Już rok minął
od moich przeżyć
rekolekcyjnych
w Kłodawie.
Dziś Barbórki -
Świętej Barbary,
Waszej Patronki,
czas więc na list
dziękczynny.
Z wdzięcznością przyjąłem
opiekę Księdza
Dziekana kłodawskiego,
posługę Księży,
modlitwę s. Joleńki i Sióstr,
zasłuchanie cierpliwe,
spowiedź i życzliwość
Parafian,
ale w sercu mi zostało
przemówienie końcowe
Pana Dyrektora.
Ja, człowiek
z mazowieckich nizin,
nie miałem wiele
do czynienia z rasowymi górnikami.
Do dziś nie wiem,
dlaczego człowiek
pracujący głęboko pod ziemią
nazywa się górnik.
Powinien nazywać się... dolnik.
Po laicku sądzę,
że dlatego górnik,
bo wydobywa góry węgla.
Byłem w kopalni
w Wieliczce.
Modliłem się przed
Świętą Kingą.
Nie dziwię się,
że tam, w kopalni,
znaleziono jej pierścień.
Bez Poznania, Krakowa,
Śląska i Wieliczki
niewarta Polska
ani jednej świeczki.
Kiedy byłem wikariuszem
w Krośniewicach,
górnicy z dyrekcją,
z orkiestrą i rodzinami
przyjeżdżali na Mszę Świętą
do Krośniewic.
Dlaczego do Krośniewic?
Bo w Kłodawie był gorliwy
pierwszy sekretarz partii.
Nie wolno było i już.
Lubiłem te Msze Święte,
bo grała orkiestra.
Nawet mi pozwolili
dotknąć trąbki
i zagrać gamę.
Dostałem brawa.
Bardzo mi się podobali,
bo do Komunii Świętej
szli razem:
tata, mama i dzieci.
To taki górniczy zwyczaj -
tłumaczyli mi.
Prowadziłem rekolekcje
w kościele Mariackim
u ks. Damiana Zimonia
(dziś Arcybiskupa).
Księża roznosili do chorych
Komunię Świętą,
a górnicy przyklękali
na chodniku
przed Panem Jezusem.
A gdy było zakończenie
i śpiewali:
Ciebie, Boga, chwalimy -
a to razem z orkiestrą, z organami
śpiewają wszyscy
i całą siłą -
to nie dziwię się,
że moje kiepskie serce
tego nie wytrzymało.
W gardle ścisnęło,
łzy się polały.
Skąd u nich ta wiara?
Bo tu są rodziny.
One się modlą
przed jedzeniem,
bo ojciec ciężko
na chleb pracuje.
Matka i dzieci
ojcu błogosławią
przed wyjściem do pracy,
żeby wrócił szczęśliwie.
Mama daje ojcu w torbę
chlebuś kochany
i mówi: Szczęść Boże!
Już jako biskup
byłem na dole w kopalni.
Ubrali mnie ładnie
i bezpiecznie
i prowadzili jak gapę.
Mój Boże!
To oni tak ciężko pracują.
Pomagają im maszyny,
ale to przecież kilka
kilometrów pod ziemią.
Ja tylko w szkole się uczyłem
o przodownikach pracy,
którzy przekraczali
normę.
Pamiętam też,
jak przywieźli w trumnie
Józia Walczaka z Promyka
- żołnierza,
co zginął w kopalni.
Boże! A ilu zginęło!
Były akademie, odznaczenia,
nagrody.
Byle więcej węgla dla
Polski Ludowej!
Tamto straszne,
a dziś widmo bezrobocia
i bieda dla górników.
Tąpnie pewnie ziemia,
a co zrobią rodziny?
Wracam do Kłodawy.
Świeci mój krzyż
z różowej soli.
Grzybek świeci i pachnie.
Wiszą wszystkie czapeczki
górnicze: generalska zielona,
z czerwonymi i białymi
piórami.
Wiem, co znaczą te kolory.
Gdy była zima,
myślałem:
To dobrze!
W Kłodawie stoją kolejki
wozów po sól do sypania
jezdni.
Zarobi Kłodawa.
A ja myślę
przed kazaniem:
A jeśli sól zwietrzeje,
czym będziemy solić?
Wyrzucą ją ludzie.
Na nic się nie przyda.
Panie Dyrektorze,
Pan tak pięknie, mądrze
i wzruszająco mówił,
że ja już do Kłodawy
na rekolekcje nie pojadę,
bom się kompleksów nabawił.
Dziękuję Wam, cenię Was
i kocham serdecznie.
Niech Was mają w opiece
i św. Kinga,
i św. Barbara.
Szczęść Wam Boże!
Pomóż w rozwoju naszego portalu