Reklama

Jak to jest naprawdę

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

List p. Janiny Sacharewicz do redakcji Niedzieli zaskoczył mnie - i zarazem nie zaskoczył. Nie zaskoczył, gdyż już tyle razy czytałem zupełnie niemiarodajne wystąpienia związane z działalnością Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, że przyzwyczaiłem się do tego, a zaskoczył, gdyż - po pierwsze - jego Autorka zupełnie opacznie zrozumiała moją wypowiedź, a po drugie dlatego, że oboje byliśmy uczestnikami spotkania Polaków i Żydów w programie Studio otwarte Telewizji PULS i oboje mieliśmy okazję wysłuchać zarówno p. Barbary Krajewskiej, jak i innych osób występujących tam w związku z działalnością Instytutu Yad Vashem. Okazuje się, że gdy dwie osoby słuchają razem trzeciej - słyszą zupełnie co innego.
Ale najpierw sprostowania.
Nie jestem przewodniczącym Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów; przewodniczącą jest p. Agnieszka Bogucka. Ja jestem wiceprzewodniczącym i przewodniczącym Komisji Historycznej tegoż Komitetu. Właśnie jako przewodniczący tej Komisji znam jak mało kto owe setki listów, które napływają do nas pod adresem instytucji państwowej, którą jest Archiwum Akt Nowych w Warszawie, mieszczące się przy ul. Hankiewicza 1.
Nigdy nie wygłosiłem tezy, że "liczba osób uhonorowanych przez Instytut Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie jest o wiele wyższa niż ta, która jest podana przez wyżej wymieniony Instytut". Rzeczywiście, liczba osób uhonorowanych wynosi 5632 osoby na 1 stycznia 2002 r. Twierdzę natomiast, że liczba ta to znikomy, naprawdę: znikomy procent osób, które w Polsce ratowały Żydów przed zaplanowaną przez Niemców śmiercią i którym z tej racji należy się uhonorowanie, oraz że warunki, jakie Instytut w Jerozolimie stawia "Sprawiedliwym wśród Narodów Świata", są takie, że uniemożliwiają uczczenie osób nawet najbardziej zasłużonych. Gdyby tak nie było, utworzenie naszego Komitetu nie miałoby zupełnie sensu. A dlaczego uniemożliwiają? Powtórzę to raz jeszcze, opierając się i na dziesiątkach listów, które otrzymujemy od osób, których wnioski przesłane do Instytutu w Jerozolimie zostały załatwione odmownie, oraz na słowach samej p. Sacharewicz, wypowiedzianych w Telewizji PULS i zarejestrowanych na taśmie (dodajmy, prostujących twierdzenia ambasadora Szewacha Weissa).
Po pierwsze - warunkiem uznania jest przeżycie osoby ratowanej oraz jej osobiste zgłoszenie faktu pomocy odpowiednim władzom Izraela. A jeżeli kogoś ratowało dziesięć rodzin polskich (ok. 40-50 osób, a znamy takie wypadki!), a on zginął wraz z ostatnimi ratującymi? To co, "nie ma sprawy", ten dar już się nie liczy? Podobnie jak nie liczy się oświadczenie uratowanych dzieci, złożone w imieniu i zastępstwie ich matki, chorej i starej, która nie może przyjechać - mamy taki fakt w naszej dokumentacji.
Po drugie - dla Instytutu Yad Vashem nie mają znaczenia żadne dowody sporządzone w Polsce, w tym także oświadczenia osób uratowanych i zaświadczenia organizacji żydowskich, powstałych w Polsce po 1945 r. Mamy całkiem liczną dokumentację tego typu. Nam ona wystarcza całkowicie.
Po trzecie - nie liczą się nawet świadectwa osób uratowanych, jeżeli te mieszkają w Polsce. Właśnie wypadek p. Krajewskiej mówi o tym dobitnie - a nie jest to wypadek zupełnie odosobniony. Jak poznaliśmy p. Barbarę Krajewską, skąd ją znamy? Stąd, że napisała do nas, wyrażając radość, że jest w Polsce, właśnie w Polsce, instytucja, która gotowa jest uczcić jej opiekunów i przybranych rodziców, podczas gdy starania podejmowane przez nią w Yad Vashem okazały się bezskuteczne. To ja przekazałem Telewizji PULS adres p. Krajewskiej, uprzednio uzyskawszy od niej zgodę na wypowiedź do kamery. I - oczywiście - przybrani rodzice p. Krajewskiej znajdą się na tablicy, upamiętniającej cichych bohaterów - na tablicy, znajdującej się nie w dalekiej Jerozolimie, ale tu, w Warszawie. Nam świadectwo p. Barbary Krajewskiej zupełnie wystarcza, więcej - jesteśmy nim wzruszeni i podniesieni na duchu, gdyż jest jedną z nielicznych uratowanych, która z takim poświęceniem i tak długo walczy o uznanie wielkości osób dziś jej najbliższych i najdroższych. Tak jak ona wyraziła radość, że wreszcie znalazł się ktoś, kto uczyni zadość jej potrzebie serca, tak my cieszymy się, że wśród nas są ludzie tak piękni moralnie, tak wyczuleni na dobro i umiejący tak wytrwale walczyć w sprawach moralnych, a nie materialnych, o dobro wysokiej rangi. Z tego miejsca jeszcze raz kłaniam się p. Barbarze Krajewskiej. Dzięki takim listom i postawom warto jest ponosić trudy społecznej wszak służby tym samym wartościom.
