Reklama

Rock - hamburger - narkotyki - seks

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Do Polski agresywnie i coraz dynamiczniej dociera tzw. subkultura młodzieżowa. Określają ją cztery słowa: rock - hamburger - narkotyki - seks. Charakteryzują ją natomiast - jak to określił znawca tematu, amerykański pedagog Michael Keating, podczas XVIII Międzynarodowego Kongresu Rodziny w Warszawie - zwierzęca seksualność, bunt przeciwko każdej formie autorytetu, uzależnienie od narkotyków i alkoholu, klimat głębokiej wrogości wobec Boga, przy równoczesnym nadużywaniu symboli religijnych. Subkultura młodzieżowa gardzi moralnością jakiegokolwiek rodzaju. Jest często przerażająco brutalna, ma obsesję śmierci.
Kultura młodzieżowa wcale nie jest tworzona przez młodych. Wśród tych, którzy ją animują, przeważa pokolenie lewicującej rewolty młodych 1968 r.,
a więc dzisiejszych pięćdziesięciolatków. Obecna, bardzo skomercjalizowana, rewolta ma podsycać młodych przeciwko rodzinie, religii, narodowi i ma charakter buntu moralnego i kulturowego. Rozluźnianie więzi z rodziną, Kościołem, ojczyzną sprawia, że ludzie młodzi powoli tracą poczucie przynależności do kraju rodzinnego, stają się ludźmi bez korzeni, bez wiary i bez obowiązków w stosunku do innych. Podświadomie uzależniają się natomiast od kreatorów kultury młodzieżowej.
Młodzież jest często pozostawiona sama sobie, bo przecież zaganiani zarabianiem pieniędzy i szukaniem własnego szczęścia rodzice nie mają już czasu dla własnych dzieci i ich jedynym i pocieszycielami pozostają ich idole. Młodzież zamyka się w sobie, co powoduje, że staje się obca nawet we własnych rodzinach. Często młodzi ludzie z różnych kontynentów mają ze sobą więcej wspólnego niż ze swymi rodzicami. Należą do wspólnej subkultury, wspólnego rozumienia życia.
Wzorce "supergwiazd" w sposób bardzo sugestywny lansujących model życia i pulsujące dźwięki odziaływującej na podświadomość muzyki, prowadzą niejednokrotnie do duchowej destrukcji, a są tworzone przez dorosłych, którzy zabiegają o przechwycenie kontroli nad światem młodych dla swoich własnych korzyści. Korzyści wszelkiego rodzaju: ideologicznych, politycznych, wreszcie korzyści ekonomicznych, bo młodzieżowy rynek pozwala zarabiać miliardy dolarów. Gdzie tylko są jakieś pieniądze do wydania przez młodzież, tam natychmiast kultura młodzieżowa instaluje swoje centrum.
Określając cel kultury młodzieżowej, Michael Keating stwierdził: " Cel ten można nazwać "politycznym. Poprzez opanowanie świata młodych chcą zawładnąć całym społeczeństwem. Gdzie po raz pierwszy w dziejach istnieje możliwość stworzenia międzynarodowej, ogólnoświatowej kultury, pytam: Czy to jest przypadek, że ta kultura zajmuje się przede wszystkim młodym pokoleniem, które jest naszą przyszłością? Czy to jest przypadek, że kultura ta szuka - jako zasadniczego celu - sposobu na oddzielenie młodych od wszelkich form lojalności i emocjonalnej więzi z rodzicami i ich światem? Młodzi stanowią rodzaj przyczółka, z którego rozpoczyna się atak na resztę społeczeństwa. Obserwujemy, jak całe społeczeństwo przyporządkowane zostaje wymogom wieku dojrzewania. Mamy więc dzieci, od których się wymaga, aby były sexy w swoich dżinsowych ubrankach. Mamy też starszych, od których się wymaga, by sprostali nowej żonie, najnowszej modzie. I tak powoli wszystkie elementy młodzieżowego stylu obejmują całe społeczeństwo. Razem z brutalnością i buntem. Tak naprawdę w Stanach Zjednoczonych nie mówi się już: "kultura młodzieżowa. Używa się określenia: "kultura amerykańska". Widzimy jej ogromną ekspansję".
Interesujące jest zbadanie, w jakiej glebie jest zakorzeniona ta kultura. Świetnie się rozwija w liberalnej demokracji, która w obecnej formie nie ukrywa swych związków ze zideologizowanym postmodernizmem. Postmodernizm jest w jakimś sensie owocem spotkania myśli marksistowskiej, z jej metodologią, mesjanizmem, inżynierią społeczną oraz liberalnej koncepcji wolności i stosunków społecznych. Charakterystyczne jest w Polsce, że tak wielu wczorajszych zaciekłych marksistów jest dziś gorliwymi liberałami i zajmuje się postmodernizmem...
Postmodernizm swoiście interpretuje czysto liberalną koncepcję państwa "neutralnego światopoglądowo", którą tak chętnie wykorzystywali komuniści. Klasyczny liberalizm opracował koncepcję neutralności światopoglądowej państwa jako tworu, który może istnieć tylko ponad sporami religijnymi i światopoglądowymi obywateli. Praktyka wykazała jednak, że coś takiego, jak państwo "neutralne światopoglądowo", nie może zostać zrealizowane, gdyż każde rozwiązanie polityczne, ekonomiczne, społeczne bazuje na jakiejś koncepcji osoby ludzkiej i odwołuje się do jakiejś aksjologii oraz do jakiejś wizji rzeczywistości.
Ponieważ państwo "neutralne światopoglądowo" - według koncepcji klasycznej - jest fikcją, zatem postmoderniści "inaczej" rozwijają tę koncepcję. Zamiast się wycofać z utopii, uznali, że takie państwo może jednak zaistnieć, ale pod jednym warunkiem, że powstanie "neutralne światopoglądowo" społeczeństwo. Ideałem jest więc takie społeczeństwo, z którego zostaną wyeliminowane silne tożsamości światopoglądowe i religijne, konotacje kulturowe, narodowa tradycja. Wszystko to, co postmoderniści określają mianem "fundamentalizmów", należy wykreślić z życia człowieka. Ostojami zaś tych "fundamentalizmów" są przede wszystkim: Kościół, szkoła i rodzina. Te instytucje znalazły się więc pod szczególnym nadzorem postmodernistycznych ideologów.
Rodzinę - na co zwracają uwagę krytycy postmodernizmu - uznano za instytucję "polityczną". Jej kształt i oblicze należy zatem kształtować wszelkimi środkami politycznymi, prawnymi, społecznymi i ekonomicznymi, jakimi dysponuje państwo. W rodzinie przecież człowiek się uczy, że istnieją odmienne role mężczyzny i kobiety, rodzina pozwala człowiekowi nabrać dystansu wobec zakusów administracji państwowej. Największym jednak "złem" rodziny jest to, że wpaja ona przyszłym obywatelom wyraziste postawy i poglądy, mogące naruszyć "kruchy demokratyczny consensus", którego głównym fundamentem - według postmodernistów - jest sceptyczny dystans obywateli wobec wszelkich religii, postaw, poglądów i tożsamości.
Z tego powodu politycy, media, intelektualiści, a przede wszystkim struktury demokratycznego państwa powinny nieustannie czuwać, aby uniemożliwić rodzinie wpajanie dzieciom tożsamości, a uczyć je jedynie tolerancji, swobody, różnorodności oraz
otwartości dla różnych postaw i stylów życia. Podobnej obróbce powinny być poddane szkoła i Kościół, aby ewentualnie ktoś, komu mimo wszystko nadano w rodzinie wyraziste poglądy, został "zreedukowany" przez te instytucje po ich całkowitym wpisaniu w demoliberalny system.
Człowiek ma być zachłanny, nie "poddawać" się jednemu systemowi etycznemu, nieustannie eksperymentować ze sobą, szukać samozadowolenia, samospełnienia i samorealizacji. Imperatywem staje się zaspokajanie za wszelką cenę własnego ja i codzienne przekraczanie barier, które ograniczają tak rozumianą swobodę postępowania. Życie ma być lekkie, łatwe i przyjemne, zawsze "na luzie", bez pracy nad sobą, bez samokształcenia, wymagania od siebie, bez samodyscypliny. Człowiek ma bezwzględnie, " do bólu", realizować swoją wolność, zwłaszcza w sferze płciowości. W tym celu lansowana jest tzw. edukacja seksualna, która jest oparta na ideologii "bezpiecznego seksu" i ma mieć charakter instruktażu, korzystania z seksu w oderwaniu od małżeństwa i odpowiedzialności rodzicielskiej. Rzecz jasna, w takiej perspektywie każda religia, a zwłaszcza religia katolicka, jest "obciążeniem", "cieniem przeszłości" ograniczającym człowieka.
Uderzanie w rodzinę, szkołę i Kościół nie jest zatem przypadkowe. Jest związane z wdrażaną na naszych oczach pooświeceniową awersją do religii Objawionej, która - według oświeceniowych ojców założycieli " nowego społeczeństwa" - jest rzekomo "hamulcem cywilizacji". Przeciwdziałanie obecności Chrystusa w życiu człowieka i przestrzeni społecznej nabiera charakteru misji, której celem jest usankcjonowanie najlepszego wyznania, jakim ma być bezwyznaniowość, wytworzenie najdoskonalszej religii, jaką ma być religia bezdogmatyczna, i najpełniejszej wiary, jaką ma być brak wiary. A wszystko to wymyślone jest przez człowieka, który "odrzuca hipotezę Boga", by na sposób laicki zaspokoić egzystencjalne niepokoje i poszukiwania sensu życia.
Spreparowany chirurgicznym skalpelem ze strzępków kości, tkanek i kawałków skóry oraz rewitalizowany kuracjami hormonalnymi Michael Jackson - to w dobie postmodernizmu najlepszy, bo skondensowany w pigułce, wykwit współczesnej konsumpcyjnej cywilizacji i jej kultury masowej. Znakiem rozpoznawczym tego postmodernistycznego świata jest ucieczka od rzeczywistości i wszystkiego, co nieprzyjemne. W zamian oferuje on złudną obietnicę rozkoszy i sukcesu na każde żądanie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

1999-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Ghana: nie ma kościoła, w którym nie byłoby obrazu Bożego Miłosierdzia

2024-04-24 13:21

[ TEMATY ]

Ghana

Boże Miłosierdzie

Karol Porwich/Niedziela

Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Ghany, jako pierwszą na Czarny Ląd, do tej pory ludzie wspominają tę wizytę - mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News abp Henryk Jagodziński. Hierarcha został 16 kwietnia mianowany przez Papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim w Republice Południowej Afryki i Lesotho. Dotychczas był papieskim przedstawicielem w Ghanie.

Arcybiskup Jagodziński opowiedział Radiu Watykańskiemu - Vatican News o niezwykłej wierze Ghańczyków. „Sesja parlamentu zaczyna się modlitwą, w parlamencie organizowany jest też wieczór kolęd, na który przychodzą też muzułmanie. Tutaj to się nazywa wieczorem siedmiu czytań i siedmiu pieśni bożonarodzeniowych" - relacjonuje. Hierarcha zaznacza, że mieszkańców tego kraju cechuje wielka radość wiary. „Ghańczycy we wszystkim, co robią, są religijni, to jest coś naturalnego, Bóg jest obecny w ich życiu we wszystkich jego aspektach. Ghana jest oczywiście państwem świeckim, ale to jest coś naturalnego i myślę, że moglibyśmy się od nich uczyć takiego entuzjazmu w przyjęciu Ewangelii, ale także tolerancji, ponieważ obecność Boga jest dopuszczalna i pożądana przez wszystkich" - wskazał.

CZYTAJ DALEJ

XV Jubileuszowy Konkurs Artystyczny im. Włodzimierza Pietrzaka rozstrzygnięty

2024-04-24 13:04

[ TEMATY ]

konkurs

konkurs plastyczny

konkurs literacki

konkurs fotograficzny

Szymon Ratajczyk/ mat. prasowy

XV Jubileuszowy Konkurs Artystyczny im. Włodzimierza Pietrzaka rozstrzygnięty. Laura Królak z I Liceum Ogólnokształcącego w Kaliszu z nagrodą Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Andrzeja Dudy.

Do historii przeszedł już XV Jubileuszowy Międzynarodowy Konkurs Artystyczny im. Włodzimierza Pietrzaka pt. Całej ziemi jednym objąć nie można uściskiem. Liczba uczestników pokazuje, że konkurs wciąż się cieszy dużym zainteresowaniem. Przez XV lat w konkursie wzięło udział 15 tysięcy 739 uczestników z Polski, Australii, Austrii, Belgii, Białorusi, Chin, Czech, Hiszpanii, Holandii, Grecji, Kazachstanu, Libanu, Litwy, Mołdawii, Niemiec, Norwegii, RPA, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Wielkiej Brytanii i Włoch. Honorowy Patronat nad konkursem objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Andrzej Duda. Organizowany przez Fundację Pro Arte Christiana konkurs skierowany jest do dzieci i młodzieży od 3 do 20 lat i podzielony na trzy edycje artystyczne: plastyka, fotografia i recytacja wierszy Włodzimierza Pietrzaka. Konkurs w tym roku zgromadził 673 uczestników z Polski, Belgii, Hiszpanii, Holandii, Litwy, Mołdawii, Ukrainy i Stanów Zjednoczonych.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję