We francuskiej (od niedawna także polskiej) telewizji cieszy
się dużą popularnością film rysunkowy Madelaine, opowiadający historię
dziewczynki o tym imieniu. Zrealizowany z iście paryskim wdziękiem,
pozbawiony efekciarstwa typowego dla współczesnych kreskówek, pogodny
i dowcipny, niesie ze sobą na pozór jak najbardziej pozytywne treści.
Oglądają go z uśmiechem i dzieci, i rodzice. Jedno jest tylko zastanawiające.
Dziewczynka imieniem Madelaine, w której jest tyle uroku, nie ma
domu. Wychowuje się w czymś, co jest ni to ochronką, ni to pensjonatem,
wraz z kilkunastoma innymi dziewczynkami, pod czujnym okiem wychowawczyni,
której powiewny strój naśladuje habit zakonny. W filmie nie ma też
żadnej symboliki chrześcijańskiej, a wśród stylowych panoram Paryża
na próżno szukać by sylwetki któregoś z jego pięknych kościołów.
Ten film, choć utrzymany w poetyce dziewiętnastowiecznej,
mówi o całkiem współczesnym życiu tysięcy małych francuskich dziewczynek
i chłopców. Oto dzisiejsza moda nakazuje francuskim rodzicom oddawać
swoje dzieci, nawet zanim osiągną wiek szkolny, na wychowanie do
przeróżnych państwowych i prywatnych domów, w ręce wyspecjalizowanych
opiekunów. Sami mogą w tym czasie bez przeszkód oddawać się temu,
co uznają za najbardziej istotne: pracy zawodowej, wypoczynkowi i
rozrywkom.
W domach rodzinnych wychowywane są dzieci rodziców biednych,
często ze wsi, bądź katolickich, którzy uchodzą w zlaicyzowanym społeczeństwie
francuskim za dziwolągi, hołdujące anachronicznym obyczajom. Przecież
wiadomo, że nikt lepiej nie wychowa dzieci niż odpowiednio wyposażona,
doskonale zorganizowana "firma opiekuńcza". Pozornie beztroski, utrzymany
w pastelowych barwach film dla dzieci Madelaine ukazuje zatem fragment
rzeczywistości, która dla normalnej tradycyjnej rodziny jest rodzajem
horroru. W Polsce rozpoczyna się etap delikatnego przygotowywania
gruntu dla kampanii na rzecz podobnych praktyk. Kilka miesięcy temu
Gazeta Wyborcza przedstawiła, w jubileuszowym dodatku dla kobiet,
portret pewnej Francuzki, obdarzonej epitetami "piękna kobieta", "
wypróbowany przyjaciel", "utalentowany grafik", "wielka przyjaciółka
Polski". Dominique Roynette została redaktorem graficznym GW, jej
uczucie dla Polski wyrosło na fali wspomnień wiosny studenckiej 1968
r., kiedy to jako studentka paryskiej uczelni brała udział we wszystkich
najbardziej bezsensownych, brutalnych, anarchizujących życie państwa
akcjach zrewoltowanych studentów, będących - jak pokazały późniejsze
fakty - pod bezpośrednim wpływem sowieckiej agentury w szeregach
intelektualistów francuskich (Polski Sierpień, w oczach D. Roynette,
to wypisz, wymaluj, ówczesna "wiosna" studentów Paryża). Nie dosyć
na tym, zaraz po studiach dama ta wyrusza do Bretanii, gdzie organizuje
i bierze udział w akcjach terrorystycznych, m.in. w porwaniach miejscowych
przedsiębiorców, oskarżanych przez złotą paryską młodzież o "ucisk
klasy robotniczej". Dziecko, które rodzi bohaterka GW, zostaje przez
nią w wieku 7 lat porzucone. Matka zostawia je w hotelu, namawiając,
by chodziło do szkoły i wracało na noc do pokoju hotelowego, podczas
gdy ona, umęczona rolą matki, wyjeżdża do Paryża. Robi karierę w
paryskiej prasie. Dziś spędza dużo czasu w Polsce, pracując dla GW (w poświęconym jej artykule GW wyraża lekkie kurtuazyjne zdziwienie,
że jej córka, mimo porzucenia przez matkę, pozostała normalna, w
związku z czym bohaterka skromnie zauważa, że jej pedagogiczny eksperyment
po prostu się udał.
Kolejną jaskółką zwiastującą, że szykuje się zasadnicza
zmiana w propagandzie przeciwko rodzinie, jest ogromna ilość doniesień
w mediach na temat brutalności rodziców wobec dzieci. W myśl tej
czarnej wizji rodziny, dom rodzinny stał się najniebezpieczniejszym
miejscem dla dziecka; czym prędzej należałoby powołać stosowne instytucje
opiekuńcze, które zajmą się dzieckiem fachowo i kompetentnie. Nie
lekceważąc problemów patologii rodzin, należałoby zadać sobie pytanie,
czy kogokolwiek z autorów tego rodzaju publikacji interesują prawdziwe
źródła tego zjawiska? Przyczyna tkwi w systemie gospodarczym. Bezrobocie,
ubóstwo jest zawsze i niezmiennie, we wszystkich epokach historycznych,
najpoważniejszym źródłem patologii w rodzinie. Znamienne, że jedna
z głównych instytucji polskich feministek szczególnie głośno przestrzegających
przed zagrożeniem ze strony rodziny, Ośrodek Informacji Środowisk
Kobiecych, wymienia w swoim biuletynie, czym konkretnie zajmują się
różne kobiece (czytaj: feministyczne) organizacje, m.in.: propagowaniem
praw kobiet, przemocą w rodzinie, "pomocą" w zakresie "bezpiecznej
antykoncepcji", oglądaniem filmów lesbijskich.
I kolejne zjawisko. Zamożni rodzice są od jakiegoś czasu
kuszeni wszechstronną ofertą lepszego, bardziej twórczego spędzania
czasu przez ich dzieci - poza domem, za słone pieniądze. W czasie
wakacji jest to niezliczona ilość specjalistycznych obozów, z tymi
najmodniejszymi obecnie obozami wyczynowymi, rodzajem "szkoły przetrwania"
dla najmłodszych, gdzie obowiązuje surowa dyscyplina i trenowanie
możliwości własnego ciała i psychiki aż do granic. We wszystkich
tych propozycjach rozrywek i szkoleń dla dzieci i młodzieży obowiązuje
niepisana zasada: my - organizatorzy - jesteśmy specjalistami od
dzieci, rodzice mają tylko nam płacić i nie wtrącać się. Oddajcie
nam swoje dzieci, a sami udajcie się na zasłużony odpoczynek od waszych
pociech. Na ukrytą, głębszą treść, na drapieżność tego pozornie komercyjnego
hasła zwrócił uwagę bp Stanisław Stefanek, przestrzegając rodziców
przed uleganiem tej swoistej modzie, wywodzącej się z rejonów świata,
gdzie rodzicielstwo i wychowywanie dzieci przedstawiane jest jako
najcięższe jarzmo, z którego "nowocześni" rodzice muszą się czym
prędzej wyzwolić.
Zetknęłam się niedawno z opowieścią Polaka od lat mieszkającego
w Finlandii. Opowiadał o zjawisku wycofywania się z tradycyjnych
ról męskich przez męską populację tego kraju. Wojujące feministki
oraz rewolucja seksualna w szkołach doprowadziły skutecznie do całkowitego
niemal zaniku postaci męża i ojca rodziny w tym społeczeństwie. Przedszkola
pełne są dzieci samotnych matek. Władze Finlandii, widząc dramatycznie
narastający problem społeczny, powołały do życia dziwną instytucję "
etatowego ojca". Pan ów, pobierający pensję z kasy państwowej, jest
rodzajem domokrążcy odwiedzającego zarówno przedszkola, jak i domy
rodzinne, gdzie mieszkają dzieci wraz ze swoimi mamami, i prezentującego
dzieciom postać mężczyzny, usiłując udowodnić, że świat ludzi dorosłych
to nie tylko matka i wychowawczyni w przedszkolu. Co istotne, te
Finki, które bardzo się upierają, by mieć normalną rodzinę, wychodzą
za mąż wyłącznie za muzułmanów, których spora grupa wciąż przyjeżdża
do Skandynawii w poszukiwaniu chleba. Praktycznie rzecz biorąc, jedyne
normalne rodziny to rodziny muzułmańskie; wiadomo bowiem, że głowa
rodziny w tej religii decyduje o wyznaniu żony i dzieci.
Problem małżeństw mieszanych widzi także niezwykle dramatycznie
prof. Alain BesancWon we Francji. Instynkt macierzyński i rodzinny
popycha tak wiele Francuzek do małżeństw z muzułmanami, uchodzącymi
za odpowiedzialnych ojców, że grozi to - z uwagi na silną odrębność
kulturową muzułmanów, swoistym wynarodowieniem Francuzów i dechrystianizacją
Francji. Oto niezaplanowane skutki gwałtownie rozwijającego się -
z poparciem instytucji międzynarodowych w rodzaju UE - zjawiska feminizmu,
zdecydowanie wypychającego mężczyznę z tradycyjnej roli męża, prawdziwego
ojca, obrońcy rodziny.
Dziś we Francji to feministki są w awangardzie walki
o poszerzenie "prawa do aborcji". Objęte są nim najmłodsze pokolenia
dziewcząt ze szkół francuskich.
Czym jest feministyczne hasło o "nierównościach między
kobietami i mężczyznami"? Myśleniem o społeczeństwie, o człowieku
żywcem wyrastającym z wizji marksistowskiej. Walka między kobietą
a mężczyzną jest takim samym ponurym, ideologicznym absurdem, jak
walka klas.
Fińskie "rodziny", w których "ojciec" (na etacie) widziany
jest raz na miesiąc, to leninowski "raj na ziemi", "świetlana przyszłość",
o którą walczyła przez dziesięciolecia komunizmu awangarda klasy
robotniczej, kompartia. Wysyłając kobiety do fabryk i pługów, mężczyzn
do łagrów i na wojny, a dzieci do ochronek - tworzyła "nowy wspaniały
świat", o który dzisiaj ciężkie zmagania ze światem "męskich szowinistów"
i normalnych ludzi toczą polskie i zachodnie feministki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu