Lech Kaczyński szansą AWS
Reklama
Powołanie Lecha Kaczyńskiego na ministra sprawiedliwości jest
niewątpliwie najlepszym pomysłem premiera Buzka w ramach reorganizacji
rządu po upadku koalicji. W czasie gdy obywatele mają powszechne
poczucie fatalnego stanu bezpieczeństwa, szybkie, energiczne działania
dla poprawy tak źle funkcjonującego aparatu sprawiedliwości są szczególnie
potrzebne i mogłyby poprawić notowania AWS-u. W wywiadzie dla Gazety
Wyborczej z 16 czerwca pt. To jest moja prywatka (rozmawiały Agnieszka
Kublik i Monika Olejnik) Kaczyński powiedział wprost: "Ten stan rzeczy,
który dziś mamy - stan, w którym przestępca ma zdecydowaną przewagę
nad ofiarą - po prostu mnie denerwuje (...). Liberałowie mówią często
o społecznym oddziaływaniu prawa. Jakie tu jest to społeczne ddziaływanie,
jeżeli można popełniwszy zbrodnię, siedzieć trzy dni później w barze
przy piwie, czyli być na wolności, chociaż zostało się złapanym?
To (...) ma ogromnie demoralizujące konsekwencje". Kilka dni później,
20 czerwca, dodatek Wyborczej - Gazeta Stołeczna przyniosła jakże
wymowne potwierdzenie uwag Lecha Kaczyńskiego w tekście Janiny Blikowskiej
i Igora Ryciaka Co to za gra?. Okazało się, że z aresztu wyszedł
na wolność Jarosław S., ps. Masa, 5 miesięcy więziony pod zarzutem
wymuszeń rozbójniczych. Za swoje wyczyny powinien spędzić w więzieniu
wiele lat. Teraz jest na wolności, a biznesmen, który zdecydował
się go oskarżyć, drży o życie. "Masa" wymusił na biznesmenie pół
miliona dolarów kolejnymi szantażami i spowodował w końcu jego pobicie,
gdy nie dał mu na czas kolejnych drogich prezentów. Jak opowiadał
biznesmen: "Ciągle myślałem, skąd tu jeszcze można pożyczyć. Wszystkie
myśli skupiały się na jednym - jak odpłacić się ´Masie´. Bałem się
założyć rodzinę. Miałem dziewczynę, ale ona odeszła (...) straciłem
firmę. Ścigają mnie dłużnicy (...) Jestem bankrutem. Moje życie to
piekło".
W sytuacji gdy policja i aparat sprawiedliwości nie funkcjonują
normalnie, a częstokroć wręcz protegują przestępców, czasami dochodzi
do samosądów, zbrodni dokonywanych w rozpaczliwym akcie destrukcyjnej
rozpaczy przez ludzi, którzy przypuszczalnie nigdy by tych zbrodni
nie popełnili w normalnie funkcjonującym, prawdziwym państwie prawa.
Ostatnio odmówiono ułaskawienia trzem biznesmenom, którzy popełnili
morderstwo, przedstawione w filmie Dług Krzysztofa Krauzego. Według
Życia z 21 czerwca (tekst Sąd nie chce ułaskawienia) trzej bisnesmeni
na początku lat 90. potrzebując pieniędzy, skontaktowali się z rzekomymi
przedsiębiorcami, którzy okazali się pospolitymi bandziorami. Zamiast
pomocy w załatwianiu pieniędzy dwaj gangsterzy zaczęli prześladować
całą trójkę, wymuszając pieniądze i szantażując.
Biznesmeni zdecydowali się zlikwidować swych dręczycieli
i zamordowali ich, obcinając im potem głowy, by utrudnić identyfikację
zwłok. Popełnili ohydną zbrodnię, ale przypuszczalnie nie doszłoby
nigdy do niej, gdyby ludzie mieli pewność, że sąd błyskawicznie upora
się z szantażującymi gangsterami, że nie postąpi tak, jak właśnie
zrobiono w przypadku gangstera S. ps. Masa.
Entuzjaści rezygnacji z suwerenności
Reklama
Od kilku lat obserwujemy prawdziwy zalew Rzeczpospolitej artykułami Janusza A. Majcherka, postulującego ni mniej ni więcej tylko jak najszybsze wyrzeczenie się suwerenności Polski, pozbycie się jej najważniejszych atrybutów w imię świetlanej przyszłości w Unii Europejskiej. Majcherek jest oczywiście bardzo fetowany za swe pomysły przez naszych pseudo-Europejczyków. Jego artykuł Poprawka z historii, pełen zafałszowań historii Polski, jej skrajnego przyczernienia, zyskał mu od redakcji miesięcznika Presse miano najlepszego publicysty w 1999 r. (!) W najnowszym tekście Trudna umiejętność wyrzeczeń (Rzeczypospolita z 16 czerwca 2000) Majcherek wystąpił z kolejnymi radykalnymi postulatami, by wyrzec się jak najwięcej z tego, co charakteryzuje suwerenne państwo, w imię przyszłego szczęścia w UE. Majcherek pisał: "zapewnienie szybkiego i wszechstronnego rozwoju wymaga aktywnego włączenia się do procesów europejskiej integracji i kooperacji, które oznaczają rezygnację z wielu przymiotów świeżo odzyskanej suwerenności". Tekst Majcherka spotkał się tym razem z ostrą polemiką Pawła Lisickiego w Rzeczpospolitej z 21-22 czerwca pt. Suwerenność nie jest złudą. Lisicki pisał m.in.: "...czytając artykuł Majcherka, miałem wrażenie, że ´rezygnacja z wielu atrybutów´ znaczy faktycznie (...) ´rezygnację z najważniejszych´. Według niego stoimy przed prawdziwie egzystencjalnym wyborem: albo suwerenność, albo rozwój; albo niepodległość, albo integracja. (...) Zdaniem Majcherka, największą cnotą w negocjacjach o członkostwie z Unią jest ´skłonność do ustępstw i kompromisów´. Ta zaś oparta jest na zdolności do wyrzeczenia się ´mitycznej historii i narodowej chwały´. Nie rozumieją tego środowiska (...) uderzające w patriotyczne tony i wszczynające agitację, odwołującą się do społecznych lęków, obaw i wątpliwości. Cóż to za środowiska? Wiemy, że są szkodliwe, ale ośmielam się zapytać, dlaczego? Bo zachowują pamięć? Bo czczą bohaterów przeszłości? Bo szanują ofiary przodków? Bo są przywiązane do tego, co w polskiej tradycji dobre, godne zachowania i przekazania?". Zdaniem Lisickiego, gdyby wziąć za dobrą monetę wszystkie zalecenia Majcherka, to Unia Europejska nie różniłaby się od Związku Radzieckiego. Lisicki zapytuje: "Cóż jest tą nową wartością, dla której warto się wyrzec dawnej chwały i sławy? Rozwój. Czy chodzi tylko o postęp materialny? W jaki sposób wówczas byłby on czymś bardziej wartościowym niż narodowa niepodległość? (...) Majcherek (...) warunkiem rozwoju czyni po prostu zniesienie przeszłości. Nie troska o dorobek minionych pokoleń, nie obowiązek dochowania wierności starym ideałom w nowych czasach, ale ich obalenie i odrzucenie stają się dla niego warunkiem postępu (...)".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Marksistowskie iluzje w UE
Reklama
Panegirycznym chwalcom podporządkowania Polski integracji z UE za wszelką cenę kosztem maksymalnych wyrzeczeń z polskiej suwerenności warto polecić lekturę wywiadu ze specjalnym doradcą premier Margaret Thatcher, historykiem Robinem Harrisem (wywiad pt. Iluzja w stylu Marksa, przeprowadzony przez Rafała Geremka i Bartosza Moczydłowskiego, ukazał się w Życiu z 17 czerwca). Harris ostrzegał w nim m.in.: " Na razie jesteście wysypiskiem śmieci dla gorszych towarów rolnych z UE. Nie możecie myśleć o sobie jako o żebrakach pukających do drzwi Unii. Jesteście wielkim krajem z olbrzymim potencjałem intelektualnym. (...) Nie sądzę, żeby Polska, która ma tak złe doświadczenia związane z wpływami obcych mocarstw na jej losy, zamierzała zostać częścią europejskiego superpaństwa (...). Nie powinniście dać się zwieść europejskiej propagandzie, że musicie postępować tak, jak oni tego chcą. Prędzej czy później Polska stanie przed pytaniem, do jakiego stopnia można oddawać w ręce zjednoczonej Europy przymioty swojej niezależności. (...) W opinii takiego konserwatysty, za jakiego ja się uważam, jeżeli nie kontroluje się własnej polityki gospodarczej, to większość decyzji, które są podejmowane przez obywateli podczas wyborów, zostanie wyeliminowana. Ten proces wymyka się spod kontroli narodu. (...) jedyną rzeczą, do której dążą przedstawiciele Brukseli, jest stworzenie federalnego państwa, którego będziecie podporządkowaną częścią. (...) pomysł, że wszystkie kraje będące już członkami UE (...) w końcu połączą się, jest iluzją w rodzaju tych, w których specjalizował się Marks".
Bajki o "twardych negocjacjach" z UE
Po tych ostrzeżeniach Harrisa szczególnie polecam lekturę felietonu Stanisława Michalkiewicza Nad wyschniętą ziemią (Nasza Polska z 21 czerwca). Michalkiewicz pisał m.in.: "W ubiegłą niedzielę uczestniczyłem w dyskusji na temat Perspektywa integracji z UE w opinii szefów głównych partii - szanse i zagrożenia (...). Największe moje rozbawienie wzbudziła deklaracja p. Zbigniewa Janasa, reprezentującego Unię Wolności. Zapowiedział on, że Polska będzie prowadziła z UE ´bardzo twarde negocjacje´. Za chwilę jednak dodał, że musimy szybko uchwalić ponad 100 ustaw dostosowawczych. Skoro musimy, to pewnie Sejm te uchwały uchwali. Skoro jednak je uchwali, to na czym właściwie mają polegać owe ´bardzo twarde negocjacje´? Przecież rozwiązania przyjęte w ustawach dostosowawczych zostały sformułowane w Brukseli, na dodatek KAŻDA wnoszona pod obrady Sejmu ustawa MUSI być opatrzona opinią UKIE w sprawie zgodności z prawem unijnym (...) Widać zatem wyraźnie, że realnym faktem są tak naprawdę te dostosowawcze ustawy, zaś opowieści o ´bardzo twardych negocjacjach" możemy w tej sytuacji spokojnie włożyć między bajki".
Norman Davies przeciw stereotypom o "antsemityzmie" i "nacjonalizmie"
Czerwcowa Odra zamieściła wywiad z profesorem Normanem Daviesem
Polskie mity, europejskie stereotypy, przeprowadzony przez Radosława
Januszewskiego i Jana Strękowskiego (wywiad ma się ukazać w szerszym
zbiorze nakładem "Znaku"). Wywiad miał dość szczególną osobliwość
- iście maniacki upór, z jakim rozmówcy prof. Daviesa starali się
wymusić z niego wbrew jego woli potępienie rzekomo szczególnie dużego "
polskiego antysemityzmu", "polskiego nacjonalizmu" etc. Przeprowadzający
wywiad wyraźnie przyszli do prof. Daviesa z określoną tezą i za nic
nie chcieli od niej odstąpić. Oto kilka jakże charakterystycznych
fragmentów tego wywiadu, ilustrujących skrajną tendencyjność jego
autorów:
"- Panie profesorze, czy w Polsce byłby możliwy nazizm,
tak jak w Niemczech?
- W każdym kraju, nie wyłączając Wielkiej Brytanii, jest
możliwe coś takiego, także w Polsce. Możliwe - owszem. Ale mało prawdopodobne.
- Co sprawia, że taka ideologia może się przyjąć? Wiązać
to z katolicyzmem (podkr. - J. R. N.), modernizacją, industrializacją?
- Nie, na pewno nie z katolicyzmem (...).
- Panie profesorze, nazizmu w Polsce nie było. Ale był
antysemityzm.
- Antysemityzm jest niewłaściwym terminem. Jest to słowo,
które zaciemnia sytuację. (...) jego stosowanie prowadzi do absurdu:
- Wszystko musi być albo prożydowskie albo antyżydowskie. A Polacy
są albo antysemitami, albo prosemitami, normalnych Polaków nie ma (...) na polskich ziemiach żyło wyjątkowo dużo Żydów, którzy bronili
się przed asymilacją (...). I nie czuli się Polakami. Chociaż byli
obywatelami Polski. I ta Polska wcale nie była dla Żydów macochą,
jak się często mówi i pisze. Kwestia żydowska, jak napisałem w Sercu
Europy wzbudziła w Polsce wiele namiętności, ale zaskakująco mało
aktów przemocy.
- Czy istnieje coś takiego jak ´typowy polski antysemityzm?
´
- Ja nie chcę słyszeć o typowym polskim antysemityzmie (...)
- Nie chce pan profesor mówić o polskim antysemityzmie,
zapytajmy o polski nacjonalizm? Czy polski nacjonalizm nie zabarwił
tego antysemityzmu na specyficznie polski sposób?
- Oczywiście, nacjonalizm ma pewne cechy narodowe. Ale
nacjonalizm to powszechne zjawisko (...) może nie ma nacjonalizmu
na Antarktydzie (...) jest nacjonalizm żydowski, który się nazywa
syjonizmem. Nie ma społeczeństwa bez nacjonalizmu (...).
- Czy nacjonalizm kłóci się z patriotyzmem? W języku
polskim słowo ´nacjonalizm´ ma pejoratywne znaczenie (...) Jak to
jest? Polacy są nacjonalistami?
- Panowie szukacie schematu. W Polsce znaleźć można wszystko.
Polacy bywają nacjonalistami, i to okropnymi, ale bywają też głębokimi
patriotami, są zaściankowi, ale też niebywale tolerancyjni (...)
nacjonalistami integracyjnymi można też określić część syjonistów,
którzy nie zamierzali tolerować w tworzonym przez siebie państwie
innych narodów. Dziś tego typu nacjonalizmu w Polsce nie ma (...)".
