Kupiłam kiedyś pudełko zapałek. Niby nic szczególnego, jednak
zapałczany futerał zdobił obrazek, na którym zwykły, szary, dachowy
kot wylegiwał się na płachcie błękitnego atłasu. Pomyślałam sobie
wtedy: "nieszlachetny" kot na szlachetnym tle. I rzec by można: nic
wielkiego, nad czym tu się rozwodzić. A jednak...
Ów kot przywiódł na myśl pewne zdarzenie sprzed kilku
miesięcy. Rzecz działa się w godzinach szczytu w stołecznym tramwaju.
W czerwonym wagonie po jednej stronie rozsiadło się towarzystwo obu
płci w dobrze skrojonych uniformach. Oddając sedno sprawy, sprecyzować
należy, że większość panów w garniturkach i z teczuszkami siedziała,
podczas gdy ich "wyzwolone" koleżanki stały. Może współcześni yuppies
na tyle rzadko poruszają się po Warszawie pojazdami masowej, miejskiej
komunikacji, że nie wiedzą, iż w zatłoczonym tramwaju też obowiązują
zasady savoir vivre´u? Na razie to przemilczymy i wsiądźmy z powrotem
do zaludnionego wagonu. Obok "państwa w uniformach" w podróży uczestniczyła
także imponująco "zakolczykowana banda" (ponoć o takich mówi się
w ten właśnie sposób) chłopaków w "skórach". "Garnitury" i "skóry"
przyglądały się sobie ze współczuciem, żeby nie rzec - odrazą. A
że samo spojrzenie może prowokować, to mało brakowało, aby doszło
do ostrej wymiany słów.
Do niczego, na szczęście, nie doszło, bo oto tramwaj
zatrzymał się na kolejnym przystanku i do jego środka zaczęła gramolić
się młoda dziewczyna z wielkim pudłem, która początkowo próbowała
wykorzystać średniowieczną metodę tarana. Ta jednak okazała się nieskuteczna.
Potem empirycznie, ocierając się o drzwi wejściowe, badała wymiary
pakunku, szukając właściwych, czyli takich, dzięki którym mogłaby
wreszcie znaleźć się wewnątrz. Sądząc z miny zafrasowanego dziewczęcia,
pudło nie należało do lekkich. I byłaby nieboga ostała się na przystanku
ze swoim "problemem", gdyby nie pomoc pasażerów. Właściwie nikt poza
siedzącymi w pobliżu wejścia "garniturami" i "skórami" zdawał się
nie widzieć opisywanego zdarzenia. Sprawą szczególnie zaciekawieni
byli panowie z teczuszkami, dla których cała ta sytuacja miała w
sobie coś egzotycznego. Miny mieli takie, jakby pierwszy raz w życiu
zobaczyli słonia. Na szczęście chłopcy w "skórach" słonia już widzieli,
bo rzucili się na pomoc płci słabszej, wnosząc pudło do środka -
mało tego! - ustępując jej siedzącego miejsca! Panie "od garniturów"
popatrzyły z wyrzutem na swych współtowarzyszy, po czym drzwi się
zamknęły i tramwaj odjechał. Co mają ze sobą wspólnego historia z
pudłem i kotem na atłasie? A to, że pozory mylą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu