Reklama

Minal tydzien

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

...na rogu alei żywych
i nowego świata
pod stukającym dumnie obcasem wzbiera jak kretowisko
cmentarz tych którzy proszą
o pagórek pulchnej ziemi
o nikły znak znad powierzchni
(Zbigniew Herbert,
Cmentarz warszawski)

"Socjotechnika nie odstępuje człowieka"

Chciałbym, przynajmniej w części, zaprosić do refleksji nad socjotechniką. Nie jestem fachowcem, zatem unikać będziemy naukowych terminów, przez co, jak ufam, refleksja stanie się nieco mniej nudna dla lektorów.
Tym, co zainspirowało temat, był bardzo mądry, przewidujący, ale i przerażający artykuł Niewolnicy przyszłości pana Ziemkiewicza w tygodniku Wprost (22 kwietnia 2001 r.).
Nie ma potrzeby przytaczać artykułu, chętni mogą po niego sięgnąć. Generalnie - Autor stara się udowodnić tezę, że "niewolników nie skuwa się dziś kajdanami. W zupełności wystarczą telefony komórkowe". To niewolnictwo, które możemy dziś obserwować na ulicach miast, zza szyb samochodu, ma cechy plagi. Wprawdzie użyteczność telefonu jest ewidentna, rozmowa jako znak pamięci lub troski o drugiego człowieka jest czymś pięknym i krzepiącym, ale socjotechnika nakręca reklamę i już małe dzieci zamęczają rodziców prośbami o zakup takich właśnie telefonów. Potem nastolatkowie, karmieni inną strawą pokarmową, kupują je dla szpanu. To niby ich dowartościowuje. Przygodni świadkowie zaczną pewnie roić w mózgu wizje o ich umiejętnościach bycia "nowoczesnymi", może o bogactwie ich rodziców, może w ten sposób zainteresują dziewczyny czy w przypadku odwrotnym - mężczyzn.
Tu dochodzimy do momentu, gdzie można spotkać się z twierdzeniem, że to światowa moda. Tak by to wyglądało - ot, nacieszą się i wreszcie wrócą do normalności. Też tak myślałem z dziesięć, piętnaście lat temu. Czasem mówiłem, obserwując zmiany w kulturze i obyczajowości, że to chwilowe. Porównywałem ten stan do sytuacji wyzwolenia z obozów niewoli. Ludzie głodni mogli po raz pierwszy od wielu lat zaspokoić głód. Przestrzegano, zalecano opanowanie. Wielu nie posłuchało. Trochę podobnie - jak sądziłem - wygląda sprawa po wyjściu z niewoli komunizmu. Rzeczy i sprawy, które do tej pory były niedostępne, można było brać pełnymi garściami. Módlcie się - zachęcałem - by nie zdominowały istotnych wartości.
Niestety, współczesny człowiek musi walczyć nie tylko z naturalną słabością i skłonnością do grzechu. Musi podjąć heroiczną wprost walkę z tymi, którzy wmawiają, że to nie grzech, a ostatecznie oferują taką ilość grzechowego "towaru", że oprzeć się naprawdę trudno.
Zatem socjotechnika nie odstępuje człowieka, kiedy ten osiągnie pewien, powiedzmy, rozumny wiek; komórka przestaje być modą, staje się sposobem życia. Wielkie koncerny wmawiają swoim pracownikom - praca ponad siły, wyzysk czy niewolnictwo przez stulecia kojarzyły się z biedą. Wiek XXI zmieni to diametralnie. Do najcięższej harówki zmusza dziś bowiem ludzi nie bieda, ale bogactwo. A bogactwo to czas łapany na gorąco. Przed dwoma laty, kiedy pojawił się problem ubezpieczeń, można było tę sytuację doskonale obserwować. Bruker, inaczej mówiąc agent firmy ubezpieczeniowej, koniecznie przyjeżdżał i przymilnie witał klienta, drażniąc jego nozdrza drogą wodą toaletową. Nieskazitelnie ubrany, rozpoczynając rozmowę przepraszał, że będzie miał obok siebie telefon komórkowy i... że może z niego skorzystać... bo zas to pieniądz. Ten pieniądz w wyżej przytoczonym obrazie to była konieczność zapisania jak największej liczby chętnych. Nagrody były najpierw jakby znane - złote pióro, złota spinka. Kiedy agent podejmował działania, zniewalano go czymś cenniejszym. Opowiadał pewien ksiądz, jak kilkakrotnie namawiano go na akces do jakiegoś programu ubezpieczeniowego. Trochę nieprzekonany, trochę lękając się o ryzyko - odmawiał. Wreszcie pani, która o to prosiła, odezwała się wprost: - Proszę nie odmawiać, brakuje mi tylko jeszcze jednej osoby i ksiądz może nią być. Ksiądz zgłosi swój akces, a ja w nagrodę za tydzień jadę na Antyle.
To tyle, co można wiedzieć z autopsji, z obserwowania świata dostępnego dla przeciętnego człowieka. Autor artykułu we Wprost roztacza tę wizję głębiej, aż do żądań życia wspólnego w danym koncernie. Przytoczmy na zakończenie jeden fragment, bardzo ciekawy: "Haniebnego epizodu w dziejach USA, za jaki uważamy dziś niewolnictwo, nie byłoby, gdyby wcześniej wynaleziono telewizję. Pokazywanie w niej amerykańskiej plantacji jako miejsca, gdzie można się wręcz kąpać w szklanych paciorkach, uczyniłoby zbędną całą armię łapaczy, handlarzy i właścicieli więziennych statków".
Doczekaliśmy telewizji i musimy mieć świadomość, że jeden program zastąpić może wielu kusicieli, ludzi pragnących zawładnąć naszymi umysłami.
W tym kontekście nie trzeba przekonywać o mądrości Herberta, który ujmuje się, ujawniając istnienie "tych, którzy proszą o pagórek pulchnej ziemi". Ta prośba skierowana jest na róg "alei żywych i nowego świata" - ludzi, którzy wiedzą, co jedynie słuszne. Do tych, którzy chcą socjotechnikę wykorzystać dla własnych celów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Niebezpieczne wartościowanie

Wiemy, że każda zbrodnia jest grzechem i nie należy jej wartościować narodowo czy wyznaniowo. To wartościowanie spowodowało istną paranoję. Wydawało się, że nie wrócą czasy takiego upodlenia i pogardy, by dziecko donosiło na ojca, rodak na rodaka. Nie zginęły. Wywołuje się je tylko bardziej "cywilizacyjnie". Oto można przeczytać w jednym z tygodników, który już Prymasa Wyszyńskiego chciał uczyć jedynie słusznej drogi, nic innego jak doniesienia: mordowano w Szczebrzeszynie. Donosi Polak, jak można sądzić. Pozostawia sakramentalną, obowiązującą już adnotację, że robiono to za przyzwoleniem Niemców, ale "w łapaniu i mordowaniu ofiar wzięli udział niektórzy Polacy, dużo więcej wzięło udział w grabieniu".
"O pagórek pulchnej ziemi" proszą ofiary, ale i żyjący. Reakcje, nadmierna jednostronność pociąga za sobą zachowania odwrotne - pryskają wszelkie zasługi i autorytety: Nowaka-Jeziorańskiego obwinia się o kolaborację z Niemcami. Nie robi tego człowiek nieznany, mało poważny. Autorem opinii jest ktoś, komu ufa wielu Polaków. Przywołuje poważne argumenty. Jakie będą tego konsekwencje? I dzieje się to na kilka dni przed spotkaniem środowisk polonijnych.
Nieszczęścia Żydów, ale i cierpienia Polaków, których nie da się odwrócić, źle owocują, bo zbudowane na fałszywych oskarżeniach, rodzą dzisiejszą nienawiść, niepotrzebne antagonizmy wśród Polaków i nieufność wobec Żydów, którzy jeszcze wczoraj, przedwczoraj, pracowali dla dobra dialogu między narodami. Mogą zaowocować światową pogardą, ale wcześniej czy później ludzie otworzą umysły i serca, zaczną gardzić wszystkimi. Oby nie doszło do nowych fal nienawiści między narodami. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę - mówi mądrość wieków. Co robić, byśmy się nie pozabijali i nie poranili? Mówić i żyć prawdą!
W niewielkim artykule o morderstwie w Radziłowie osoba urzędowa, bo dyrektor Biura Edukacji Publicznej, doszukując się motywów zachowania Polaków, napisał: "Motywami były z jednej strony zemsta za czasy okupacji sowieckiej - której ofiarami w ogromnej większości przypadków padali zupełnie niewinni ludzie...". Rodzi się pytanie - dlaczego nie nazwano źródeł tego odwetu. Skoro Polakom wylicza się błędy, nazywając je wielekroć i dokładnie, skąd nagle skłonność do eufemizmów w innych sytuacjach? Dlaczego nie dopowiedzieć, że najczęściej były to niewinne polskie kobiety, dzieci. Grzechem i zbrodnią jest każde morderstwo. Także to dokonane w odwecie, w nienawiści, z poczucia krzywdy.
Z drugiej strony - w tej samej gazecie obszerny artykuł o pruchnickiej tradycji topienia kukły Judasza. Od lat się to odbywało. Na "zatroskane" pytanie o stosunek do Żydów w Pruchniku dziennikarz otrzymał odpowiedź, że żadnych pogromów tu nie było, a nawet wielu Żydów uratowano. Ciekawa jest relacja zamieszczona w przemyskiej Niedzieli, a opowiadająca o heroizmie mieszkańców Głuchowa k. Łańcuta. Cała wieś przechowywała Żydówkę z dziećmi, i to przez całą wojnę. Pozostała wśród nich do końca swych dni. Spoczęła na miejscowym cmentarzu. Nikt z wioski nie doniósł, nie współpracował z okupantem.
Co robić w czasach, kiedy nawet Biblię chcą niektórzy " pisać na nowo", poprawiać, uładzać pod poprawną politycznie linię?

Świadkowie

Uwierzyć Bogu i ludziom, wiernym - świadkom. Takim świadkiem jest niewątpliwie Ojciec Święty. Mówił do całego świata w tegorocznym Dniu Zmartwychwstania: "Z radością i zachwytem odkryjcie dziś na nowo, że świat nie jest już w niewoli nieuchronnych wydarzeń. Nasz świat może się zmienić: pokój jest możliwy, nawet tam, gdzie od bardzo dawna ludzie walczą i giną. Wy, mieszkańcy wszystkich kontynentów, z Jego grobu, już na zawsze pustego, zaczerpnijcie siły, aby pokonać moce zła i śmierci, a wszelkie poszukiwania i postęp techniczny i społeczny oddać w służbę lepszej przyszłości dla wszystkich".
Za słowami kroczą czyny. Nie bacząc na protesty różnych środowisk prawosławnych w związku z planowanymi pielgrzymkami papieskimi, Jan Paweł II zaprosił na wspólne świętowanie metropolitę Włodzimierza z Kijowa.
Pokój jest możliwy, stanie się możliwy, jeśli język socjotechniki, usiłowania wprowadzenia ludzi w permanentny stan wojny zostaną przemienione w język modlitwy.
Zdzisław Nowicki, polski ambasador w Kazachstanie, opisuje wzruszające wydarzenie. Niedaleko Sankt Petersburga jest miejscowość Lewaszowska Pustosza. W czasach terroru stalinowskiego rozstrzelano tam 46 tys. ludzi. Wśród pomordowanych dominują Rosjanie, ale już następną grupą narodowościową są Polacy, po nich Białorusini, Finowie, Żydzi, Ukraińcy, Litwini, Łotysze, Estończycy, Niemcy. Jesienią 1992 r. był na cmentarzu tylko jeden niewielki krzyż. Na uroczystość składania kwiatów przyjechały tysiące bliskich, którzy po latach dowiedzieli się o miejscu ostatniego pobytu na ziemi swoich najbliższych. Kiedy zakończyła się oficjalna uroczystość... - ale oddajmy głos Panu Ambasadorowi: "...zupełnie niespodzianie podeszła do nas niemłoda kobieta. Wyraźnie skrępowana, zapytała:
- Panowie jesteście polskimi konsulami?
- Tak, jesteśmy. W czym możemy pani pomóc?
Pytanie zadała nam po rosyjsku, odpowiedź padła więc również w tym języku i tak już kontynuowaliśmy rozmowę.
- Czy jesteście, panowie, katolikami?
- Tak, jesteśmy.
- A czy moglibyście pomodlić się ze mną przy krzyżu?
- Pani jest katoliczką?
- Tak, jestem katoliczką, rodzice ochrzcili mnie w tej wierze.
- Czy pani jest Polką?
- Mój tatuś był Polakiem, mamusia - Żydówką, oboje pochodzili z Rygi, ale ja urodziłam się w Leningradzie. Rodzice przyjechali do Piotrogrodu w czasie wojennych ewakuacji i już tu zostali.
- Pani nie zna polskiego?
- Póki tatuś żył - rozmawialiśmy w domu po polsku. Tylko po polsku.
Wtedy była sroga zima, to było 8 lutego 1938 r. - miałam zaledwie dziewięć lat, ale pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Tatuś poszedł, jak co dzień do pracy. I już nie wrócił. Nam powiedziano, że jako polski szpieg dostał dziesięć lat bez prawa pieriepieski, na Kołymie. Później już mnie poinformowano, że zmarł tam na raka wątroby w 1941 r., a kilka tygodni temu dotarła do mnie wiadomość, że rozstrzelano go jeszcze w lutym, wtedy....
- A mama?
- Jak go zaaresztowali, to mamusia szybko dowiedziała się, że to za narodowość. Nie mogłyśmy wtedy już rozmawiać po polsku, byłyśmy rodziną wroga ludu. Później przyszła blokada i mamusia zmarła z głodu. Ja przeżyłam w dietdomie, sama nie wiem jak. Przeżyłam i zachowałam pamięć. Nigdy też nie przestałam się modlić.
Podeszliśmy do krzyża i nasza rozmówczyni rozpoczęła czysto po polsku Anioł Pański. Później Wieczny odpoczynek i Pod Twoją obronę - wszystko po polsku.
- Pani pięknie mówi po polsku!
- Niestety, nie. Modlę się po polsku. Całe życie, nawet wtedy, kiedy zabrali mojego tatusia, w tajemnicy przed sąsiadami, modliłyśmy się z mamusią po polsku. Inaczej nie potrafię. Dla mnie język polski, język mojego dzieciństwa, na całe życie pozostał językiem modlitwy".
Jaki będzie język naszych współczesnych dziewięciolatków? Język miłości czy nienawiści, współczucia, przeproszenia za zło, czy odwetu i mściwego upokarzania? Czego ich uczymy? Gdybyśmy rozmawiali językiem Przykazań Bożych, nie byłoby ludzkiej krzywdy, czymś oczywistym, nie naruszającym niczyjej godności i pamięci byłaby modlitwa za pomordowanych i mordujących. Spektakularny czasem język socjotechniki nie przynosi pokoju pomordowanym, nie niesie w sobie rękojmi godnej przyszłości tym, którzy żyją.
Dwa lata temu było na świecie 1 mld 38 mln katolików. W bezpośrednie prace apostolskie zaangażowanych jest 3 mln 862 tys. osób, w tym 4482 biskupów, 405 tys. kapłanów i 2,45 mln katechetów.
Gdybyśmy wszyscy podjęli wysiłek wypracowywania języka modlitwy, stałby się on jednocześnie językiem dialogu i miłości.
Warto to zrobić w imię pamięci o cmentarzach "tych, którzy proszą o pagórek pulchnej ziemi".

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Upamiętnienie Melchiora Teschnera

2024-04-28 20:58

[ TEMATY ]

koncert

Zielona Góra

Wschowa

Przyczyna Górna

Teschner

Krystyna Pruchniewska

koncert Cantus

koncert Cantus

Koncert odbył się w świątyni, w której przez ponad 20 lat pełnił posługę jako pastor Melchior Teschner, urodzony we Wschowie kompozytor i kaznodzieja.

Koncert poprzedziła wspólna modlitwa ekumeniczna. Wydarzenie zostało zorganizowane przez Muzeum Ziemi Wschowskiej we współpracy z Parafią Rzymskokatolicką pw. św. Jadwigi Królowej. W kościele pw. św. Jerzego w Przyczynie Górnej należącym do parafii pw. św. Jadwigi Królowej we Wschowie można było wysłuchać utworów skomponowanych przez Melchiora Teschnera.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Boże dzieło na dwóch kołach

2024-04-29 23:47

Mateusz Góra

    W niedzielę 28 kwietnia przy Ołtarzu Papieskim w Starym Sączu motocykliści z rejonu nowosądeckiego i nie tylko rozpoczęli sezon.

Pasjonaci podróży jednośladami rozpoczęli sezon na wyprawy. Motocykliści wyruszyli w trasę z Zawady do Starego Sącza, gdzie na Ołtarzu Papieskim została odprawiona Msza św. w ich intencji. Po niej poświęcono pojazdy uczestników.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję