Reklama

Służyć swoim talentem

Jolanta Kandzia od dziewiętnastu lat mieszka z rodziną w Niemczech. Syn Michał urodził się jeszcze w Polsce, ale córka Anita przyszła na świat już w Nadrenii Północnej-Westfalii. Jednak Kielce to jej dom, do którego zawsze chętnie wraca

Niedziela kielecka 1/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wyjechaliśmy do Niemiec, bo w Kielcach nie mieliśmy własnego mieszkania, a Rysiu, mój mąż, nie zarabiał zbyt wiele, pracując w jednym z kieleckich zakładów. Ledwie starczało pieniędzy, aby opłacić mieszkanie, które wynajmowaliśmy. Ja spodziewałam się drugiego dziecka i wiadomo było, że nie będę mogła kontynuować pracy zawodowej z dwójką maluchów. Ponadto rodzice męża, którzy są Ślązakami, uważali, że Niemcy to szansa na lepsze życie...

Szansa na lepsze życie

Postanowili więc poszukać szczęścia na Zachodzie. Wyemigrowali z myślą, że jak się im nie powiedzie albo nie będzie się im podobało, to spakują się i wrócą. Dziś, po dziewiętnastu latach, mogą powiedzieć, że ułożyli sobie życie. Ryszard jest dyrektorem handlowym w niemieckim przedsiębiorstwie, a Jola pracuje na pół etatu, ale przede wszystkim zajmuje się domem. Mieszkają w wygodnym mieszkaniu. Odnajdują się bez problemu w tamtejszym społeczeństwie. Ryszard od dziecka znał język niemiecki, a Jolanta język ten opanowała perfekcyjnie. Nie czują najmniejszych kompleksów z tego powodu, że są Polakami. Ich dzieci w Niemczech czują się u siebie. Są dwujęzyczne, mówią bardzo dobrze po polsku i po niemiecku. Ale mentalność mają inną niż niemiecka młodzież. To zasługa domu, w którym mówi się po polsku, kultywuje polskie tradycje i docenia wartości chrześcijańskie.
Jola mówi, że do dziś nie wiedzą, czy zostaną na stałe w Niemczech. Czasem tęsknota jej bardzo doskwiera, bo żyją z dala od rodziny i przyjaciół z Polski. Zwłaszcza że coraz częściej jest sama, bo mąż pracuje dużo poza domem, a dzieci są coraz większe i nie potrzebują już tyle matczynej opieki, co kiedyś. Ona sama wrosła w niemieckie społeczeństwo tylko pozornie. Tak naprawdę ciągle jest jej obca materialistyczna mentalność ludzi Zachodu. Uważa, że są bardzo biedni w tym swoim podejściu do życia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mała ojczyzna

Na szczęście istnieje tu polska parafia pw. Matki Bożej Częstochowskiej, w której pracują księża ze zgromadzenia Chrystusowców. Dzięki temu mają wielu znajomych z Polski. Dzieci Joli dzieci chodziły do tego kościoła na religię i na zajęcia z języka polskiego. Dla niej ta parafia to mała ojczyzna. Stara się służyć w niej najlepiej jak potrafi, m.in. prowadzi dwie schole - młodzieżową i dziecięcą. Ze scholą młodzieżową spotyka się we wtorki już od 8 lat. Ze „Skrzatami”, grupą małych dzieci, pracuje w piątki. Uczy piosenek religijnych, także i tych, które sama śpiewała w młodości. Podkreśla, że służba ta daje jej wiele radości. Należy też do grupy kantorów i w wyznaczone dni śpiewa psalmy w czasie Mszy świętych.
Lubi śpiewać. Śpiew towarzyszył jej od dziecka. Śpiewała w przedszkolu, a także w chórze szkolnym. Była też animatorką muzyczną i na oazach spędzała prawie całe wakacje. Należała do zespołu młodzieżowego przy parafii św. Józefa w Kielcach. - Wiem, że Pan Bóg obdarzył mnie ładnym głosem i staram się służyć tym talentem wszędzie, gdzie jest taka potrzeba, na większą chwałę Bożą.
Patrząc oczyma wiary uważa, że nie jest to zbieg okoliczności, że znalazła się tu, w niemieckim mieście, w polskim kościele, wśród rodaków. W jej przekonaniu jest to wynik działania Ducha Świętego. Bóg chciał, żeby tu była i dlatego tu jest. Gdyby nie chciał, to by jej tu nie było. W tym przekonaniu utwierdza ją choćby tytuł polskiego kościoła.
Kościół jest pod wezwaniem św. Józefa, a święty ten zajmuje szczególne miejsce w jej życiu, począwszy od chrztu, który miał miejsce19 marca, w święto św. Józefa Oblubieńca NMP. Według niej to jeden ze znaków od Pana.
Uważa, że Bóg przygotował dla niej zadania do spełnienia względem ludzi, którzy się tu gromadzą. Ona ma te zadania odkryć i wykonać, inaczej mówiąc, podjąć służbę, jaką jej wyznaczył. A jaka to ma być służba, poznaje m.in. po swoich talentach i możliwościach.
S. Bożena z parafii polskojęzycznej w Bochum w Niemczech mówi: - Pani Jola to osoba skromna, o dobrotliwym spojrzeniu, obdarzona przez Boga pięknym talentem muzycznym.
A proboszcz, ks. Jerzy Wieczorek, podsumowuje: - Pani Jola to dar od Boga dla naszej parafii.

Reklama

Boża Opatrzność

Jola to rocznik 66. Jej życie zawsze „kręciło się” blisko Kościoła. Po ósmej klasie pojechała na swoje pierwsze rekolekcje oazowe. Był pamiętny rok 1980. Włączyła się do wspólnoty Ruchu Światło-Życie przy parafii św. Józefa Robotnika na Szydłówku. Przeszła wszystkie stopnie formacji oazowej i została animatorką. Bardzo lubiła śpiewać, więc zaangażowała się w pracę diakonii muzycznej. Starała się tak pogodzić wszystkie obowiązki związane z nauką i posługą we wspólnocie, by móc codziennie uczestniczyć we Mszy św.
- Zawsze bardzo dobrze czułam się w kościele na wspólnych modlitwach i osobistym rozmyślaniu o Bogu - wspomina. - Oaza była dla mnie życiem, moją drugą rodziną.
Jej przyjaciółka z Polski, Marzena, opowiada: - Gdy przygotowywaliśmy wakacyjne lub zimowe rekolekcje oazowe, na których potrzebny był animator muzyczny, telefonowałam do Krakowa, do Joli. Zawsze odpowiadała „tak”. Po zdanych egzaminach pojawiała się na chwilę w rodzinnym domu, by z plecaka wyjąć książki do języka niemieckiego, a zapakować do niego śpiewniki i przypiąć gitarę. Taki scenariusz powtarzał się przez wszystkie lata jej studiów.
Jola twierdzi, że wszystko jest dziełem Opatrzności Bożej. Sama widzi wyraźne działanie Boga w swoim życiu. I podaje przykłady. Mimo tego że uczyła się w klasie o profilu matematyczno-fizycznym, nie wiedzieć czemu na kierunek studiów wybrała germanistykę. Egzaminy wstępne zdała pomyślnie, choć sama twierdzi, że cudem, biorąc pod uwagę jej słabą, w porównaniu do innych zdających, znajomość języka niemieckiego. Dziś widzi, że jej przygotowanie muzyczne, językowe, formacja oazowa, były potrzebne, aby teraz mogła w Niemczech służyć wspólnocie. Bóg ją przygotowywał i prowadził od dawna w tym kierunku.

Reklama

Dylematy emigracji

Męża Ryszarda, który jest Ślązakiem, poznała podczas studiów w Krakowie. Ona studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim germanistykę, a on budowę maszyn górniczych na Akademii Górniczo-Hutniczej. Po studiach wzięli ślub i zamieszkali w Kielcach. Jola dostała pracę w Exbudzie, uczyła języka niemieckiego w Zakładzie Nauczania Języków Obcych. Nadszedł rok 1991. W Polsce trwały przemiany, zawalił się ustrój komunistyczny, ludzie poczuli trochę wolności. Pamięta długie rozmowy z mężem i wspólną decyzję wyjazdu do Niemiec. - Nie jestem w pełni przekonana, że była to świadoma decyzja z mojej strony. Przecież tak naprawdę najlepiej czułam się zawsze tylko w Kielcach. Już w Krakowie miałam poczucie wyrwania z korzeni... Zostawiłam w Kielcach całą swoją rodzinę, wielu przyjaciół i znajomych.... Wyjechać - to znaczy troszeczkę umrzeć…
Znajomość języka niemieckiego bardzo pomogła jej na początku pobytu w Niemczech. Czuła się wyobcowana, ale mogła się przynajmniej bez problemu porozumiewać. Mimo że miała obok siebie kochanego i kochającego męża, ukochane dzieci, był to dla niej niezwykle trudny czas i niechętnie wraca do niego pamięcią.

Reklama

Zahartowane przyjaźnie

Przez wszystkie te lata regularnie odwiedzają Kielce. Przyjeżdżają zawsze na Święta Wielkiej Nocy. Chcą z rodziną i pozostawionymi w Polsce przyjaciółmi przeżywać Triduum Paschalne. Są wtedy też okazje do spotkań, do dzielenia się radościami i rozterkami. Najmocniejsze przyjaźnie, to te ze wspólnoty oazowej, zahartowane i sprawdzone. Relacji tych nie zburzyły ani odległość, ani czas.
- Kiedy leżałam w klinice w Warszawie - wspomina jej przyjaciółka Jola - nie mogąc mnie odwiedzać, pisała z Bochum listy, choć wiedziała, że z powodu choroby, na żaden nie odpowiem. Prawie każdego dnia otrzymywałam list pełen ciepłych słów otuchy i zapewnień o modlitwie. Czasem po dłuższym weekendzie, listonosz przynosił ich kilka. Do dziś plik związany sznureczkiem leży w mojej szufladzie jako dowód prawdziwej przyjaźni.

Reklama

Wspaniały ambasador

Na początku pobytu w Niemczech Jola w ogóle nie wiedziała o istnieniu Polskiej Misji Katolickiej w Bochum. Zaangażowała się więc w życie parafii niemieckiej. Do dzisiaj, choć aktywne uczestniczenie w życiu polskiej parafii absorbuje ją czasowo, śpiewa też w niemieckim chórze parafialnym. Bierze również czynny udział w spotkaniach tamtejszych parafian i próbuje wychodzić z różnymi inicjatywami. Ostatnio na przykład zorganizowała w niemieckim kościele modlitwę różańcową, którą znają i odmawiają nieliczni Niemcy. - Pan Bóg daje mi możliwość - mówi Jola - aby dawać świadectwo o Polsce, o Polakach i o naszej polskiej religijności i pobożności.
Wielu Polaków wstydziło się i wstydzi przyznawać do polskości. Jola nie rozumie takiej postawy. Niektórzy sąsiedzi Joli po bliższym jej poznaniu zmienili zdanie na temat Polaków.
Kiedy poszła na wywiadówkę do syna, jego wychowawca zapytał, czy jest Polką. Gdy zaskoczona przytaknęła, usłyszała uprzejme wyjaśnienie, że poznał to po urodzie. Profesor wspomniał pobyt w Warszawie i swoje spostrzeżenie, że nigdzie więcej nie widział tylu pięknych kobiet.
Jola swoimi umiejętnościami językowymi służy tamtejszym Polakom, pomagając w załatwianiu spraw w niemieckich urzędach. Język niemiecki zna tak dobrze, że nawet rodowici Niemcy przynoszą jej niemieckie teksty do sprawdzenia i poprawy. Proszą o to tym chętniej, że nikomu nie odmawia pomocy.
- Moja żona jest dla Niemców, wśród których żyje i z którymi pracuje, ambasadorem Polski - mówi Ryszard. Jola podkreśla, że są dumni z polskości i dumni ze swojej wiary, a bycie „ambasadorem polskości i wiary” jest dla niej wielkim zaszczytem i radością.

* * *

Jola Kandzia

Jan Paweł II, 16 listopada 1980 r. w Moguncji powiedział do Polaków w RFN: „Wy wszyscy, bez względu na okoliczności i czas przybycia, tu piszecie waszą historię, tu prowadzicie dialog z Bogiem, z człowiekiem, ze światem. Pragniecie być pełnowartościowymi obywatelami i przyczyniać się do wszechstronnego rozwoju kraju, w którym żyjecie. Pragniecie zapewnić jak najlepszą przyszłość waszym dzieciom i wnukom. Tu każdy z was wyciska i pozostawia niepowtarzalny ślad swego istnienia, swego życia, swojej wiary, swojej decyzji. Musi więc chronić, odczytywać i rozwijać to, co jest w nim, wewnątrz, to, co wypisane w jego sercu; musi pamiętać o glebie, o dziedzictwie, z którego wyrasta, które go kształtowało i stanowi integralną część jego psychiki, jego osobowości... człowiek świadomy swej tożsamości płynącej z wiary, z chrześcijańskiej kultury, dziedzictwa ojców i dziadów, zachowa swą godność, znajdzie poszanowanie u innych i będzie pełnowartościowym członkiem społeczeństwa, w którym wypadło mu żyć”.
- Ja również pragnę być pełnowartościowym obywatelem tego kraju, chcę szanować ludzi, z którymi pracuję, z którymi się na co dzień spotykam i jednocześnie nie zapominać o moich korzeniach, o glebie, z której wyrosłam aby pozostawić niepowtarzalny ślad swojego istnienia - mówi Jola.

W następnym numerze sylwetka Ilony Nowak, dyrektor Ośrodka Rehabilitacyjno-Terapeutyczno-Wychowawczego dla Dzieci i Młodzieży z Autyzmem

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Patron Dnia: Święty Benedykt Józef Labre, który „użyczył” twarzy Jezusowi

2024-04-16 08:26

[ TEMATY ]

Święty Benedykt Józef Labre

Domena publiczna

Święty Benedykt Józef Labre

Święty Benedykt Józef Labre

Mówi się, że jego promieniująca świętością twarz fascynowała ludzi. Jednemu z rzymskich malarzy posłużyła nawet do namalowania oblicza Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy - pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i Radia Watykańskiego. 16 kwietnia wspominamy św. Benedykta Józefa Labre. Beatyfikował go Papież Pius IX w 1860 r., a kanonizował w 1881 r. Leon XIII. Relikwie znajdują się w kościele Santa Maria dei Monti w Rzymie. Jest patronem pielgrzymów i podróżników.

Benedykt Józef Labre urodził się 26 marca 1748 r. w Amettes (Francja) w ubogiej, wiejskiej rodzinie. Był najstarszy z piętnaściorga rodzeństwa. Od wczesnego dzieciństwa prowadził głębokie życie modlitewne, dlatego po ukończeniu edukacji, w wieku 16 lat, mimo sprzeciwu rodziny, pragnął wstąpić do klasztoru. Kilkakrotnie prosił o przyjęcie do kartuzów, znanych z surowej reguły - bezskutecznie. Pukał też do trapistów, ale i tu spotkał się z odmową. Kiedy więc przyjęto go cystersów, wydawało się, że marzenia jego wreszcie się spełniły, ale po krótkim czasie musiał opuścić klasztor. Uznano, że jest mało święty i zbyt roztargniony, nie będzie więc dobrym mnichem.

CZYTAJ DALEJ

Zakaz działalności dla wspólnoty "Domy Modlitwy św. Jana Pawła II" i "Królestwo Dwóch Serc Jezusa i Maryi"

2024-04-11 13:02

[ TEMATY ]

komunikat

Red.

Bp Marian Rojek, ordynariusz diecezji zamojsko - lubaczowskiej zakazał działalności wspólnot „Domy Modlitwy św. Jana Pawła II” oraz „Królestwo Dwóch Serc Jezusa i Maryi” na terenie tej diecezji. Jak czytamy w dokumencie opublikowanym na stronie diecezji, treści promowane przez te wspólnoty należy uznać za błędne i niezgodne z Urzędem Nauczycielskim Kościoła, a rzekome objawienia inicjatorki i liderki duchowej ruchów są teologicznie niepoprawne i nie mają aprobaty Kościoła.

Publikujemy treść dokumentu:

CZYTAJ DALEJ

Finał 24. Regionalnej Olimpiady Wiedzy o Wielkich Polakach

2024-04-16 10:50

ks. Andrzej Bienia

Tematyka konkursu obejmowała życie bł. Rodziny Ulmów

Tematyka konkursu obejmowała życie bł. Rodziny Ulmów

Uczestnicy 24. Regionalnej Olimpiady Wiedzy o Wielkich Polakach ponownie spotkali się z bł. Rodziną Ulmów. 12 kwietnia 2024 r. w Markowej odbył się finał konkursu.

Regionalna Olimpiada Wiedzy o Wielkich Polakach to wydarzenie przygotowywane wspólnie od 24 lat przez Wydział Nauki Katolickiej Kurii Metropolitalnej w Przemyślu i Zgromadzenie Księży Michalitów w Miejscu Piastowym.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję