W Sejmie trwa debata o przyszłorocznych podatkach, zanim jednak
będzie dokładnie wiadomo, co się w tej materii zmieni, chciałbym
ten tekst poświęcić sprawie wyborów prezydenckich. Nie ukrywam bowiem,
że sam doznałem w niedzielę 8 października bardzo niemiłej niespodzianki,
a nawet nie boję się tego napisać - porażki. Do końca bowiem wierzyłem,
że prawicowi liderzy zdobędą się na gest poparcia dla Mariana Krzaklewskiego,
tak jak to uczynił Jan Olszewski, i odbędzie się druga tura. Takie
było oczekiwanie prawicy, ponieważ wielu wyborców nie przekonanych
do lidera AWS-u zamierzało go poprzeć dopiero w kolejnej turze. Dlatego
samobójcze działanie polityków prawicy stało się dzisiaj ewidentne
i mam nadzieję, że będzie ono równoznaczne ze śmiercią polityczną.
Nie wolno bowiem wykorzystywać twardych reguł kampanii prezydenckiej
dla tworzenia struktur swojej nowej prawicowej partii. Takie działanie
należy nazwać zwyczajnym szkodzeniem Polsce.
Ten pierwszy wniosek nie zwalnia mnie od pytania: z jakich
innych ważnych przyczyn doszło do wybrania na urząd prezydenta takiego
właśnie człowieka? Jak mogło tyle milionów wierzących Polaków utożsamić
się z człowiekiem o ateistycznym rodowodzie, zgadzić się na zapowiadane
przez niego ustawy niezgodne z moralnością chrześcijańską?
Powiedzmy sobie szczerze: wybory nie odbywały się na
księżycu, więc polskiego prezydenta wybrało polskie społeczeństwo.
Można narzekać na beznadziejną kampanię wyborczą AWS-u, można się
domyślać, skąd np. pojawiła się jakaś forma nienawiści do Mariana
Krzaklewskiego. Nie boję się tak nazwać uczuć pewnej starszej pani,
która idąc głosować po wyjściu z kościoła, powiedziała głośno: "oczywiście,
że wybieram Kwaśniewskiego, bo na tego drugiego to nawet patrzeć
nie umiem". Trudno powiedzieć, co takiego złego Krzaklewski jej uczynił,
bo ona go nigdy osobiście nie spotkała!
Dlaczego więc tak sromotnie przegrał Krzaklewski, a wraz
z nim cała prawica? Każdy zapewne ma kilka własnych odpowiedzi, ale
spróbujmy te sprawy poukładać. Po pierwsze, w ostatnich kilku latach
powstał mit, że lider AWS-u wszystko może, ale nie chce czegoś tam
załatwić. Nie uratował więc Stoczni Gdańskiej, nie ustanowił województwa
częstochowskiego, przycznił się do upadku zbrojeniówki, odmówił przyjęcia
urzędu premiera, wybierając posadę szarej, wszechmocnej eminencji.
Po wtóre, Krzaklewski przegrał, bo spadły na niego wszystkie błędy
reform koalicyjnego wcześniej rządu premiera J. Buzka. Faktycznie
bowiem tylko jedna piąta Polaków skorzystała na reformach, a dwie
trzecie nie potrafią się w nowych warunkach odnaleźć. Prawica nie
chce im pomóc, tak uważają, a prowadzona liberalna polityka gospodarcza
może okazać się zabójcza dla Polski. Należało więc po wyjściu Unii
Wolności z rządu podjąć szybkie działania prorodzinne, a przede wszystkim
dążyć do zmniejszenia bezrobocia. Ponieważ nic takiego się nie stało,
a ustawa uwłaszczeniowa została chyba skutecznie zablokowana przez
Prezydenta, ludzie ulegli prospołecznej demagogii SLD i obietnicom
A. Kwaśniewskiego.
Krzaklewski przegrał, a sromotne cięgi zebrał również
Wałęsa, bo odwoływał się do historii i do wartości. Tymczasem media
tak zamuliły ludziom w głowach, że coraz częściej PRL jawi się jako
okres spokoju, względnego dostatku, co najwyżej walki z Kościołem.
Przegrana w dwudziestolecie "Solidarności" stawia pod znakiem zapytania
tożsamość narodową Polaków, identyfikację z historią i bohaterami
walki o wolność. I tu kłaniają się znowu media, opanowane przez obcy
kapitał, przez liberałów i postkomunę, które na Marianie Krzaklewskim
nie zostawiły suchej nitki, ukazując go jako ziejącego nienawiścią
katolika prawicowca. Pozycja Akcji Wyborczej "Solidarność" na polskiej
scenie politycznej byłaby zupełnie inna, gdyby miała za sobą media.
Tak naprawdę prezydencką kampanię wygrały media, bo nawet wówczas,
kiedy naród dowiedział się, że kandydat na prezydenta kpi sobie z
Ojca Świętego, a ponadto jest kłamcą i popija, to telewidzowie usłyszeli,
że o wiele gorsze, bardziej godne potępienia jest ujawnienie tych
faktów. Niestety, zostaliśmy poddani bardzo ostrej socjotechnice
mediów, właściwie można napisać, że telewizja zapanowała już nad
zbiorową polską świadomością. Upłynie jeszcze kilka lat i będzie
można w Polsce rejestrować małżeństwa gejów, a seks, pieniądze i
wygodne życie staną się dążeniem większości z nas. Już coraz mniej
ludzi orientuje się, że uczestniczy w zbiorowym zamulaniu mózgów,
że zamiast budować Królestwo Niebieskie, pomagają współtworzyć "królestwo",
w którym Polaków odziera się z wiary i godności, znieprawia sumienia,
lekceważy narodowe świętości. Szkoda, że tak wielka liczba polskich
katolików, ufając bezkrytycznie mediom, nie zdaje sobie sprawy z
tego, iż środki przekazu biorą udział w nowoczesnej wojnie światopoglądowej,
aby uformować nowego człowieka bez Boga i bez stałych wartości. Ta
zajadłość w mówieniu o polskim wyimaginowanym nacjonalizmie czy antysemityzmie,
ta nieustanna rehabilitacja byłych komunistów, to prezentowanie programów
na temat homoseksualizmu, feminizmu, erotyzmu, partnerstwa w małżeństwie
itd. - są przejawem owej zaplanowanej walki o człowieka.
W polityce płaci się za przegraną. Wielu więc stawia
pytanie, czy słaby wynik wyborczy Mariana Krzaklewskiego oznacza
oddanie przywództwa AWS-u komu innemu, a także czy porażka całej
Akcji Wyborczej "Solidarność" przełoży się na jakąś radykalną zmianę
w sprawowaniu władzy? Spekulacje są różne, trzeba jednak pamiętać,
że na prawicy nie ma poważnej alternatywy dla AWS-u. Każde myślenie
w tej chwili o utworzeniu jakiejś trzeciej siły na prawicy, moralnie
zdrowej i czystej, jest samobójstwem, a w konsekwecji działaniem
na korzyść przeciwnika. Chciałbym wierzyć, że te wybory przekonały
ludzi na prawicy i w centrum, że powinni być razem. Jeśli zaś ktoś
chce budować małą partyjkę, aby opluwać Premiera czy piętnować błędy
AWS-u, niech sobie to czyni, ale na własny koszt, bez wykorzystywania
do tego katolickich mediów.
Można być zwyciężonym, ale nie wolno ulec. Trzeba, przegrywając
bitwy, umieć wygrywać wojnę - tę nieco zmienioną maksymę Józefa Piłsudskiego
dedykuję wszystkim, którzy będą dążyć do zjednoczenia prawicy. Choć
nie za wszelką cenę jednak, może bowiem najwyższy czas przestać liczyć
na ludzi, którzy wielokrotnie dawali wyraz politycznemu zaślepieniu,
a także nie liczyć za bardzo na tych, którzy niejednokrotnie ujawniali
swoje poglądy dalekie od programu AWS-u, od dobra dla Polski, a przy
okazji też dalekie od społecznej nauki Kościoła. Z diabłem można
iść tylko do piekła, więc paktowanie z nim nie przystoi. AWS zredukowana
do kolejnej przybudówki jakiegoś liberalnego centrum decyzyjnego
- a o czymś takim się mówi - nie odegra w nadchodzących wyborach
parlamentarnych żadnej roli. A stawką jest Polska w Unii Europejskiej,
Polska silna i narodowa albo żadna. Dlatego mocna AWS jest potrzebna
Polsce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
