W jednym z zielonogórskich kościołów w czasie niedzielnej Mszy
św. dla dzieci kapłan poprosił zebrane pociechy o włączenie się w
modlitwę wiernych. Intencje padały bardzo różne, ukazując tym samym
wrażliwość modlących się dzieci. W końcu kapłan podszedł do jednego
z chłopców, który przejętym głosem powiedział do mikrofonu: "Módlmy
się za Adama Małysza!". Reakcja na wezwanie w całym kościele była
jedna - serdeczny uśmiech na twarzach zebranych wiernych, zwłaszcza
że kapłan dokończył wezwanie chłopca: "aby skakał jak najdalej". "
Prosimy Cię" powtórzone trzykrotnie w wersji śpiewanej zabrzmiało
bardzo entuzjastycznie. Nie dziwi to wcale, bo nie spotkałam jeszcze
Polaka, który Małysza by nie lubił. I chociaż mnie osobiście sport
nie wciąga na tyle, żeby śledzić kto, kiedy i z kim gra lub konkuruje,
to jednak siadam przed telewizorem, gdy Adam Małysz skacze.
Modlitwa w intencji polskiego skoczka to dobra sprawa,
lecz trzeba byłoby się pomodlić także za jego kibiców, bo niestety
część z nich kulturą nie grzeszy. Mieliśmy tego dowód, aż nazbyt
żenujący w Harrachovie. Na Mistrzostwa Świata do Czech przyjechało
około 40 tys. Polaków. Części z nich zasmakował tani czeski alkohol.
A wiadomo, że Polak, jak wypije, to potrafi (co nader często śledzić
możemy na naszych rodzimych stadionach). No właśnie, potrafi, tylko
co? Obrzucać śnieżkami rywali Małysza?! Svenowi Hannawaldowi z Austrii
nic się nie stało, za to szwajcarski zawodnik Simon Ammann w podarunku
otrzymał kulkę w twarz. Sport, jak wiadomo, rządzi się pewnymi prawami.
Obok talentu i wniesionej pracy o sukcesie decyduje także po prostu
fart. Adam Małysz to doskonale rozumie. Szanuje swoich przeciwników
i chyba daremnie stara się do tego przekonać swoich kibiców. Chwała
mu jednak za to, że próbuje i to przy każdej nadarzającej się okazji.
Jak widać kibiców też trzeba wychowywać, choć zdawać by się mogło,
że to w większości dorośli już ludzie. Ci, którym w przypływie fantazji
zachciało się rzucać śnieżkami, nie są w stanie wyobrazić sobie,
że to, co pokazali, może kiedyś obrócić się przeciw ich ulubieńcowi
z Wisły. Jego też może nie polubić jakiś austriacki lub szwajcarski
kibic.
Jak czują się prawdziwi fani Małysza, kiedy prasa niemiecka
pisząc o kibicach z Polski wkłada ich wszystkich do jednego worka?
Czym tłumaczyć postawę pseudokibiców - porażką wychowawczą rodziny,
szkoły, czy wpływem mediów? A może po prostu w każdym stadzie białych
owiec zawsze znajdzie się jedna czarna, która beczy najgłośniej.
Szkoda tylko, że ochotę na popisy ma wtedy, kiedy sytuacja tego najmniej
wymaga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu