Reklama

Ostatnie święta Prymasa

Dla Prymasa Stefana Wyszyńskiego święta Bożego Narodzenia nigdy nie były czasem beztroskiego wypoczynku. „To dzień zawsze pracowity” - zanotował w Wigilię dokładnie przed trzydziestoma laty. Nie mógł przypuszczać, że to już jego ostatnie święta, a wkrótce zacznie się jego ostatni nowy rok

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Najpierw skoro świt, w dzień Wigilii, była Msza św. Potem - wyjazd na spotkanie z księżmi emerytami, opłatek z grupą duchownych i wigilijny obiad z biskupami. Wreszcie domowa, rodzinna wieczerza w Pałacu Prymasowskim. A w czasie wszystkich tych spotkań Prymas musiał (bo tego oczekiwano od głowy polskiego Kościoła), ale i chciał wygłosić przemówienia. Mówił o Kościele, o Polsce, o Kościele w Polsce i bardziej świątecznie - o radości Bożego Narodzenia.
Wigilia Prymasa była wypełniona wydarzeniami po brzegi. Podobnie zresztą jak wypełniony pracą i aktywnością hierarchy był każdy z dni w odchodzącym, trudnym, ale i przełomowym 1980 r. Polska była inna niż jeszcze rok wcześniej. „Kazań, homilii, przemówień” Prymas wygłosił prawie tyle, ile było w roku dni. „Dzięki składam Bogu za siły i czas do pracy - ku chwale Trójcy Świętej” - zapisał w Sylwestra tuż przed północą.

Tylko bez szaleństw

Koniec 1980 r. był wyczerpujący także dlatego, że 79-letni już Prymas nie czuł się dobrze. Musiał nawet, w połowie grudnia, za radą lekarza, zrezygnować z wyjazdu na istotny dla arcybiskupa warszawsko-gnieźnieńskiego Synod Gnieźnieński. „Nie chcę komplikować sumienia lekarza z moim sumieniem biskupa - dlatego poddaję się posłusznie jego radom” - tłumaczył w osobistych zapiskach. „Wola Twoja, jedyny Pasterzu Owiec, gdy wchodzisz coraz bardziej szczegółowo w moje plany pracy i je po swojemu poprawiasz, wiesz, co czynisz!” - uzupełnił.
Zamiast tego wyjazdu był kilka dni w domu w Choszczówce, gdzie przyjeżdżał od 11 lat. Kilkadziesiąt razy w roku, ale w tym okresie życia szczególnie często. Było to dla niego swoiste Castel Gandolfo (tu zresztą jeden z ostatnich dni przed wyjazdem do Rzymu na konklawe spędził kard. Karol Wojtyła).
Do Choszczówki za Prymasem przyjechali też lekarze, którzy ocenili, że stan zdrowia Prymasa jest lepszy, chwaląc go za posłuszeństwo ich zaleceniom. Dlatego gdy kilka dni później opuszczał Choszczówkę, robił to z lepszym samopoczuciem. Mógł zanotować, że zdołał tam „uporządkować serce” i został zaopatrzony w wiedzę, że „ma nie szaleć, ma liczyć się, że dochodzi do osiemdziesiątki”). W Warszawie, niestety, nie było już tak spokojnie, czekał na niego, jak sam zapisał, „młyn”, spotkania m.in. z delegacją „Solidarności”, a potem z setką osób z warszawskich akademickich zespołów duszpasterskich.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Obszary wolności

Już nawet te spotkania pokazywały, że w kraju dzieje się coś niezwykłego, że to nie jest ot, zwyczajny koniec roku. Zawsze Prymas miał sporo gości, ale dawno spotkania nie odbywały się w tak gorącej atmosferze. Zresztą to, że w końcu 1980 r. czuło się w Polsce powiew wolności, to także zasługa Prymasa. Inicjatywy kierowanego przez niego Kościoła trafiały do wiernych i wpływały na formację młodzieży, aktywnej w przedsierpniowej opozycji, która tworzyła potem trzon „Solidarności” czy NZS.
Po Sierpniu 1980 r. Kościół nie miał zamiaru stać z boku przemian. - Kościół widział siebie nie tylko w roli mediatora między władzą a „Solidarnością”, ale przede wszystkim w roli najważniejszego doradcy „S”, powołanego do tej funkcji z racji doświadczenia - twierdzi historyk prof. Jan Żaryn.
Rola Kościoła rosła, ale rosła też jego odpowiedzialność. Słowa - że trudne i ciężkie czasy wymagają „spokoju, równowagi, roztropności i odpowiedzialności za cały naród Polski” - kierował wtedy zarówno do opozycji, jak i władz.
W swoich późniejszych zapisach twierdził zresztą, że rok 1980 ukazał wielkie zalety narodu, m.in. roztropność i zdolność do współdziałania. Widać było, że środowisko robotnicze które - dodajmy - znajdowało się w centrum uwagi Prymasa i odegrało kluczową rolę w wydarzeniach z 1980 r. - dojrzało. „Ci ludzie oparli się o Kościół, bo wiedzieli, że i Kościół cierpi” - podsumował Prymas już w nowym, 1981 r.

Reklama

Dni zawsze pracowite

Tymczasem w Wigilię Prymas musiał zanotować: „To dzień zawsze pracowity”. Rzeczywiście taki był. Najpierw poranna Msza św. w Instytucie Pomocnic Matki Kościoła na Pradze, potem wyjazd do Domu Księży Emerytów. Jak zapisuje Prymas, wygłasza tam słowo pociechy.
Potem na Miodowej w auli Konferencji Episkopatu, gdzie zbiera się ok. 200 warszawskich duchownych, Prymas wygłasza długie przemówienie o aktualnej sytuacji Kościoła w Polsce. Na wigilijny obiad zostają biskupi, współpracownicy kurialni, przełożeni wyższych zakonów stołecznych.
Wreszcie, wieczorem odbywa się domowa uroczystość wigilijna. Przemawia sekretarz ks. Bronisław Piasecki. Ksiądz Prymas dotyka tych radości, które człowiek posiada w duszy, bez względu na to, kim jest.
Pierwszy dzień świąt też jest pracowity. Rano dwie Msze św. w kaplicy domowej. Wprowadzenie dotyczy człowieka, który ma tak wielką godność, że Bóg chciał też być człowiekiem. Udział we Mszy bierze kilkanaście członkiń Instytutu Pomocnic Matki Kościoła. Panie, co odnotował potem Prymas, śpiewają kolędy. Potem, przed południem - bierze udział w Sumie pontyfikalnej w bazylice św. Jana. Ksiądz Prymas uzupełnia homilię, mówi o radościach człowieka, który czci narodziny Boga Człowieka, a więc i swoje urodziny.
I choć rano jest jeszcze szaroburo (nie ma ani odrobiny śniegu, jest sucho i zimno), to na śniadaniu u Prymasa jest pogodnie i wesoło. Także dlatego, że świat wydaje się inny niż rok wcześniej. Telewizja pokazuje Pasterkę z Wawelu, celebrowaną przez kard. Macharskiego, radio rozbrzmiewa kolędami. „O ileż dziś jest inny charakter święta, chociaż - wszystko się tak powoli odmienia” - konkluduje Prymas.

Czas do pracy

Gdy nazajutrz w Choszczówce Prymas wygłosi homilię, podkreśli w niej, że „mężne wyznanie wiary w Chrystusa - jest początkiem wielkości Pierwszego Męczennika. Staje się ono normą dla wszystkich ludzi, wyznających Prawdę. Ale nieprawda staje się męką ludzi, gdyż społeczeństwo nie daruje nieprawdy”.
Poza pałacem prymasowskim spędzi też ostatni dzień roku. „Do Choszczówki - na kilka dni spokojniejszej pracy przy biurku. Zostaje jeszcze ciągle mnóstwo spraw nie wypracowanych” - zapisuje. Tam w czasie ostatniej Mszy w roku, snuje refleksje na temat ostatnich miesięcy. „Byłeś z nami, Jezu, każdego dnia, tak blisko. Gdy przychodziłeś do nas, by oddawać nas Ojcu w czasie Mszy Św. Czy zawsze pamiętałem o tym, że jesteś tak blisko? Tak zawsze? Tak razem? Przez cały rok? Że nie zostawiłeś nas sierotami? Że zawsze ofiarowałeś się za nas Ojcu i przyczyniałeś się za nami? Dziękuję! Przepraszam!”
A po wieczerzy, spacerze, tuż przed północą podsumowuje - jak zawsze - wydarzenia z mijającego roku i dokonuje obrachunku ze swoich działań. „Kończy się bardzo trudny i przełomowy rok. Na pewno też jest to Boży Rok, chociaż tyle boleści ludzie sobie zadali, wykorzystując czas im dany i Bożą cierpliwość. Nie wykonałem programu Gnieźnieńskiego, gdyż byłem na terenie Archidiecezji zaledwie 52 dni. Grudniowa choroba, po Konferencji Episkopatu temu przeszkodziła” - stwierdza.
„Kazań, homilii, przemówień wygłosiłem 334. Dzięki składam Bogu za siły i czas do pracy - ku chwale Trójcy Św.” - podsumowuje. To podsumowanie 1980 r. miało być już ostatnie.

Dwa ciężkie ciosy

Polska była inna, co nie znaczny, że bezpieczna. Ks. prof. Jerzy Lewandowski z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego podkreśla, że Prymas zdawał sobie sprawę, że życie powoli się kończy, ale także że ojczyzna jest zagrożona. Orientował się w zagrożeniach. I nie mógł się z tym dobrze czuć.
- Kilka miesięcy później jego ból musiał się potęgować, gdy doszło do zamachu na Papieża Jana Pawła II. Ten maj 1981 r. był rzeczywiście tragiczny - podkreśla ks. prof. Lewandowski. - Przyniósł Polakom dwa ciężkie ciosy. Najpierw o mało nie zginął Ojciec Święty, potem zmarł wielki autorytet polskiego Kościoła - kard. Wyszyński.
Rok 1981 zaczynał się gorzej niż kończył poprzedni. Wybuchały konflikty, spięcia, strajki. Główny powód - opór władz przed jakimkolwiek reformowaniem kraju, niechęć do pójścia na jakiekolwiek ustępstwa wobec uzyskującego podmiotowość społeczeństwa. Prymas mówił o tym w kazaniu 6 stycznia, w uroczystość Objawienia Pańskiego w warszawskiej archikatedrze. Ostrzegał w nim m.in., że władza nie może być tyranem, a państwo - zorganizowanym więzieniem. Władza jest służbą. Pierwsza miłość władcy - to miłość ku tym, nad którymi władzę sprawuje.
Kardynał z pewnością - przez rozmowy z władzami, politykami, partyjnymi przywódcami i z ludźmi „Solidarności” - wiedział więcej niż bardzo wielu ludzi, niż Episkopat Polski, może więcej niż ktokolwiek - zaznacza ks. prof. Lewandowski.
- Sytuacja w Polsce, wszystkie konflikty, sytuacja geopolityczna kraju mogła niepokoić - mówi ks. prof. Lewandowski. - Ale widać też było zaufanie pokładane przez Prymasa w Matce Bożej i Jezusie Chrystusie. To była jego siła i moc.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek: niech Bóg błogosławi Węgrów!

2024-04-25 11:10

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

„Niech Bóg błogosławi Węgrów” - powiedział papież przyjmując dziś na audiencji pielgrzymów z tego kraju, przybyłych, aby podziękować mu za ubiegłoroczną wizytę apostolską w swej ojczyźnie. Obok prymasa Węgier, kardynała Pétera Erdő i przewodniczącego episkopatu Węgier, biskupa Andrása Veresa gronie pielgrzymów obecny był także nowy prezydent kraju Tamás Sulyok.

Ojciec Święty mówiąc o swej ubiegłorocznej pielgrzymce zaznaczył, że przybył jako pielgrzym, aby modlić się wspólnie z węgierskimi katolikami, także za Europę, w intencji „pragnienia budowania pokoju, aby dać młodym pokoleniom przyszłość nadziei, a nie wojny; przyszłość pełną kołysek, a nie grobów; świat braci, a nie murów. Modliłem się za wasz drogi naród, który przez tysiąclecie zamieszkiwał tę ziemię i użyźniał ją Ewangelią Chrystusa. Obyście w modlitwie zawsze znajdowali siłę i determinację do naśladowania, także w obecnym kontekście historycznym, przykładu świętych i błogosławionych, którzy wywodzą się z waszego narodu” - zachęcił papież. Przypomniał, że realizacja daru pokoju „zaczyna się w sercu każdego z nas ... Pokój przychodzi, gdy postanawiam przebaczyć, nawet jeśli jest to trudne, a to napełnia moje serce radością” - stwierdził Franciszek.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Dobiega końca pielgrzymowanie maturzystów na Jasną Górę

2024-04-25 15:59

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pielgrzymka maturzystów

Karol Porwich/Niedziela

Młodzi po Franciszkowemu „wstali z kanapy”, sprzed ekranów i znaleźli czas dla Boga, a nauczyciele, katecheci, kapłani, mimo wielu obowiązków, przeżywali go z wychowankami. Dobiega końca pielgrzymowanie maturzystów na Jasną Górę w roku szkolnym 2023/2024. Dziś przybyła ostatnia grupa diecezjalna - z arch. katowickiej. W sumie w pielgrzymkach z niemalże wszystkich diecezji w Polsce przybyło ok. 40 tys. uczniów. Statystyka ta nie obejmuje kilkuset pielgrzymek szkolnych. Najliczniej przyjechali maturzyści z diec. płockiej, bo 2,7 tys. osób. „We frekwencyjnej” czołówce znaleźli się też młodzi z arch. lubelskiej, diecezji: rzeszowskiej, sandomierskiej i radomskiej.

- Maturzyści są uśmiechnięci, ale myślę, że i stres też jest, stąd pielgrzymka na Jasna Górę może być czasem wyciszenia, nabrania ufności i nadziei - zauważył ks. Łukasz Wieczorek, diecezjalny duszpasterz młodzieży arch. katowickiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję