Reklama

"Niby ktoś inny, ale wciąż taki sam"

O Papieżu jego najbliżsi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy rozmawiałam z ludźmi, którzy z Karolem Wojtyłą żyli na co dzień, spotykali się z nim bądź z nim pracowali i przyjaźnili się - często słyszałam, że Jan Paweł II wciąż pozostaje taki sam: bezpośredni, serdeczny, skupiony...

Miasto lat dziecięcych

"W Wadowicach wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło" - mówił Ojciec Święty w czasie swej wizyty w Wadowicach w czerwcu 1999 r.
Także początki pontyfikatu korzeniami sięgają Wadowic. Bez tego miasta, bez domu rodzinnego, ludzi, których tu spotkał i z którymi żył, nie byłby tym samym Karolem Wojtyłą, tym samym kapłanem, poetą, wreszcie - Papieżem Janem Pawłem II. To tutaj dojrzewał, uczył się pojmować i rozumieć świat, odkrywał wartości polskiej kultury. Także tutaj sięgają początki jego przygody z teatrem.
"Z wielkim wzruszeniem patrzę na to miasto lat dziecięcych, które było świadkiem mych pierwszych kroków, pierwszych słów i tych - jak mówi Norwid - pierwszych ukłonów, co są ´jak odwieczne Chrystusa wyznanie: Bądź pochwalony!´" - mówił Papież. I dodał: "Z synowskim oddaniem całuję próg domu rodzinnego, wyrażając wdzięczność Opatrzności Bożej za dar życia przekazany mi przez drogich Rodziców, za ciepło rodzinnego gniazda, za miłość moich najbliższych, która dawała poczucie bezpieczeństwa i mocy".

"Tyś mnie wtedy pokonała"

Reklama

Przed kilkoma laty zmarła Helena Szczepańska, wadowicka sąsiadka Karola Wojtyły. Opowiadała, że gdy spotkała dwunastoletniego Karola i wyraziła mu współczucie z powodu śmierci brata, usłyszała: "Widocznie taka była wola Boża".
Inni znajomi z tamtych lat rozproszyli się gdzieś po świecie, wielu z nich też już nie żyje. Papież jednak do dziś doskonale wszystkich pamięta. Przywoływał ich zresztą w swym wadowickim monologu. Mówił o tym, jak określano wadowiczan czy mieszkańców Kalwarii, jak nazywali się dawni koledzy i przyjaciele. Wymienił wśród nich Mieczysława Kotlarczyka, "wielkiego twórcę teatru słowa", czy Halinę Kwiatkowską, z którą wystawiał sztuki teatralne. "Kiedy byliśmy w piątej gimnazjalnej - mówił Papież - graliśmy Antygonę Sofoklesa. Antygona - Halina, Ismena - Kazia, mój Boże. A ja grałem Hajmona".
- Byłam wzruszona, gdy o tym wspomniał - przyznaje Halina Królikiewiczówna-Kwiatkowska, tytułowa Antygona. - Przeżyłam szok także dzień później w katedrze Wawelskiej, gdy Papież podszedł do mnie i powiedział: "Słyszałaś, mówiłem o Tobie w Wadowicach...".
Kwiatkowska doskonale pamięta, jak grali Antygonę. Uczęszczała wtedy do żeńskiego gimnazjum w Wadowicach, Karol zaś - do męskiego. Spotykali się w szkole, na próbach. Wystawiali wiele lektur szkolnych. Karol grał zazwyczaj role pierwszoplanowe, m.in. Gucia w Ślubach panieńskich, Henryka w Nie-Boskiej komedii czy Kirkora w Balladynie. Z tym ostatnim dramatem wiąże ona takie zdarzenie:
- Dzień przed premierą okazało się, że jeden z aktorów nie zagra Kostryna - opowiada. - Wszyscy wpadliśmy w panikę. I wtedy Karol oznajmił, że zagra także i tę rolę. Nie zmienił ani jednego zdania, znał cały dramat na pamięć.
Kwiatkowska opowiada też inną historię: Wygrała z Karolem konkurs recytatorski, on zajął drugie miejsce. "Tyś mnie wtedy pokonała" - przypomniał jej już jako papież.
- Z całą pewnością, gdyby został aktorem, byłby wybitny - ocenia Danuta Michałowska, inna aktorka, która grała z Wojtyłą, ale już w Krakowie, w Teatrze Rapsodycznym, w czasie okupacji. Na próbach spotykali się wtedy w mieszkaniu Karola przy ulicy Tynieckiej. - Nazywaliśmy tę suterenę katakumbami - mówi. - Wszyscy żyliśmy w biedzie.
- Przez pięć lat wojny czuliśmy nieustanny głód - dodaje ks. Mieczysław Maliński, od ponad sześćdziesięciu lat kolega Papieża. - Karol w 1940 r. uczył mnie łaciny. Przychodził do mnie systematycznie, dwa razy w tygodniu. Nie brał, oczywiście, pieniędzy. Siedzieliśmy przy herbacie, czasem bywało mleko, rzadziej chleb ze smalcem albo jajecznica z cebulą. Karol bardzo lubił jajecznicę. Później często spacerowaliśmy wzdłuż Wisły. Pamiętam, że kiedyś recytował z pamięci Promethidiona Norwida.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pamięta wszystkich

Reklama

Fenomenalną pamięć Wojtyły do dziś wspominają też inni koledzy.
Ks. prof. Tadeusz Styczeń, który zna go niemal od zawsze, ze zdumieniem opowiada, że kiedyś przedstawiał Ojcu Świętemu, już w Watykanie, profesora filozofii Johna Crosby. Po latach sytuacja się powtórzyła. Crosby opowiadał wówczas, nad czym obecnie pracuje. Minęło jeszcze kilka lat i po raz kolejny Crosby był z wizytą w Watykanie. Wiedział, że Papież codziennie spotyka się z wieloma ludźmi, więc ponownie wymienił swoje nazwisko. A Ojciec Święty na to: "Przecież widzimy się po raz trzeci...".
O niezwykłej pamięci Papieża opowiadał też nieżyjący już ks. Florian Szabłowski, proboszcz Mikaszówki na skraju Puszczy Augustowskiej. Jego plebania była położona nad Czarną Hańczą i turyści często wydeptywali mu parafialną łąkę. Kiedyś zobaczył, że od rzeki szło po niej trzech młodych mężczyzn w krótkich spodenkach, z plecakami, którzy nie zważali na to, że prosi ich, by zeszli na drogę. Posypały się ostre słowa zdenerwowanego proboszcza. Jeden z turystów poprosił go wówczas, by zamiast krzyczeć, dał im trochę mleka. Księdza to jeszcze bardziej zdenerwowało. "Gdybyś wiedział, kto do ciebie mówi, dałbyś mleka" - nieustępliwie mówił ów turysta. Proboszcz zaczął coś podejrzewać. Wtedy przybysz podszedł do niego i wyszeptał z uśmiechem: " Jestem biskupem z Krakowa".
Gdy po dziesięciu latach ów proboszcz był z pielgrzymką na Jasnej Górze, nagle poczuł, że ktoś klepie go ręką po plecach: " Smaczne było mleko" - uśmiecha się Karol Wojtyła, który wtedy był już kardynałem. Mimo iż widzieli się tylko raz, bez trudu poznał ks. Szabłowskiego. A kiedy był już papieżem i przyjmował pielgrzymkę z diecezji, z której pochodził ów proboszcz, natychmiast zauważył, że nie ma go wśród zebranych. Publicznie o niego zapytał, po czym wyjął z kieszeni różaniec i wręczył grupie Polaków, by mu zawiozła. Wszyscy się dziwili, skąd łomżyński ksiądz jest w takich relacjach z Papieżem.
- To był najbardziej niespodziewany prezent mego życia - mówił ks. Szabłowski. Odtąd codziennie modlił się na papieskim różańcu. A kiedy umarł, opleciono mu nim dłonie.
To, że Papież bez trudu potrafi wyłowić z tłumu znajomych, wciąż zaskakuje wszystkich.
- Pamiętam, kiedyś przy kolacji ks. Dziwisz zaczął wymieniać księży z Krakowa, którzy stali rano na Placu św. Piotra - wspomina bp Tadeusz Pieronek. - Ojciec Święty natychmiast dodał kilka nazwisk, które pominął ks. Dziwisz.

Szkolni koledzy

Jakim kolegą był Karol Wojtyła?
Zdaniem Michałowskiej, był bardzo koleżeński i pomocny. Rzadko jednak mówił o sobie.
- Rozmawialiśmy raczej o tym, co działo się w Krakowie, o bieżących wydarzeniach, o tym, gdzie można było coś kupić, na targach odbywały się bowiem łapanki - mówi ks. Maliński. Przypomina sobie, że czasem Karol wspominał nieśmiało, że coś pisze.
O domu rodzinnym nie opowiadał. Oprócz jednego razu, kiedy wpadł do mnie i powiedział: "Ojciec nie żyje". Było to jedyne zdanie, jakie wypowiedział o ojcu, choć z domem rodzinnym był bardzo związany.
Czy dlatego tak wielkim sentymentem Ojciec Święty darzy słynne kremówki wadowickie?
- One stały się symbolem zarówno dla niego, jak i dla nas. Przy nich się jednoczymy, są formą duchowego zbliżenia do człowieka, który jest nam bardzo bliski - mówi ks. Maliński.
- W tamtych czasach kremówki były szczytem szaleństwa - oznajmia Michałowska. - Po maturze szło się właśnie na kremówki. Jakże się czasy zmieniły...
Z kolegami z Wadowic Papież do dziś spotyka się na zjazdach wychowanków szkoły, które odbywają się w Watykanie. Żyje ich już tylko kilku.
- Pamiętam - mówi Stanisław Jura, kolega z klasy Papieża - Karol siedział w czwartej ławce, ja tuż za nim. Zawsze chętnie podpowiadał, gdy czegoś nie wiedziałem. W ogóle często ratował honor klasy: nawet gdy nikt z nas nie nauczył się lekcji, on był zawsze przygotowany. Po szkole często graliśmy w piłkę. Stałem nawet kiedyś z Karolem na bramce.
Doroczne zjazdy szkolne przerwał wybór kard. Wojtyły na papieża. Kiedy rok później, podczas wizyty w Wadowicach Jan Paweł II powiedział na spotkaniu z kolegami z klasy: "No, chłopy, nie spotkaliśmy się w ubiegłym roku, zapraszam więc Was do Watykanu" - tradycja spotkań powróciła.

Jakby tych lat pontyfikatu nie było...

Czy Papież zmienił się jako człowiek? Właściwie wszyscy, którzy znali go osobiście, którzy żyli z nim na co dzień, spotykali się od czasu do czasu bądź z nim pracowali, przyjaźnili się, zgodnie przyznają, że uderza ich ta sama, niezmieniona osobowość Karola Wojtyły. Bo mimo wagi funkcji, jaką sprawuje, i upływu lat pontyfikatu, właściwie się nie zmienia. Mimo upływu lat, choroby, trudności z chodzeniem - pozostaje ten sam. Nie chce też słyszeć o zmianie trybu życia.
- Papież, mimo wielu zajęć i podeszłego wieku, pozostaje wierny przyjaźniom - podkreśla Stanisław Jura. - W rozmowie jest taki sam, jak wtedy, gdy grałem z nim po lekcjach w piłkę. Teraz może chętniej słucha tego, co my mówimy, aniżeli sam coś opowiada. Tak jak przed laty emanuje dobrocią i przyciąga swoim podejściem do człowieka. Nawet gdy jest zmęczony, nie da tego po sobie poznać.
Jan Paweł II odpisuje na wszystkie listy. Stanisław Jura mówi, że dawniej Papież pisał ręcznie, dziś listy są pisane na komputerze, własnoręcznie jednak podpisywane. Zawsze zaczynają się tak samo: " Drogi Stanisławie!".
- Papież bardzo chętnie podtrzymuje korespondencję - konkluduje o. Hejmo. - Nawet gdy jego przyjaciele się zmienili, gdy nie popiera ich poglądów, zawsze chętnie podtrzymuje kontakty.
Papież do dziś nie stwarza dystansu.
- Nie zwracamy się już wprawdzie do niego: "Karolu", ale mówimy: "Ojcze Święty, pamiętasz..." - wyznaje Kwiatkowska. - Jest niby kimś innym, ale w istocie pozostaje ten sam - dodaje Michałowska. - W kontaktach prywatnych się nie zmienił. Gdy spotykam się z nim w Watykanie, tak jakby tych lat pontyfikatu nie było...

Artykuł stanowi fragment książki pt. "Zaczęło się od Wadowic. Wspomnienia, teksty, wywiady o Janie Pawle II", która ukazała się nakładem Wydawnictwa "M".

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Śląskie: W kopalni Pniówek zginęło dwóch górników

2025-12-23 08:08

[ TEMATY ]

śmierć

kopalnia

Graziako/Niedziela

Dwóch górników zginęło w kopalni Pniówek w Pawłowicach wskutek wyrzutu metanu wraz z masą skalną w drążonym chodniku na poziomie 1000 - przekazał wiceprezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy zakład, Adam Rozmus.

Na briefingu o północy przed kopalnią, Rozmus poinformował, że po sześciogodzinnej akcji ratowniczej zastępy odnalazły poszukiwane osoby. Lekarz na miejscu zdarzenia stwierdził zgon obu pracowników.
CZYTAJ DALEJ

Kalendarz Adwentowy: Wdzięczność, która oddaje wszystko

2025-12-21 21:00

[ TEMATY ]

Kalendarz Adwentowy 2025

Szkoła Carlo Cignani, Madonna z Dzieciątkiem/ commons.wikimedia.org

• 1 Sm 1, 24-28 • Łk 1, 46-56
CZYTAJ DALEJ

Łódź: Maryjny wieczór uwielbienia

2025-12-23 16:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Maryjny wieczór uwielbienia w Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia na łódzkich Chojnach

Maryjny wieczór uwielbienia w Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia na łódzkich Chojnach

W Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia na łódzkich Chojnach odbywają się comiesięczne Maryjne Wieczory Uwielbienia. Ostatni Maryjny Wieczór Uwielbienia animowany był przez uczestników warsztatów liturgiczno-muzycznych prowadzonych w Sulejowie.

Zespół muzyczny i chór pod batutą dyrygenta i muzyka Huberta Kowalskiego, włożyli całe serce, by jak najpiękniej oddać chwałę Panu i uczcić Niepokalane Serce Maryi. Najważniejszym elementem spotkań jest adoracja Najświętszego Sakramentu oraz możliwość spowiedzi, przy śpiewie zespołu scholii rodzinnej. - Nasze wieczory prowadzimy już od 9 lat. Po kilku latach przybrały one formę pierwszych sobót Maryjnych. Nasz kościół to jednocześnie Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, a jak wiadomo pierwsze soboty poświęcone są naszej Mamie. Zamysłem wieczorów jest, by gromadzić się na modlitwie i uwielbieniu Pana Boga, Jezusa i Maryi. W tym czasie mamy możliwość podziękować, przeprosić i poprosić o to co mamy w sercu. Każdy z nas przychodzi ze swoimi intencjami, podczas każdego wieczoru przechodząc wokół obrazu możemy zanieść Matce wszystko co przynieśliśmy tego konkretnego dnia. Każdy wieczór jest inny. Jedyne co niezmienne to nasza obecność i modlitwa – tłumaczy Agnieszka Podgórska, inicjatorka Maryjnych Wieczorów Uwielbienia w Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia i warsztatów liturgiczno-muzycznych. W murach zabytkowej świątyni zabrzmiały takie utwory jak „Ojcze prowadź nas”, „Jeshua” czy „Z dawna Polski Tyś Królową”. Zorganizowane w Sulejowie zostały warsztaty liturgiczno-muzyczne oparte na adwentowych pieśniach dawnych i współczesnych. Tegoroczne warsztaty miały dwa szczególne momenty. Pierwszy to prowadzony przez uczestników warsztatów Maryjny Wieczór Uwielbienia w parafii św. Wojciecha w Łodzi, podczas którego wielu ludzi dało obraz swojej wiary. Drugi to msza kończąca warsztaty w parafii św. Floriana w Sulejowie, której przewodniczył biskup Piotr Kleszcz. Po mszy odbył się krótki koncert przygotowanego przez uczestników spotkania materiału.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję