Gdyby te słowa mówili zwyczajni słuchacze Pana Jezusa, ci - "
z tłumu", może nie dziwilibyśmy się. Ale św. Jan podkreśla, że byli
oni "spośród Jego uczniów". I było ich wielu, tych szemrających uczniów
Pana. Ale kiedy my sami z uwagą słuchamy tych słów Jezusowych, to
także dziś, po prawie 2000 lat, przyznajemy, że trudna była ta Jezusowa
eucharystyczna mowa. A przecież mamy za sobą te 2000 lat doświadczenia
Kościoła, począwszy od momentu, gdy Maryja. powiedziała: "Jakże się
to stanie?". Ale Ona uwierzyła, a ci z synagogi w Kafarnaum - nie!
A jednak Jezus nie próbuje ich przekonać, pozyskać. On tylko żąda
wiary, a na tę wiarę zasłużył sobie nie tylko swoimi słowami, ale
i czynami. Jak ci uczniowie z Ewangelii, podobnie przed takim zdecydowanym
wyborem stanęli Izraelici, kiedy Jozue ich zapytał: "...rozstrzygnijcie
dziś, komu chcecie służyć, czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie?...". I odpowiedzieli: "My chcemy służyć Panu, bo On jest naszym
Bogiem". Jozue przypomina wielkie łaski, jakimi Bóg Jahwe obdarzył
swój lud. Ale tak samo, jak naród izraelski, tak i każdy z nas łatwo
staje przed pokusą zapomnienia i tak jest w długiej historii narodu,
jak i w krótkim życiu każdego człowieka. Pan wyzwolił swój lud z
niewoli, Pan prowadził go przez pustynię, Pan doprowadził do obiecanej
ojczyzny. A jednak tyle było niewierności w tej ich drodze. Dziwnie
brzmią słowa proroka: "Gdyby wam się nie podobało służyć Panu, rozstrzygnijcie
dziś...". Izraelici nie mieli innej alternatywy: służyć - nie służyć
Panu. Wiedzieli, że służyć bożkom, to jeszcze większa niewola niż
ta w Egipcie. A jednak tak było: Pan świadczy im miłość - oni odwracają
się od Niego. Pan karze - oni powracają. Pan ratuje - oni znowu odwracają
się do Niego plecami. Jest coś nie tylko smutnego, ale przygnębiającego
w tym powtarzającym się "tak" i "nie", w tych zwycięstwach i klęskach.
A jednak Bóg jest nieskończenie wierny w swojej miłości. A dziś najbardziej
konkretnie objawia tę swoją miłość w życiu chrześcijan, szczególnie
w chrześcijańskim małżeństwie i rodzinie. A Jezus od każdego człowieka,
od każdego pokolenia żąda zdecydowanej odpowiedzi, wyrażonej w tym
dramatycznym pytaniu: "Czyż i wy chcecie odejść?"
Takie pytanie dla jednych jest okazją do odejścia od
Niego, dla innych do szukania motywów umocnienia swojej wiary. Już
w gronie Jego uczniów było takie odchodzenie, nawet tak straszne,
jak Judasza, ale było i to wyznanie Piotra: "Panie, do kogóż pójdziemy?
Ty masz słowa życia wiecznego". Było więc i jest także dziś owo przychodzenie
i odchodzenie i ta konieczność podejmowania osobistych rozstrzygnięć.
Bóg stworzył nas nie jako marionetki, lecz jako wolnych
ludzi. On obdarza swoją mocą i miłością, żeby usłyszeć od nas "tak",
ale nie zmusza ani wprost, ani na bocznych drogach. Nawet Szaweł,
kiedy spadł z konia, mógł powiedzieć swoje "nie". "Wielu Jego uczniów
wycofało się i już z Nim nie chodzili". Jak na to reaguje Jezus?
Nie czyni żadnej próby, by ich zatrzymać. Tego, co powiedział, nie
łagodzi choćby takimi słowami: "nie bierzcie tego, co powiedziałem,
zbyt dosłownie". Nawet ryzykuje odejście tych Dwunastu. Dlatego nie
możemy się dziwić, że ani matka, ani ojciec, brat, siostra, przyjaciel
nie mogą przymusić nikogo do wiary. Gdyby tak było, bylibyśmy mocniejsi
od samego Pana Jezusa. Ale zawsze pozostaje nam świadectwo naszej
wiary i życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
