Reklama

W oazie, czyli odkrywanie drogi i miłości

Piotr Krzysztofik swoją młodość spędził w Ruchu Światło-Życie. Do oazy trafił 28 lat temu. To właśnie tam poznał żonę i najwierniejszych przyjaciół. Dzięki oazie poznał i pokochał kolejną miłość swojego życia: góry. Kiedy tylko może, stara się do nich wracać. Kiedyś wracali tam we dwoje, a teraz z trzema córkami. Po oazie młodzieżowej przyszedł czas na oazę dorosłych, czyli Domowy Kościół - rodzinną gałąź Rruchu Światło-Życie. Nie wyobraża sobie innego życia, nie wyobraża sobie innej drogi życiowej

Niedziela kielecka 50/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jest kielczaninem, urodził się w grodzie nad Silnicą ponad czterdzieści lat temu. Jego rodzina mieszkała najpierw na osiedlu Czarnów, potem przeprowadziła się na Sady. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr 10. - Dziś już jej nie ma, życie nieustannie się zmienia, ale są pewne wartości, które nie zmieniają się nigdy - podkreśla. Dorastał w rodzinie katolickiej. Rodzice jednak „nie ciągnęli go na siłę do kościoła”, ale zawsze dawali przykład żywej wiary. Była to typowa rodzina wierząca, praktykująca, katolicka. W podstawówce chciał zostać żołnierzem. Nie pamięta dlaczego, może to filmy wojenne z czasów dzieciństwa pchnęły go do pierwszych spotkań z wojskiem i z historią?… A może taka jest kolej rzeczy u dorastających chłopców? Zauroczenie wojskiem po jakimś czasie minęło. Znajomi widzieli w nim raczej przyszłego księdza niż generała, chociaż - jak twierdzi - on sam nie myślał o tym. W trzeciej klasie został ministrantem. Taka tradycja. Chłopcy po I Komunii św. niejako „z tradycji” zaczynają służbę przy ołtarzu. Piotrek ministrantem został na zawsze. Nawet dzisiaj na Mszach św. czyta Słowo Boże i posługuje kapłanowi. - Tak, najpierw byłem ministrantem, później był kurs lektorski i tak już zostało - opowiada. W średniej szkole trafił do oazy. Mieszkał w parafii św. Józefa Robotnika. Wspólnota budowała nowy, największy w Kielcach kościół. Pamięta doskonale tamte dni. Proboszcza ks. prał. Kudelskiego, który w dziwny sposób w tamtym komunistycznym czasie „wyczarowywał” materiały budowlane. Transporty przychodziły w najmniej oczekiwanych momentach. Bywało, że zaraz po Mszy św. przyjeżdżały ciężarówki z cegłą i oni - mali ministranci - biegli do rozładunku, pomagali im uczestnicy Eucharystii. Często wracali do domu nie jak z kościoła, ale w pobrudzonym ubraniu, jak to z budowy. Rodzice, szczególnie mama, byli wyrozumiali. Gdy dorastał, pomagał przy budowie kościoła w ramach wyznaczonych dyżurów. - Jak przychodziła kolejka na nasz blok, to się szło i budowało - śmieje się dziś. Wraz kościołem materialnym budowany był kościół duchowy.

Reklama

Oaza

- Ks. prał. Kudelski jako pierwszy proboszcz w Kielcach nie bał się „wpuścić” do parafii oazy, a później neokatechumenatu. Wiedział, że Kościół to nie mury, tylko ludzie, wspólnota, która powinna tętnić życiem - podkreśla. Kościół św. Józefa tętnił życiem i to jak! Na spotkania oazy przychodziło kilkadziesiąt osób. Ludzie garnęli się do Kościoła. Jak wspomina, w tamtych latach w kościele było się obecnym prawie codziennie. Tu były śpiew, modlitewne spotkania, Eucharystia i wspólne rozmowy. - Było tych spotkań bardzo dużo i były to spotkania z Bogiem i drugim człowiekiem. Piotrek dobrze wspomina tamten czas. Wspólne rozmowy, ich klimat, a później odprowadzanie się do domów i przyjaźnie, które się zawiązywały, niektóre na całe życie.
Pierwsza oaza była w Łapszance. Mieszkali u gospodarzy na kwaterach, warunki były wręcz spartańskie. Wszyscy byli zachwyceni. Dla nich nieważne były wygody, ale przyjaźń. Teraz, po latach, kiedy Piotr przejeżdża przez okolice Łapszanki, zawsze zatrzymuje tam samochód, aby przyjrzeć się domom i górom. Wtedy wracają wspomnienia.
Na oazę pojechali z ks. Jerzym Słupikiem, późniejszym długoletnim moderatorem oazowym. To były dwutygodniowe rekolekcje z bardzo intensywnym programem. Codziennie Msza św., spotkanie w grupach, codzienna wyprawa otwartych oczu, spotykanie Pana Boga w ludziach i przyrodzie. Doskonale pamięta pierwszy pobyt w Centrum Światło-Życie w Krościenku - to chyba wtedy tak naprawdę zakochał się w górach, w Panu Bogu i oazie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Grać Panu

Początki przygody z grą na instrumentach zaczęły się w Kościele. Potem od VIII klasy szkoły podstawowej uczył się gry na gitarze w ognisku muzycznym. Posiada wykształcenie muzyczne w klasie gitary. Pierwszy raz zagrał na gitarze na oazie wraz z animatorem muzycznym. - To była całkiem niezła szkoła muzyczna - wspomina. I tak się zaczęło. Wciągnął się na całego. Zaraz po powrocie z oazy założył z przyjaciółmi diakonię muzyczną. Zaczął ją tworzyć m.in. z Piotrkiem Jaroszem, późniejszym księdzem, który kilka lat temu zmarł. W kościele św. Józefa grał przez dziesięć lat. Prowadził modlitewne spotkania i grał podczas Mszy św. - Niedziela to był maraton - wspomina - zaczynaliśmy o godz. 7 próbą diakonii muzycznej, o 8 spotkanie modlitewne, później o 9.30 Msza św., a wieczorem uczestniczyliśmy w odprawie animatorów. Niedziela należała do Boga i przyjaciół.

Reklama

Z oazy do Domowego Kościoła

Naturalną koleją rzeczy było to, że po formacji w Ruchu Światło-Życie zostawało się animatorem. Tak też było w przypadku Piotra. Jako animator przekazywał swoją wiedzę i umiejętności młodym ludziom. Księdzem nie został, mimo iż wielu w nim widziało przyszłego kapłana. Pamięta, jak będący u nich w domu z wizytą duszpasterską śp. ks. Stanisław Kudelski żartobliwie stwierdził: „Mężczyzna ma do wyboru dwie drogi: albo kapłaństwo, albo małżeństwo - ja wybrałem tę łatwiejszą”. Piotrek wybrał trudniejszą.
Żonę poznał w oazie. Zarówno dla niego, jak i dla niej oaza była całym życiem. Rozumieli się doskonale. Gosię zauważył na oazowej noworocznej zabawie w Dębnie. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ślub odbył się w kościele św. Józefa pięć lat później, 25 grudnia w Boże Narodzenie.
Jak tylko się pobrali, wstąpili do Domowego Kościoła, który jest rodzinną gałęzią ruchu Światło-Życie. W tym ruchu pełnił m.in. posługę animatora muzycznego. Z czasem z gitary „przesiadł się” na organy.

Razem

Po 25 latach bycia w oazie zostali razem z żoną moderatorami rekolekcji wakacyjnych Domowego Kościoła. Rekolekcje odbywały się w Maniowach z ks. Adamem Wilczyńskim. Początki były stresujące. Przez pierwsze dwa dni „rozkręcał rekolekcje”, później wszystko szło siłą rozpędu, tzn. resztę prowadził Duch Święty. Później było Krościenko i Pieniny, zawsze z żoną, zawsze z Gosią. I tak co roku jest na jakichś kilkudniowych rekolekcjach, najczęściej jako animator muzyczny. Na spotkaniach z młodzieżą oboje z żoną dają świadectwa o swoim życiu w małżeństwie. O radościach i o problemach, których nie brakuje. Pokazują młodym ludziom, jak pokonywać trudne chwile, mówią o tym, gdzie szukać pomocy.

Reklama

Dalekie wyprawy

Pierwszy raz w Rzymie był na oazowych rekolekcjach trzeciego stopnia. Rekolekcje trwały dwa tygodnie. Jechali przez Wenecję i Asyż. - Dwadzieścia lat temu pielgrzymowanie wyglądało trochę inaczej - śmieje się. Ledwo wjechali do Włoch - zepsuł się autobus. Mieli trzy dni opóźnienia. Spali na parkingu pod rozgwieżdżonym włoskim niebem. Jakoś dojechali do Rzymu. Kierowca naprawiał auto przez kolejny tydzień. Nocowali na kempingu w namiotach. Mieli ze sobą pół autobusu jedzenia - bo to były pionierskie czasy: codziennie konserwy albo zupy odgrzewane na butlach z gazem. Prawdziwego włoskiego jedzenia spróbowali raz, gdy pod koniec wyjazdu byli goszczeni przez miejscowe siostry zakonne. Spaghetti smakowało wybornie.
Ich przewodnikiem po Rzymie był ks. Kazimierz Gurda, obecny biskup. W tym czasie studiował w Wiecznym Mieście i znał Rzym doskonale. Zwiedzali bazyliki, poznawali historię Kościoła, uczestniczyli w spotkaniach modlitewnych i Eucharystiach, codziennie modlili się Liturgią Godzin, Jutrznią, były Nieszpory i Godzina Czytań. Był to czas wprowadzania młodych ludzi w Kościół. Nigdy nie zapomni Bazyliki św. Pawła za Murami - zrobiła na nim niesamowite wrażenie. Nigdy też nie zapomni spotkania z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo. To spotkanie i te rekolekcje będzie pamiętał do końca życia.

Znowu góry

Jego miłość do gór trwa nadal, ba, wciąż przybiera na sile. Nie wyobraża sobie, by rekolekcje nie odbywały się właśnie tam. Nie ma roku, aby z żoną i z dziećmi nie pojechał do miejsc, które zna tak dobrze: Gorce, Turbacz, Pieniny, gdzie czuje się, jak u siebie.
Dziewczynki najpierw nosił na plecach, bywało, że jedną w nosidełku, a drugą na ramionach. Teraz Zuzia, Basia, Marysia same wchodzą na szczyty i dzielą miłość rodziców do gór. - W podróż poślubną też pojechaliśmy w góry. Raz spaliśmy w namiocie zrobionym z pałatek, a innym razem w góralskich chatach.
Dziewczyny podrosły - zaczęły jeździć na oazę, najstarsza jest harcerką.

Reklama

Miłośnik historii

Pierwsza pasja Piotrka to góry, później muzyka liturgiczna, ale po latach wróciła ta, o której prawie zapomniał: historia. Chciał przecież zostać żołnierzem. Miał nawet skierowanie do wojska, ale zabrakło pieniędzy na szkolenie studentów. Żołnierzem nie został. Zaczął się interesować krótkofalarstwem, jako absolwent technikum elektrycznego i politechniki. Był czas, że zajął się modelarstwem i wtedy wróciło zainteresowanie historią. Zgłębiał historię techniki wojskowej. Historia łączności była mu najbliższa. Podobnych jemu pasjonatów poznawał przez internet, to był początek XXI wieku, w Polsce rodził się ruch rekonstrukcyjny. Na forach zaczął poznawać ludzi, którzy brali udział w rekonstrukcjach znanych bitew. - Po cichu zacząłem gromadzić wyposażenie, tak na wszelki wypadek - śmieje się. Po pewnym czasie spakował rodzinę i pojechali na rekonstrukcję bitwy nad Bzurą. Wziął ze sobą swój zgromadzony sprzęt, tak na wszelki wypadek... Spotkał tam znajomych z internetu, ci zaproponowali mu udział w bitwie. Sprzęt się przydał. Ależ to była frajda! Gwizdały kule, jeździła konnica, wybuchy, chrzęst gąsienic i padające rozkazy. Żywa historia. Potem - atak na bagnety. To tam, nad Bzurą, pierwszy raz „zginął w boju”. Polacy nie przebili się do oblężonej Warszawy. Obecnie jest członkiem ogólnopolskiego Stowarzyszenia Historycznego Cytadela, jest także autorem strony internetowej o wojskowym sprzęcie łączności.
W Kielcach istnieje grupa rekonstrukcji 4. Pułku Piechoty Legionów, której również jest członkiem. Od paru lat pod koniec marca grupa organizuje symboliczną odprawę kieleckiej zmiany na Westerplatte. Uczestniczą w wielu lokalnych i ogólnopolskich imprezach rekonstrukcyjnych. Także ich poczet sztandarowy 4PPL bierze udział w uroczystościach patriotycznych. Prowadzą pracę z młodzieżą. Uczą historii i patriotyzmu.

Zawsze razem

Życie małżeńskie nie jest ani lepsze, ani gorsze od tego, które sobie wymarzyli, jest po prostu zupełnie inne. Teraz, po latach, to wiedzą. Wiedzą, że są chwile radości, smutku, chwile trudne i chwile najradośniejsze na świecie. Kto nie poznał smaku rodzicielstwa - nie zrozumie tego nigdy. Wiedzą, że tak jest, ale wiedzą też, że sami z siebie nie potrafiliby utrzymać swojego małżeństwa. - Jeśli jacyś małżonkowie myślą, że swoją siłą są w stanie kochać i przebaczać, to są w błędzie. W ich rodzinie ważną rolę spełnia dialog małżeński. Często siadają razem przy stole i uczą się słuchać nawzajem. Wtedy ma miejsce spotkanie trzech osób: jestem ja, żona oraz Pan Bóg - uważa Piotr. Takie spotkania i szczere rozmowy pomagają rozwiązywać problemy. Mówią sobie, co ich boli, a co cieszy. To jest ich czas. Czas modlitwy, przebaczenia i zrozumienia. Wtedy po raz kolejny uświadamiają sobie, że między nimi jest Bóg, który im pomaga i który zawsze jest w ich rodzinie na pierwszym miejscu. Na miejscu, do którego zaprosili Go wiele lat temu.
Kościół - oaza to jest życie Piotra od ponad ćwierć wieku.

W następnym numerze sylwetka Waldemara Bartosza, przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Regionu Świętokrzyskiego

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w Rzeszowie

2024-04-21 20:23

[ TEMATY ]

Wojownicy Maryi

Ks. Jakub Nagi/. J. Oczkowicz

W sobotę, 20 kwietnia 2024 r. do Rzeszowa przyjechali członkowie męskiej wspólnoty Wojowników Maryi z Polski oraz z innych krajów Europy, by razem dawać świadectwo swojej wiary. Łącznie w spotkaniu zatytułowanym „Ojciec i syn” wzięło udział ponad 8 tysięcy mężczyzn. Modlitwie przewodniczył bp Jan Wątroba i ks. Dominik Chmielewski, założyciel Wojowników Maryi.

Spotkanie formacyjne mężczyzn, tworzących wspólnotę Wojowników Maryi, rozpoczęło się na płycie rzeszowskiego rynku, gdzie ks. Dominik Chmielewski, salezjanin, założyciel wspólnoty mówił o licznych intencjach jakie towarzyszą dzisiejszemu spotkaniu. Wśród nich wymienił m.in. intencję za Rzeszów i świeckie władze miasta i regionu, za diecezję rzeszowską i jej duchowieństwo, za rodziny, szczególnie za małżeństwa w kryzysie, za dzieci i młode pokolenie. W ten sposób zachęcił do modlitwy różańcowej, by wzywając wstawiennictwa Maryi, prosić Boga o potrzebne łaski.

CZYTAJ DALEJ

Legenda św. Jerzego

Niedziela Ogólnopolska 16/2004

[ TEMATY ]

święty

św. Jerzy

I, Pplecke/pl.wikipedia.org

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Św. Jerzy - choć historyczność jego istnienia była niedawnymi czasy kwestionowana - jest ważną postacią w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie.

Św. Jerzy, oficer rzymski, umęczony był za cesarza Dioklecjana w 303 r. Zwany św. Jerzym z Liddy, pochodził z Kapadocji. Umęczony został na kole w palestyńskiej Diospolis. Wiele informacji o nim podaje Martyrologium Romanum. Jest jednym z czternastu świętych wspomożycieli. W Polsce imię to znane było w średniowieczu. Św. Jerzy został patronem diecezji wileńskiej i pińskiej. Był także patronem Litwy, a przede wszystkim Anglii, gdzie jego kult szczególnie odcisnął się na historii. Św. Jerzy należy do bardzo popularnych świętych w prawosławiu, jest wyobrażany na bardzo wielu ikonach.

CZYTAJ DALEJ

Bp Miziński: bądźmy wierni dziedzictwu św. Wojciecha

– Dzisiaj musimy się zapytać, co uczyniliśmy z tym dziedzictwem, które przyniósł nam św. Wojciech – mówił w homilii bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski, który 23 kwietnia w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski przewodniczył Mszy św. w kościele św. Wojciecha w Częstochowie.

– Zapewnienie Chrystusa zmartwychwstałego w słowach: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” zrealizowało się nie tylko w życiu apostołów, ale także w życiu i posłudze ich następców. Św. Wojciech jest tego jasnym przykładem – podkreślił bp Miziński.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję