Jestem częstym gościem w Terliczce - niewielkiej, urokliwej miejscowości w diecezji rzeszowskiej, słynącej na okolicę z sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej, powstałego jako wotum za ocalenie Ojca Świętego z zamachu 13 maja 1981 r., które w 1999 r. otrzymało również tytuł św. Ojca Pio. Parafia jest mała, licząca niewiele ponad 500 wiernych, ale wielka duchem franciszkańskim. Duszpasterzami są tam ojcowie kapucyni - o. Jan M. Sochocki proboszcz i kustosz sanktuarium, jednocześnie redaktor edycji rzeszowskiej „Niedzieli”, i o. Klemens Blajda. Tradycją sanktuarium są spotkania Grup Modlitewnych o. Pio - 23. dnia miesiąca, na pamiątkę liturgicznego wspomnienia św. Ojca Pio 23 września. Dane mi było kilkakrotnie uczestniczyć w tych modlitewnych spotkaniach wiernych, przybywających z bliższych i dalszych okolic, głosić do nich słowo Boże i doświadczyć ich gościnności. I muszę przyznać, że z Terliczki wracam zawsze umocniony siłą wiary tego ludu, jego gorliwością i zaangażowaniem.
Jestem pełen zachwytu nad faktem, że tak wiele osób pragnie uczestniczyć w modlitwie wspólnotowej, że poświęca swój czas, że odpowiada na wołanie Matki Bożej podczas Jej objawień - o modlitwę za grzechy własne i świata. Ludzie czują, że od najmocniejszych rzeczy na świecie mocniejsza jest siła modlitwy, zwłaszcza tej wspólnotowej. Wydaje ona poza tym jeszcze jeden owoc - łączy ludzi i czyni z nich przyjaciół, pomaga ustawiać właściwą hierarchię wartości w życiu i odnosić je do Boga.
Z wielkim podziwem patrzę więc zawsze na o. Jana Sochockiego, który umiał rozmodlić swoich parafian i skutecznie zachęcić do przybywania do terliczkowego sanktuarium tak licznych pielgrzymów. Ludzie czują w nim kapłana równie szczerze rozmodlonego, oddanego Panu Bogu i Matce Najświętszej, i reagują na jego głos, bo jest to głos człowieka wiarygodnego. Należy zauważać takich gorliwych kapłanów, emanujących duchem ewangelicznym i swoją postawą pociągających ludzi do Boga, przepełnionych Bożą radością, u którego widać wielką miłość do Chrystusa. To buduje i sprawia, że poprzez samo obcowanie z takimi ludźmi stajemy się lepsi. Takie osoby to również przykład dla duszpasterzy, że nawet w bardzo małej parafii można rozbudzić życie modlitewne, sprawić, by parafia była żywa, a wierni mieli inicjatywę pracy dla Pana Boga i Kościoła. Nieraz kapłani czy parafianie załamują ręce, twierdząc, że parafia jest mała i biedna i niewiele w niej można zrobić.
Tymczasem nie pierwszy raz okazuje się, że jeżeli człowiek ma dużo dobrej woli, zapału do pracy i sam dużo się modli, to może uzyskać od Pana Boga wiele łask, a wśród nich łaskę rozwoju wewnętrznego, która człowiekowi otwiera nowe drzwi. Patron proboszczów św. Jan Vianney był proboszczem w małym, ubogim Ars - odwiedzałem kiedyś to miasteczko, widziałem mieszkanie świętego Proboszcza, skromne, proste, prawie porażające w swym ubóstwie. Ale wyszedł z tego miejsca wielki i święty kapłan, który zasłynął właśnie ze swojej szczególnej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, z prostoty i dobroczynności oraz wyjątkowego daru spowiedzi św., co uczyniło z małego Ars ważny ośrodek życia religijnego.
Chciejmy w ten sposób spojrzeć na życie naszych małych parafii i przyjrzeć się pracy księży proboszczów i księży wikariuszy, gdzie duszpasterz jest niczym ojciec rodziny i przez swoją modlitwę, świętość daje przykład rozmodlenia i zakochania się w Bogu. Modlitwa sprawia też, że człowiek nie czuje się sam, ale jest bogaty Bogiem, Bożym zamyśleniem, jak to mówili święci: Bóg mój i wszystko moje. Takie małe wspólnoty parafialne mogą dawać ogromną radość duszpasterzom i wiernym, którzy przez swą bliskość z kapłanami będą bardziej służyć Panu Bogu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu