Reklama
Dzięki mediom mamy już możliwość śledzić na bieżąco, a nawet oglądać w kolorze, postęp humanitaryzmu, jaki bez wątpienia dokonuje się dziś w świecie na każdym niemal kroku. Oto bowiem niezawodna telewizja publiczna - która nie omieszkała poinformować nas entuzjastycznie, iż jeden z pierwszych transportów z pomocą przeznaczoną dla uchodźców z Kosowa zawierał niezbędne na tę okoliczność prezerwatywy - pokazywała nam na co dzień, jak samoloty z eskadr humanitarnej ekspedycji NATO, nie niepokojone praktycznie przez nikogo, ostrzeliwały wybrane obiekty terenów nowej Jugosławii. Czyniły to, ma się rozumieć, po to, aby stabilizować pokój na Bałkanach i aby przekonać do swych szlachetnych intencji opornych Serbów. Misja to jednak niebezpieczna i uciążliwa, bowiem narażała mimo wszystko amerykańskich chłopców na ryzyko zestrzelenia, zaś podatników z państw finansujących tę wojnę - na wysokie koszty. Aby minimalizować straty w starciu, chiński strateg prowadzenia sztuki wojennej, niejaki Sun Cy, zalecał w swym podręczniku już 2500 lat temu, aby do obozu przeciwnika przed zbrojną rozprawą wprowadzać... nierządnice, rzecz jasna w celu dostarczenia mu rozrywki i odsłonięcia ponętnych uroków życia, którego nie warto narażać dla czegokolwiek. Nie miał przy tym, jak można się domyślać, zielonego pojęcia o telewizji, najbardziej bodaj rewolucyjnym wynalazku XX wieku. Przekazywany przez telewizję obraz dociera - w sposób nieskrępowany - do każdego, kto posiada telewizor, i w majestacie nowoczesności oraz dokonującego się ustawicznie postępu (szczególnie w dziedzinie humanitaryzmu) opanowuje świadomość odbiorcy tak dalece, że ten postrzega otaczającą go rzeczywistość przez telewizyjną "rzeczywistość" wirtualną, której w istocie nie ma, lecz która jestdla niego rzeczywistością prawdziwą. Gdyby przewidział genialny chiński strateg - którego podręcznik służy do dzisiaj w organizowaniu dywersji i dezinformacji - jakimi środkami będzie dysponował kiedyś człowiek, zapewneumieściłby w arsenale swych wskazań i takie, dzięki którym już dawno bezpośrednie starcia zbrojne stałyby sięprzeżytkiem.
Można bez większej przesady powiedzieć, że żyjemy dziś w epoce polityki medialnej. To media, a przede wszystkim telewizja, kształtują rzeczywistość polityczną i sprawiają, że władza spoczywa dziś w znacznej mierze w rękach tych, którzy decydują o zawartości telewizyjnego przekazu. Media decydują o tym, czy istniejemy (bo pokazują nas w telewizji), czy nas po prostu nie ma. Dzięki nim realizuje się już od dawna kolonializm kulturowy narzucany narodom słabszym politycznie i ekonomicznie, przed czym przestrzega Ojciec Święty, upatrując w tym niezwykle groźne zjawisko odcinania człowieka od kultury, zwłaszcza duchowej, a w konsekwencji utraty podstawowej suwerenności, którą każdy naród posiada dzięki kulturze. Aby zrozumieć rolę mediów, wystarczy popatrzeć, jakie wartości one proponują. Oprócz wyłącznie niemal lewicowo-liberalnych polityków i autorytetówobwieszczających telewidzom zbawczą gnozę na temat demokracji, wolności i tolerancji, w programach ifilmach bezustannie widzimy rozwody, wolną miłość, pogardę dla religii i tradycji, ośmieszanie postawpatriotycznych, szyderstwo z narodowych przywar i historii. Otaczająca nas telewizyjna rzeczywistość to świat luzu moralnego i seksu, który serwuje się odbiorcom jak świeżo uzależnionym narkotyk.
Gdyby wierzyć telewizji, można by rzec, że żyjemy dziś w czasach względnego spokoju, nie licząc tego, co dziejesię choćby w Czeczenii. Obserwując jednak rolę mediów, wprowadzających w nasze życie nierzeczywisty światpozorów i całkiem realny, bo odczuwany boleśnie w tragicznych nieraz skutkach świat antywartości, chciałoby się powiedzieć, że toczy się jednak jakaś cicha, niewypowiedziana wojna. Kogo z kim?
Pomóż w rozwoju naszego portalu