Rada Stała KEP, przypominając ostatnio o wciąż obowiązującej dyspensie od uczestnictwa w niedzielę i święta w Mszy św. zachęca do uczestnictwa w liturgii i korzystania z sakramentów także w ciągu tygodnia, kiedy w kościołach jest mniej ludzi.

Sądzę też, że trzeba szukać bardziej indywidualnych form duszpasterskiego oddziaływania, które są szansą na wykształcenie w naszej praktyce duszpasterskiej większej wrażliwości na konkretne osoby i ich sytuacje życiowe i przeżywanie wiary.

KAI: Nie wiemy ile czasu pandemia potrwa, ale im dłużej, tym spodziewane skutki - także w sferze religijnej czy duszpasterskiej - powinny być wyraźniejsze. Spodziewa się Ksiądz skutków in plus czy raczej negatywnych?

- I znowu trudno dziś o tym wyrokować. Każda trudna próba czy kryzys - a o takich z całą pewnością trzeba dziś mówić - rodzi zarówno mobilizację, jak i zniechęcenie. Wydaje się jednak, że więcej przemawia za mobilizacją. Świadczy o tym choćby ilość podejmowanych inicjatyw duszpasterskich, transmisji on-line, prób dotarcia duszpasterzy do swoich wiernych. Było i jest tego naprawdę dużo i nie oceniając teraz jakości czy pomysłowości niektórych, w moim przekonaniu, są one dowodem na to, że ducha nie straciliśmy.

Z drugiej strony pojawia się pytanie, jak te dobre doświadczenia przekuć dalej na konkretne duszpasterskie oddziaływanie. Myślę jednak, że jeśli to wszystko, co dziś przeżywamy będziemy potrafili wykorzystać, to zrodzą się z tego właśnie konkretne punkty odniesienia na przyszłość.

KAI: Z jednej strony pandemia wymusza głębsze myślenie o sensie życia (nie tylko u wierzących przecież), z drugiej pojawiają się np. obawy, że część dotychczasowych uczestników niedzielnych praktyk do kościołów już nie powróci...

Reklama

- Praktykowanie wiary jest owocem przyjęcia daru i łaski wiary, a więc obawy o to, czy ktoś wróci czy nie wróci jest w istocie pytaniem o jego życie wiarą. Trzeba raczej zapytać, na ile wszystko to, co teraz przeżywamy jest szansą na ewangelizację, na spotkanie z Dobrą Nowiną, na sięgniecie do głębszych pokładów naszego życia i wręcz na pewne duchowe przebudzenie. Jeśli to się dokona, jeśli w tym czasie „głębszego myślenia o sensie życia” nastąpi odkrycie Tego, który naprawdę nadaje sens naszemu życiu, to spotkanie na drodze sakramentalnej, kiedy będzie to w pełni możliwe, stanie się naturalną konsekwencją.

KAI: Ks. Tomas Halik napisał ostatnio: „Chodzić do kościoła na Mszę, świętować z innymi – to na pewno naturalne i dobre, ale – jak widać – nie na tym stoi chrześcijaństwo”. Rodzi się pytanie, czy nasze chrześcijaństwo nie nazbyt jednak było przywiązane do owego "chodzenia", jako pewnego cotygodniowego trybutu, który trzeba spełnić, by spokojnie powrócić do „prawdziwego” życia?

- Być może przywiązanie do owego „chodzenia do kościoła” jest rzeczywiście pewną słabością. Wydaje mi się jednak, że wyzwaniem i dawniej i dziś jest nie tyle zastanawianie się nad trwałością czy nie tego „cotygodniowego trybutu”, ile wprowadzanie w misterium wiary, a więc swoista mistagogia sakramentalna, która nie tylko wyjaśnia i odpowiada na pytanie o cotygodniowe uczestnictwo w liturgii, ale nade wszystko w takie uczestnictwo wprowadza. Takie działania będą budowaniem naturalnego pomostu między liturgią a życiem.

KAI: W kościołach były tłumy – dziś jest garstka. Może i księża "przestawią" optykę, w tym sensie, że liczy się każdy, że może przyjdą czasy, że o każdego wiernego trzeba będzie walczyć, a to jest przedsmak?

- Znów, jakie przyjdą czasy i co nas czeka, tego nie wiemy. Wciąż mamy w kościołach ograniczenia ilościowe, trudno więc powiedzieć, ile faktycznie ludzi byłoby na liturgii, gdyby księża nie musieli ich przy drzwiach liczyć. Myślę, że trzeba się dziś skupić na tym, co jest i duszpastersko spróbować to wykorzystać. A dziś możliwe jest właśnie indywidualne oddziaływanie. Potrzebna jest nam tylko odwaga i kreatywna twórczość duszpasterska, by tak właśnie działać.

KAI: A może widok tej dzisiejszej garstki uświadomi księżom - oczywiście tym, którzy jeszcze tego świadomi nie są - że stojąc na przysłowiowej ambonie mają przed sobą nie tłum, ale sumę jednostek?

- Nie wiem, jaka jest powszechna świadomość w tym względzie. Chyba jednak ten, kto sam najpierw przyjmuje Ewangelię i potem głosi, wie, że ona ratuje życie konkretnych ludzi i jest skierowana do każdego. Jak to uchwycić w przepowiadaniu i jak się tego uczyć, to już inna sprawa. Nie wiem, czy ten czas jest najlepszy na taką naukę, zwłaszcza, że mówimy bezpośrednio do niewielkiej grupy ludzi, a za pośrednictwem transmisji tak naprawdę nie wiemy do kogo i w jakim zakresie docieramy. Ten problem jest chyba jednak na innym poziomie, a mianowicie na przeżywaniu osobistego spotkania z Ewangelią i na dzieleniu się z innymi tym, czym się samemu żyje.

KAI: Ostatnie badania (dla Onet) pokazały, że grupą wiekową najbardziej skłonną do refleksji nad sensem życia w obliczu pandemii nie są seniorzy ale osoby najmłodsze, w wieku 18-24. Zaskakujące? A może bardziej niosące nadzieję?

- Mocne wydarzenia prowokują i rezonują wśród wszystkich. Jeśli zaś są takie wyniki badań, to znaczy, że być może ta właśnie grupa wiekowa, z uwagi na sam dynamizm życia czy pracy, poczuła się najbardziej dotknięta skutkami epidemii. Jeśli to wywołało w nich nie tylko obawy i lęk, ale też głębszą refleksję czy zastanowienie, to znaczy, że rzeczywiście rożne życiowe sytuacje są ze sobą ściśle powiązane i mocno rezonują w naszej świadomości.

KAI: Pandemia zintensyfikowała aktywność Kościoła w Internecie. Jedni chwalą, inni mówią o „cyber-kościółku”. Jak Ksiądz Prymas to ocenia?

- Z pewnością sama aktywność w Internecie – jak to już zostało powiedziane - jest odpowiedzią Kościoła na to, co się wydarza i na możliwości, jakie są dziś dostępne. Ukazuje także zaangażowanie i chęć, by korzystać z tych narzędzi dla podtrzymywania wspólnotowych więzi. Trzeba jednak pamiętać, jak przypomniał młodym papież Franciszek, że czym innym jest łączność, a czym innym komunikacja. Istnieje bowiem pokusa zamknięcia czy odizolowania i życia w świecie wirtualnym. Ale zarazem z pewną nadzieją ten sam papież dodaje, że jeśli technologia będzie przez nas traktowana jako środek, jako narzędzie, a nie cel, to nie będziemy jedynie przyklejeni do ekranu, ale naprawdę duchowo ze sobą złączeni.

KAI: Na koniec prośba o osobistą refleksję. Jak Ksiądz Prymas rozumie i przeżywa ten czas – jako człowiek, ale też jako biskup, który musi podejmować decyzje, mierzyć się z krytyką, brać odpowiedzialność za innych.

- Jest to dla mnie przede wszystkim czas na modlitwę. Dzień zaczynam Eucharystią i adoracją Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a kończę modlitwą różańcową. Są to wydarzenia, które nadają perspektywę temu, co wraz z innymi codziennie przeżywam. Nie podejmuję teraz posług w parafiach, więc taki codzienny rytm życia ustawia też trochę inne działania.

Staram się systematycznie sięgać do tego, co nam mówi w tym czasie papież Franciszek, aby odnajdywać dla siebie światło do konkretnych działań. I stąd są mi bardzo bliskie w przeżywaniu tego czasu słowa papieża, że mamy prawo do nadziei, do nadziei Jezusa, która wnosi do naszych serc pewność, że Bóg potrafi wszystko obrócić ku dobru, bo nawet z grobu wydobywa życie.

2020-05-06 15:30

Ocena: +1 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Instrukcja czytania instrukcji życia

Niedziela sandomierska 18/2017, str. 8

[ TEMATY ]

wywiad

Bożena Sztajner

Z ks. Pawłem Laskiem rozmawia ks. Adam Stachowicz

KS. ADAM STACHOWICZ: – Jak czytać Pismo Święte? Fragmentami z dnia, po kolei?

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty w Czerwieńsku

2024-04-29 09:23

[ TEMATY ]

Ruch Światło‑Życie

Parafia Czerwieńsk

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty

Waldemar Napora

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Ruch Światło-Życie w ramach jubileuszu 50-lecia istnienia w diecezji zaprosił byłych oazowiczów na spotkanie w ramach Jubileuszowego Dnia Wspólnoty.

Jedno z kilku takich zaplanowanych spotkań odbyło się 27 kwietnia w parafii pw. św. Wojciecha w Czerwieńsku. Rozpoczęło się Mszą św. w kościele parafialnym pod przewodnictwem ks. Jana Pawlaka, wieloletniego uczestnika i moderatora Ruchu. Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła. Przybyły także rodziny zainteresowane formacją w grupach oazowych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję