Powiem szczerze: nie jestem entuzjastką nowoczesnych piosenek
religijnych, zwanych czasem sacrosongami. Chętnie - przy innej okazji
- wyjaśnię, dlaczego.
A jednak usłyszałam ostatnio współczesną pieśń, która stała
się dla mnie inspiracją w moich przemyśleniach wychowawczych, dotyczących
zarówno moich własnych dzieci, jak i moich uczniów i ich rodziców,
z którymi staram się mieć częsty kontakt. Jej fragment brzmiał: "
Ojcze, Ty kochasz mnie, nie dlatego, że jestem dobry, ale dlatego,
że jestem dzieckiem, Twoim dzieckiem".
Jakże wielka to prawda! Bóg kocha nas nie za to, kim jesteśmy,
czego dokonaliśmy, ale raczej mimo tego, kim jesteśmy i co uczyniliśmy.
A skoro nasze relacje rodzicielskie powinny odwzorowywać relacje
z Panem Bogiem, to czyż nie powinniśmy kochać naszych dzieci bezinteresownie?
Tymczasem - łatwo kochać grzeczną dziewczynkę, dobrą uczennicę, pomocną
w domu, na dodatek ładną. O ile trudniej kochać pryszczatego młodzieńca
z dopuszczającymi ocenami na świadectwie - I OKAZYWAĆ TO.
Dlaczego podkreśliłam powyższe słowa? Bo najczęściej rodzice
kochają dzieci, ale jakby w tajemnicy przed nimi. Nigdy im tego nie
mówią, zwłaszcza tym dorastającym, które chowają się w skorupę, ale
gorączkowo, rozpaczliwie pragną zaakceptowania. Takimi, jakimi są.
Pryszczatymi, rozkojarzonymi, niepozbieranymi, pełnymi zawodu wobec
siebie. A my ich ciągle chcemy rozliczać. Z lekcji, ze stopni, z
osiągnięć. Sprawiamy wrażenie, jakby zależało nam tylko na ich stopniach,
na wykształceniu, na karierze. Robimy to z miłości, z niepokoju o
ich przyszłość, chcemy ich najlepiej przygotować do życia, ale dzieci
mogą to odebrać (i często odbierają) jako sygnał: jeśli nie będziesz
KIMŚ dla innych, to będziesz nikim także dla nas.
Pomyślmy o tym. Ile naszych rozmów z dziećmi dotyczyło ostatnio
ich sukcesów czy porażek szkolnych? Tak naprawdę pytamy głównie o
to, przede wszystkim to nas interesuje. Powiecie: ależ pod tym kryje
się autentyczna troska! Czy Wasze dziecko jednak o tym wie? Czy wie
z całą pewnością, że nie przestaniecie go kochać, szanować także
wtedy, gdy zawiedzie Wasze ambicje? Powiedzcie mu to przy najbliższej
okazji. Wyraźnie, aby nie miało wątpliwości.
Nie namawiam do pobłażania, obniżania poprzeczki, tolerowania
lenistwa. Wręcz przeciwnie. Jako wychowawczyni, odbywam wiele rozmów
z rodzicami, często widzę na ich twarzy zawód - nie takich ocen,
zachowań spodziewali się po swoim dziecku. Wiem, że domowe rozmowy
nie będą łatwe. Muszą się odbyć, bo pobłażanie dla lenistwa jest
poważnym grzechem - rodzice muszą dopingować swoje dzieci do pracy.
Ale nie mogą na tym poprzestać. I, oczywiście, nie mogą stawiać
im wymagań przekraczających ich możliwości. Lecz nad tym wszystkim
musi być absolutna pewność - rodziców i dziecka - że ich miłość nie
zależy od wzajemnych zasług.
Popatrzcie na rodziców wychowujących dzieci niepełnosprawne,
jak oni pięknie potrafią to robić - opromieniać swoje dzieci czystą,
bezinteresowną miłością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
