Czyż to nie jest interesujące i twórcze przedsięwzięcie, aby porywać
się na pisanie sztuk ilustrujących tak wielkie tematy? Stąd owa specyfika
dramatów Wojtyły jest łatwo rozpoznawalna. Boleslaw Taborski określił
ją jako "dramaturgię wnętrza". Każdy tekst Wojtyły zmierza w kierunku
misterium, dramatu poetyckiego, filozoficznego monologu. Nierzadko
akcja rozgrywa się w jaźni bohatera (vide "Jeremiasz"). Stąd można
powiedzieć, że te dramaty nie przynależą do teatru, są bowiem swoistymi
traktatami, co najwyżej materiałem dla teatru rapsodycznego, jaki
stworzył Mieczysław Kotlarczyk. Monologi powiązane w medytację tworzą
model dramatów Wojtyły, odległy od realizmu, bliski jednak konkretnym
problemom. Zanikająca akcja zostaje zastąpiona przez ukazanie wartości,
dziejów psychiki, uczuciowości itp. Dzięki temu, że jest w tych sztukach
słowo teatralne, ruch sceniczny, gest, przestrzeń sceniczna, pantomima,
didaskalia określające miejsce akcji czy scenografię nie są jedynie
traktatami filozoficznymi rozpisanymi na dialogi.
Konkludując, teatr Wojtyły jest dlatego mało sceniczny,
ponieważ dzieje się w sferze wyobraźni, myśli, jego nośnikiem jest
przede wszystkim słowo. Są to, można napisać, utwory bardziej do
czytania, aniżeli wystawiania. Świadczy o tym także język tych tekstów,
nieco archaizujący, mocno przetykany Biblią czy też wyrażeniami z
dramatów romantycznych lub poezji Norwida.
Wartością największą tych tekstów jest ów romantyczny
sposób przeżywania i wyrażania w języku poetyckim świata, tradycji
wiary chrześcijańskiej, historii narodu. Nad wszystkim zaś dominuje
postawa poszukiwania źródeł sensu życia, powołania, tożsamości, pojedynczego
człowieka (Brat naszego Boga), tożsamości wspólnoty rodzinnej (Przed
sklepem jubilera), tożsamości rodziny ludzkiej (Promieniowanie ojcostwa).
Nie byłby to pełny obraz twórczości księdza Wojtyły,
gdyby nie wspomnieć wydanych w latach 1997-99 jego trzech albumów
poetyckich ze zdjęciami Adama Bujaka: Pieśń o Bogu ukrytym, Narodziny
Wyznawców czy Renesansowy Psałterz. Te napisane przed 60 laty wiersze
znamionują nie tylko wielki talent literacki, ale są zarazem kluczem
do zrozumienia osobowości Jana Pawla II. Już wówczas bowiem cechował
go bardzo dojrzały stosunek do świata i Polski, głębokie przywiązanie
do wiary i tradycji ojców, miłość do wielkich dzieł literatury. Pozwalał
się kształtować Bogu, aby jak najlepiej przygotować się do wielkich
przyszłych zadań.
Urodzony, by zostać papieżem
Wydaje się, jakby kard. Wojtyła urodził się, by zostać papieżem.
Od pierwszego dnia pontyfikatu rzucił się w wir duszpasterstwa, postanawiając
w każdą niedzielę odwiedzać jedną z rzymskich parafii, spotykał się
z księżmi, przekonując ich do umiłowania celibatu, do noszenia sutanny,
do dawania świadectwa poprzez inne zewnętrzne znamiona stanu duchownego.
To samo odnosiło się do zgromadzeń zakonnych. Nie zapomniał o istocie,
tzn. doktrynie kościelnej, planując od razu opracowanie nowego Katechizmu
Kościoła Katolickiego. Miał zamiar zakończyć w ten sposób moralne
i dogmatyczne dysputy o całkowitej wolności badań teologicznych lub
też głoszenie tez usprawiedliwiających aborcję czy homoseksualizm.
Jak wiemy, praca nad katechizmem trwała wiele lat, ale inicjatywa
zrodziła się na samym początku.
Od razu też zaczął Jan Paweł II pielgrzymować do: Mentorelli,
Asyżu, Sieny..., spotykając się z tysiącami wiernych. Świadomy nałożonych
na jego barki zadań, a także łaski wyniesienia do godności Piotra
Naszych Czasów, nie utracił cnoty pokory, by starać się swój urząd
pełnić jak najlepiej. To było widoczne już w pierwszych słowach nowego
Papieża. Słynny stał się lapsus językowy Jana Pawła II, który wywołał
tyle oklasków i radości. Kiedy bowiem Ojciec Święty pobłogosławił
pierwszy raz tłum na Placu św. Piotra, zwracając się do mieszkańców
Rzymu po włosku powiedział: "... najszacowniejsi kardynałowie obrali
nowego biskupa Rzymu. Wezwali go z dalekiego kraju, odległego, ale
zawsze tak bliskiego chrześcijańskiej społeczności (...). Tak więc
jeśli nie potrafię się dobrze wysłowić w waszym - naszym - języku,
jeśli będę robić błędy, proszę, poprawcie mnie". I dalej Papież Wojtyła
przekomarzał się z tłumem, co było czymś niespotykanym w protokóle
papieskich przemówień. Zapewne watykańscy hierarchowie drżeli na
myśl, że ten Papież powie w tym momencie coś niewłaściwego, czy więc
nie za mało ufali Opatrzności?
Cały świat obiegło wzruszające zdjęcie hołdu kardynałów,
a przede wszystkim uścisk i pocałunek pokoju z Prymasem Polski kard.
Stefanem Wyszyńskim. Papież podniósł się z tronu i kiedy Wyszyński
chciał pochylić się z szacunkiem przed nim, Jan Paweł II wziął go
w objęcia. Była to dla Polaków elektryzująca chwila. Wyraża ją pięknie
pomnik postawiony później na dziedzińcu Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu