Minister kultury powołał radę programową przy narodowym muzeum "
Zachęta", reagując w ten sposób na falę powszechnej krytyki pod adresem
jej dyrektorki - Andy Rottenberg, odpowiedzialnej za drugi już skandal
wystawienniczy. Przypomnijmy, że zorganizowana w "Zachęcie" wystawa
Naziści pomawiała polskich (i nie tylko) aktorów o faszyzm - bez
najmniejszych ku temu podstaw, druga zaś wystawa oburzyła wielu katolików,
raniąc ich uczucia religijne prezentowanym kiczem, przedstawiającym
Papieża przygniecionego bryłą.
Minister kultury wybrał rozwiązanie kompromisowe: zamiast
odwołania dyrektorki przydał jej do pomocy radę programową; miejmy
nadzieję, że skład tej rady zagwarantuje "Zachęcie" pełnienie przez
tę państwową placówkę kultury jej właściwej funkcji (popularyzacja
sztuki) i będzie powściągał Andę Rottenberg przed dalszymi ekscesami,
służącymi raczej antypolskiej i antykatolickiej propagandzie niż
popularyzacji sztuki.
Muzeum Narodowe "Zachęta" nie jest prywatną galerią sztuki.
Jest placówką państwową, utrzymywaną z pieniędzy podatników, a jej
dyrektor nie jest "wolnym artystą", ale urzędnikiem państwowym. Ma
więc obowiązek realizować politykę kulturalną państwa polskiego.
Ta polityka polegać powinna - obok popularyzowania sztuki - także
na promowaniu sztuki polskiej. Taką zresztą rolę i funkcję pełniła "
Zachęta" przed wojną - i byłoby dobrze, aby taką rolę i funkcję pełniła
i dzisiaj. Dla eksperymentów z pogranicza sztuki i skandalu, dla
szokowania pseudoartystycznymi happeningami, dla wszelkiego rodzaju
działalności komercyjnej, niechby i podszywającej się pod "sztukę"
- są galerie prywatne. Nie ma żadnych powodów, aby angażować w takie
przedsięwzięcia pieniądze publiczne, których jest tak mało! Zwłaszcza
na kulturę.
W telewizyjnych wystąpieniach p. Rottenberg usiłuje prezentować
się jako jedyny autorytet ds. sztuki w "Zachęcie" ("Wygrałam dwa
konkursy" - powiada), ale znamy autorytety większe i bardziej autentyczne.
Chodzi o to, żeby dyrektor muzeum narodowego, jakim jest "Zachęta"
- urzędnik państwowy - rozumiał przede wszystkim, czym jest "Zachęta"
i do czego jest powołana.
Nawiasem mówiąc: za podobne sprawki niejeden dyrektor
państwowej instytucji już dawno rozstałby się z posadą. Najwyraźniej
min. K. Ujazdowski jest człowiekiem wyjątkowo tolerancyjnym i wyrozumiałym.
Miejmy nadzieję, że jego wyrozumiałość i tolerancja zostaną docenione
przez środowiska i koterię, stojące za Andą Rottenberg...
Pomóż w rozwoju naszego portalu