Po czwarte - doświadczenia z naszej, już trzyletniej, pracy mówią nam wyraźnie, że osób ratujących były tysiące, wiele tysięcy. Prof. Kazimierz Przybysz kiedyś napisał, że na wsi w ratowania Żydów zaangażowanych było od 100 do 200 tys. ludzi. Nasze doświadczenia zdają się to potwierdzać. Otrzymujemy informacje o aktach ratowania właśnie głównie z małych miasteczek i wsi, gdzie więzi między ludźmi były bliższe niż w wielkich aglomeracjach.
Po piąte - odrzucam pogląd, że tak niewielu ludzi zgłosiło się do Yad Vashem, bo w małych aglomeracjach aktom ratowania nie zawsze towarzyszyła "sprzyjająca atmosfera", nie zawsze były one " dobrze widziane i oceniane". Głównym powodem było to, iż przez lat kilkadziesiąt nikt w Polsce, w tym zwłaszcza władze państwowe, nie uczynił nic, by wytworzyć właściwą atmosferę, by dokonać próby jakiegokolwiek uhonorowania osób ratujących, choćby przez nadanie medalu, wręczenie podziękowania czy czegoś podobnego. Sprawy te musiały zostać w cieniu jak wiele innych spraw podejmowanych nie z inicjatywy PPR i jej następców. Wszak Władysław Bartoszewski mógł opublikować swą książkę Ten jest z ojczyzny mojej tylko dlatego, że właśnie wówczas zaistniała pewna koniunktura polityczna, bo władzom z zupełnie niemerytorycznych powodów było to na rękę. A jeśli już mówimy o "złej atmosferze", to dodajmy, dla uczciwości, że lęki osób ratujących brały się także z tego, że uratowani - niestety zbyt często - szli do organów represji, w tym do UB, i odegrali złowieszczą rolę w życiu miejscowych społeczności. Mamy aż nadto dowodów na to w naszej dokumentacji. Czym było się więc chwalić? Jak można ogłaszać: "To ja go uratowałem"?
Powtarzam: setki listów od osób, których starania zostały przez Yad Vashem załatwione odmownie, w tym także dokonane za pośrednictwem Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, mówią wyraźnie o tym, jak - w praktyce, a nie w teorii - wyglądają kryteria i realne możliwości. W czasie programu Studio otwarte ambasador Weiss apelował: piszcie, piszcie, a siedzący na tej sali dobrze wiedzieli, że takie pisanie nie ma żadnego sensu! To, że ŻIH posiada bogatą kartotekę osób ratujących, zupełnie nie przekłada się na działalność Instytutu w Jerozolimie. A że ŻIH odpowiada na listy? Wszak to normalne w każdej dużej instytucji. Tyle tylko, że są to listy odmowne.
Wreszcie sprawa ostatnia. P. Sacharewicz pisze, że nie jest prawdą, iż Żydowski Instytut Historyczny nie zajmował się sprawą osób ratujących. A jednocześnie to, co sama pisze, zaprzecza temu w sposób zasadniczy. Jak to, "samotny strzelec" Władysław Bartoszewski, przy współpracy z Zofią Lewinówną, mógł pod koniec lat sześćdziesiątych wydać dwukrotnie grube dzieło, zawierające tysiące nazwisk osób uratowanych i osób ratujących, mogła o tym pisać Teresa Prekerowa i parę innych osób, a duża instytucja, zajmująca się nade wszystko holocaustem, zdolna była wydać dwa artykuły w latach 1957 i 1960 i jeden w 1970 r. oraz książeczki Szymona Datnera (1963) i Michała Grynberga (1993) - ta ostatnia zresztą powiela to, co wie już i tak Instytut w Jerozolimie. I na nic więcej jej stać nie było? Przez lat ponad czterdzieści, od 1957 r.? A wszak chyba ratować Żydów nie jest czymś zupełnie odrębnym, nie wchodzącym w zakres jej zainteresowań? I to wtedy, gdy - jak pisze p. Sacharewicz - "Żydowski Instytut Historyczny ma bogatą kartotekę dotyczącą Polaków ratujących Żydów podczas zagłady". Jaki użytek uczynił z tej kartoteki? Wszak dziś już od lat dziesięciu nie ma cenzury, która by mu zabroniła pisania na ten temat. To zupełnie jak z zarzutami Jana Grossa, że sprawą Jedwabnego nie zajął się Tomasz Strzembosz, z pominięciem faktu, że nie zajął się nią w tym czasie którykolwiek z etatowych pracowników ŻIH-u, instytucji do takich spraw powołanej, mającej etaty i pieniądze na wydawnictwa.
Na zakończenie powtórzę: działalność Komitetu to nie " inicjatywa prof. Tomasza Strzembosza", to inicjatywa p. Anny Poray-Wybranowskiej z dalekiej Kanady oraz sporej grupy osób, które podjęły jej apel, kierując się zrozumieniem palącej potrzeby wyrównania krzywd, spowodowanych wieloletnim milczeniem o tym, co było może najpiękniejsze i najtrudniejsze w strasznych latach okupacji. To działalność Stowarzyszenia zarejestrowanego i wspartego przez rząd premiera Buzka, rząd III Rzeczypospolitej, o czym mówi jego udział w odsłonięciu tablicy na murze kościoła Wszystkich Świętych - tablicy inaugurującej budowę serii pomników upamiętniających. To działalność Stowarzyszenia popartego przez najwyższe władze Kościoła katolickiego w Polsce, o czym świadczy fakt, że to nie kto inny, a Ksiądz Prymas Glemp tablicę tę poświęcił. To działalność w imieniu społeczeństwa polskiego, konieczna, by zapełnić bolesną lukę, której inni nie zapełnili. Bo gdyby jej nie było - my wszyscy tu zaangażowani mamy dość innych zajęć, by nie angażować się w to jeszcze.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Ukraina/ Szef MSZ: dzieci nie powinny ginąć w wyniku nalotów we współczesnej Europie

2024-04-19 16:17

[ TEMATY ]

dzieci

wojna na Ukrainie

PAP/ARTEM BAIDALA

Ukraińscy ratownicy pracują na miejscu ataku rakietowego na budynek mieszkalny w Dnieprze, w obwodzie dniepropietrowskim 19 kwietnia 2024 r.

Ukraińscy ratownicy pracują na miejscu ataku rakietowego na budynek mieszkalny w Dnieprze, w obwodzie dniepropietrowskim 19 kwietnia 2024 r.

Rosyjski atak na obwód dniepropietrowski jeszcze bardziej podkreśla, jak pilnie należy wzmocnić ukraińską obronę powietrzną, dzieci nie powinny ginąć w nalotach we współczesnej Europie - oznajmił w piątek minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba na platformie X.

"Przerażający rosyjski nalot na obwód dniepropietrowski dziś rano. Wśród zabitych jest dwoje dzieci. 14-letnia dziewczynka i 8-letni chłopiec. Inny 6-letni chłopiec został uratowany w szpitalu. Brutalność rosyjskiego terroru wobec zwykłych ludzi, w tym niewinnych nieletnich, nie ma granic" - napisał Kułeba (https://tinyurl.com/5f482tfa).

CZYTAJ DALEJ

Watykan: papież przyjął abp. Urbańczyka

2024-04-20 13:25

[ TEMATY ]

Franciszek

Episkopat News

Ojciec Święty Franciszek przyjął dziś rano na audiencji Jego Ekscelencję ks. abp. Janusza Urbańczyka, arcybiskupa tytularnego Voli, nuncjusza apostolskiego w Zimbabwe, wraz z członkami jego rodziny - poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

Arcybiskup Janusz Urbańczyk urodził się 19 maja 1967 r. w Kraszewie (Polska). Święcenia kapłańskie przyjął 13 czerwca 1992 r. i jest inkardynowany do diecezji elbląskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję