Rada Polityki Pieniężnej podniosła tzw. stopy procentowe. Co
to oznacza? Jak może ta decyzja przełożyć się na polską codzienność?
Decyzja ta oznacza przede wszystkim, że kredyt bankowy
stanie się droższy. Wiadomo, że na kredycie bankowym opiera się poważna
część gospodarki, a zwłaszcza działalność inwestycyjna. Droższy kredyt
oznaczać będzie więc zmniejszenie się inwestycji, więc spadek produkcji,
wiec i spadek zatrudnienia. A przecież i tak już bezrobocie w Polsce
jest bardzo wysokie, sięgające prawie 14%.
Dlaczego więc Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się
na taki krok? Wydaje się, że Rada Polityki Pieniężnej próbowała w
ten sposób powstrzymać rosnącą inflację, uznając ją właśnie za największe
zło gospodarcze. Aby powstrzymać inflację - Rada Polityki Pieniężnej
zaryzykowała osłabienie tempa wzrostu gospodarczego.
Jeśli jednak rzeczywiście inflacja jest dla polskiej
gospodarki zjawiskiem bardzo groźnym - to rodzi się pytanie o przyczyny
inflacji. Czy nie jest aby tak, że to polityka podatkowa samego rządu
wywołuje inflację, z którą później trzeba "walczyć", ryzykując nawet
zahamowaniem rozwoju gospodarczego?
Podatki w Polsce wywindowane są na bardzo wysoki pułap.
Wielkie podatki ukryte są w cenach (VAT, akcyza, cła) wielu podstawowych
towarów, mających wpływ na ceny innych artykułów: w cenie beznyny,
prądu, materiałów budowlanych... Jeśli zliczyć wszystkie obciążenia
podatkowe pracującego obywatela (przymusowy podatek ubezpieczeniowy,
przymusowa składka na kasy chorych, podatek dochodowy, VAT, akcyzę,
cła) - Polak okaże się najbardziej obciążonym podatkami obywatelem
Europy. Na dłuższą metę nie da się pogodzić rozwoju gospodarczego
z taką polityką fiskalną.
Już dziś obserwuje się w naszej gospodarce szczególne
zjawisko: utrzymuje się jeszcze wzrost gospodarczy, ale zarazem -
rośnie bezrobocie. Może dzieje się tak dlatego, że ci, którzy mają
pracę, pracują coraz wydajniej, nierzadko na kilku etatach, jakże
często dłużej niż ustawowe 8 godzin?.. Ci szczęśliwcy, którzy mają
pracę zarabiają może i więcej, ale przy takiej polityce podatkowej
wzrost zarobków jest słabo odczuwalny: coraz wyższe ceny "przeżerają"
wyższe zarobki. Rośnie natomiast rzesza bezrobotnych, których szanse
na znalezienie pracy maleją.
Jednocześnie nie ma niemal dnia, żebyśmy nie słyszeli
o rażącym marnotrawstwie pieniędzy w sektorze państwowym. Jakże często
są sytuacje, gdy przedsiębiorstwo państwowe lub spółka z udziałem
skarbu państwa przynosi straty, a mimo to kierownictwo wypłaca sobie
niebotyczne uposażenia. Dysproporcje między zarobkami gremiów kierowniczych
w sektorze publicznym a szeregowymi pracownikami stały się wręcz
w Polsce absurdalne.
Tak się jednak jakoś dziwnie składa, że "polityka podatkowa"
nie stała się dotąd przedmiotem żadnej poważnej debaty. Jest tak,
jak gdyby wszystkie kolejne rządy zapuściły na tę tematykę kurtynę
milczenia. Czyżby dlatego, że jest to polityka korzystna dla biurokracji
państwowej i samorządowej, bez względu na jej polityczne korzenie?
Mogłoby to wskazywać, że nasz nieukształtowany jeszcze, młody system
gospodarczo-państwowy dryfuje w stronę państwa etatystycznego, owszem,
demokratycznego, ale w której to demokracji biurokracja zajęła już
uprzywilejowaną pozycję społeczną. I coraz bardziej dba o jej zachowanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu