Zielony bukszpan
Reklama
Aresztowano mnie 9 kwietnia 1982 r. W tym okresie byłem, jak wielu innych robotników, zwykłym członkiem „Solidarności” w malborskim „PEMALU”. Miałem
20 lat, pracowałem i uczyłem się zaocznie w liceum dla pracujących. W maju miałem zdawać maturę - więc nauki i pracy było dużo.
Tego pamiętnego dnia wracałem z działki. Przed domem stoją trzy samochody. Jeden jedzie za mną. Serce bije coraz mocniej. Otwierają się drzwi mojego domu. W progu
stoi zapłakana Matka i woła: „Synu, cóż ty uczyniłeś!?”. Sercem targa ból i niepokój, że chcą mi odebrać prawdę.
Siedmiu mężczyzn w czarnych skórach podbiega do mnie jak do złoczyńcy. Wykręcają ręce i skuwają w kajdanki, zabierają torbę. Zielony bukszpan, który niosłem do domu,
upada na śnieg i błoto. Jeden z ubeków depcze go ze złością. Rozciera butem zielone gałązki. Czym przystroję mój wielkanocny koszyczek?
W mieszkaniu od kilku godzin trwała rewizja - powywracana pościel, rozsypane książki, otwarte szafki. Na moim biurku znaleźli tylko jedną ulotkę, tę z ziarnami PRAWDY - o mojej
POLSCE, o człowieku i o Bogu. Prokurator czyta wyrok: Jesteś aresztowany z art. 48 na mocy dekretu o stanie wojennym, za próbę obalenia
ustroju PRL. Padają gromkie słowa i wyzwiska ubeków. Na rękach jeszcze mocniej zaciska się pierścień zła. Tak bardzo bolało. W kajdankach wyprowadzają przed dom, gdzie stoi milicyjna
nyska. Matka płacze i dusza moja płacze: Dlaczego?
Chleb z salcesonem
W kościołach kończy się Liturgia Wielkopiątkowa, Ciało Chrystusa przeniesiono do ciemnicy, słychać przejmujący dźwięk kołatek. A ja słyszę dźwięk kluczy otwierających celę więzienną. Zawieziono mnie do aresztu w więzieniu elbląskim. Ciemno, zimno, głodno, w gardle sucho i ten przerażający lęk. Wieczór i noc spędziłem na przesłuchaniach. Na ponurym korytarzu szczekają psy, słychać uderzenia po plecach. Biją ludzi takich jak ja. Padają słowa: Imię?! Nazwisko?! Wiek?! I znowu szczekanie psów i długie pały zomowców łomoczą nasze plecy. Tak kończy się noc Wielkiego Piątku 1982 r. „Panie, ofiaruj każdemu z nas swój krzyż, by w jego cieniu szukać prawdy nocy i dnia Zmartwychwstania. Panie, ofiaruj każdemu z nas okruchy Chleba nadziei z Ostatniej Wieczerzy, by smakować Twój ból i radość na progu zmartwychwstania”. Rankiem budzi mnie zgrzyt kluczy i „klawisz” podaje mi chleb z salcesonem i kubek zbożowej kawy. Potem znów pytania: Imię?! Nazwisko?! Wiek?! Szczekanie psów, bolące plecy i tak do wieczora.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Makowiec
Reklama
Wielka Sobota. Chyba musi tak być... „Nie moja, lecz Twoja wola niech się dzieje! Panie, trudno dźwigać Twój krzyż, oddal go ode mnie albo dodaj mi siły i w prostocie serca pozwól mi dać świadectwo Prawdzie”. Dziś powinienem święcić pokarmy na niedzielny poranek Wielkiej Nocy. W koszyczkach leży chleb - tylko mój koszyczek jest pusty. Nastał świt Wielkiej Niedzieli. Przez kraty w oknie przekrada się słońce w blasku nadziei. W oddali biją dzwony na Rezurekcję. Po więziennym korytarzu roznosi się śpiew Zwycięzca śmierci, piekła i szatana..., do oczu cisną się łzy, gardło ściska. Splecione ręce w uścisku bólu i nadziei zarazem... Pukają do drzwi... ktoś podaje makowiec, ten który robiła moja mama, i święcone jajko, gorzkie łzy kapią na wielkanocny stół...
Nadzieja
Reklama
Cela więzienna w ZK w Elblągu nieduża: 3mx2m. Na końcu celi pod małym zakratowanym okienkiem zbita z desek skrzynia, służąca jako łóżko, na której leżą cuchnące koce.
Bliżej drzwi ubikacja, odkryta, z której rozchodzi się fetor. Mój „towarzysz” niedoli - Kazik odsiaduje wyrok za zabicie żony. Opowiada w nocy, jak siekierą
odrąbał jej głowę, krzyczy, bluźni, wyzywa..., robi to celowo, ma nakaz z zewnątrz - „tych z «Solidarności» wykończyć psychicznie!”. Pomału „zaprzyjaźniłem”
się z nim, bardzo lubi salceson, więc oddaję mu swoją porcję, a on mówi mi, że jestem git człowiek (w gwarze więziennej - dobry człowiek). W nocy z kanałów
ściekowych wychodzą szczury, biegają po nogach i szukają okruszków chleba, chyba się oswoiły...
Po miesiącu Kazika przewieźli do ZK we Wronkach. Zostałem sam ze szczurami. Był to koszmar, załamałem się... - Kto mi pomoże? Boże, ratuj! Ja umieram... Dusza krzyczy:
„Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, o Panie, wysłuchaj głosu mego, nachyl swe ucho na głos mojego błagania” (por. Ps 130). I oto stał się cud. Nie jestem sam, w nocy
ktoś podaje mi Pismo Święte - Nowy Testament z Księgą Psalmów. Pan codziennie przemawia do mnie, wraca wewnętrzny pokój - „pokładam nadzieję tylko w Panu”.
Już wiem, że On mnie kocha i nigdy nie opuści. Już wiedzą o nas w świecie, w kościołach trwają nieustanne modlitwy, Radio „Wolna Europa” informuje
na bieżąco o naszej sytuacji. Jeszcze trwają przesłuchania, dowiaduję się, że w Malborku aresztowano następne 4 osoby: Reginę T., Kazika D., Jurka Z. i Andrzeja L. Jest
nas pięcioro, będą nas sądzić jako grupę zorganizowaną. Prokurator Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Elblągu - mgr Wiesław Z. podpisuje akt oskarżenia. Trwają nieustanne przesłuchania,
ale już tak nie biją. Po paru tygodniach przenieśli mnie do celi nr 5. W celi siedzi już 3 skazanych więźniów, 1 - za morderstwo, 2 złodziei - za włamanie.
Witam się z nimi, nieufnie patrzą na mnie. Nie podają mi ręki, bo oni są „grypsujący”, ale po czasie dowiedzieli się, że jestem z „Solidarności”, więc się
zaprzyjaźnili ze mną i mogłem jeść z nimi przy jednym stole (niegrypsujący jedli na ubikacji). W niedzielę można słuchać radiowej Mszy św. Jaka to radość słyszeć
Słowo Boże i w duchu łączyć się z Jezusem Eucharystycznym. Jeden z więźniów w czasie Mszy św. bluźni, przeklina wszelkie świętości, nikt nie reaguje,
modlę się... za niego. Potem przenoszą mnie do innej celi. Otrzymałem pierwsze pozwolenie na widzenie z rodziną. Przez oszklone okno widzę zapłakane oczy Mamy, Taty i Rodzeństwa.
Pytają: Jak zdrowie, co robisz, kiedy wrócisz? Są to pytania bez odpowiedzi. Mama mówi, że wszyscy w Malborku modlą się za mnie. W kościele u Księży Orionistów
co niedziela odprawiana jest Msza św. za uwięzionych. Ks. Henryk Jankowski ze św. Brygidy z Gdańska nieustannie śle pomoc. W Częstochowie w cieniu
Jasnej Góry modlą się bracia szkolni. Lech Wałęsa podał nam obrazki święte i o nas pamięta. Jest nadzieja, „Pan da siłę swojemu ludowi...”
Bochenek chleba
Po dwóch miesiącach przewieźli nas do więzienia w Gdańsku na ul. Kurkową 12. Cele są większe. Spotykam studentów, profesorów z Uniwersytetu Gdańskiego.
Co my tu robimy? Bez wyroku, bez nadziei trzymają nas w celach, ale wierzymy że „Pan da siłę swojemu ludowi”. Z więziennego chleba robimy różańce, medaliki, pieczątki
i trwamy na modlitwie... W niedziele przychodzi do nas z posługą kapłańską ojciec kapucyn z kościoła pw. św. Bartłomieja w Gdańsku. Spowiada nas,
odprawia Mszę św., modli się z nami, przekazuje informacje od rodzin, raz w bochenku chleba przyniósł nam radio, aby słuchać „Wolnej Europy”. Marzymy o wolnej
Polsce. Kilka razy przewożą mnie do Sądu Marynarki Wojennej w Gdyni. Przed wyprowadzeniem dokładnie sprawdzają i skuwają mnie mocno w kajdany jak największego przestępcę.
Wkoło kilku wściekłych zomowców z pałami i tak prowadzą do więziennej nyski. Następnie skazaniec staje przed „majestatem” Sądu Marynarki Wojennej i słyszy:
„Skazuję cię na więzienie”. W przerwach rozpraw spojrzenie w zapłakane oczy Mamy i rodziny, nawet podejść nie można, aby się przywitać. Potem na nowo wracasz
do celi i czekasz, co będzie dalej.... Często w nocy są tzw. atandy - napady klawiszy, aby zrobić „kipisz” (przeszukanie cel). Odbywa się to bardzo brutalnie, z krzykiem
oraz ze szczekaniem psów.
Powołanie
Reklama
Raz po takiej akcji spadło na mnie ciężkie metalowe łóżko, miałem poranioną głowę, straciłem przytomność, nocą przewożą mnie do więzienia w Bydgoszczy. Może to już koniec?! Czytam Księgę Izajasza: „Dręczono go, lecz sam dał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak on nie otworzył ust swoich. (...) Spodobało się Panu zmiażdżyć go cierpieniem” (por. Iz 53, 7-10). Czy może uczeń być większy nad Mistrza?... Mnie prześladowali to i was prześladować będą. I gdzieś w głębi serca słychać cichy szept: „Pójdź za Mną”. Tak rodziło się moje powołanie do życia konsekrowanego. Byłem przekonany, że jak wyjdę, to całkowicie poświęcę się Bogu, przecież On jest tak blisko, oddał za mnie życie. Teraz już wiem, że życie konsekrowane jest szczególnym sposobem odpowiadania na miłość Jezusa. Kto poznał miłość Boga w Jezusie i odczuł jej urok, spontanicznie zada pytanie: Jak oddać życie Temu, który siebie samego oddał za mnie? Z odpowiedzi na to pytanie narodziło się w moich planach życie konsekrowane.
Biblia i bracia
Reklama
Po kilku miesiącach przewieźli mnie do więzienia w Potulicach - pawilon VII, cela 41. Pawilon tylko dla „solidarnościowców”. Cele otwarte, wspólne rozmowy, robimy różańce z chleba, medaliki, pieczątki. Codziennie wieczorem czytamy głośno fragment Biblii. Na pierwszej kartce Biblii był napisany wiersz Brandstaettera: „O Biblio, Stolico Pana, wschodząca nad szaleństwem bezładu i przepaściami zamętu, módl się za tych, którzy w Ciebie wierzą, i za tych, którzy o Tobie wątpią, módl się za tych, którzy Cię czytają”. A pod wierszem imiona i nazwiska tych, którzy czytali Biblię. Miałem ten zaszczyt i to szczęście, że też mogłem czytać z innymi kolegami. W ZK w Potulicach mogliśmy regularnie uczestniczyć we Mszach św. Na kracie wieszaliśmy białe prześcieradło i nasze chlebowe różańce, kapłan kładł chleb i wino, które stawało się Ciałem i Krwią Pana Jezusa. Były to wspaniałe Msze św., przepełnione atmosferą ofiary, dziękczynienia i miłości do wroga. Na znak pokoju podchodziliśmy do klawiszy, do zomowców z pałkami i ściskaliśmy ich dłonie, to byli nasi BRACIA. Tam, w Potulicach, nauczyłem się miłować wszystkich, a przede wszystkim wrogów. Często powtarzaliśmy sobie: oni nigdy nie zmuszą nas do nienawiści - i to było nasze zwycięstwo. „Od nienawiści broń nas, Panie!”. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Oni rzeczywiście nie wiedzieli, co czynią, byli to bardzo „biedni” ludzie.
Boże Narodzenie - 1982 r.
W więzieniu w Potulicach przeżyłem Wigilię Bożego Narodzenia 1982 r. Cele otwarte, na metalowych talerzach - ryba, kawałek chleba i kubek czarnej kawy, w rękach opłatek, będziemy się dzielić. Ale jak tu się dzielić, gdy w oczy cisną się łzy... Ktoś zanucił Cicha noc, święta noc... Była to wyjątkowa noc, święta i cicha, On, bezdomny Jezus, rodził się w naszych sercach, milczeliśmy...
Dziękuję ci, matko
Po 9 miesiącach uwięzienia, 10 lutego 1983 r., odzyskałem wolność. Po przyjeździe do domu ucałowałem święte dłonie moich Rodziców, wiedziałem, że oni najwięcej cierpieli. Popatrzyłem w zapłakane
oczy Mamy i po kilku dniach udałem się do Częstochowy. Wpatrzony w ciemną twarz Pani Jasnogórskiej powiedziałem Jej: DZIĘKUJĘ CI, MATKO! Oto jestem, prowadź mnie...
Był to „Rok łaski od Pana”, prawdziwe rekolekcje (trochę długie), gdzie odkryłem prawdziwe wartości życia. W domu przechowuję wszystkie pamiątki - moje „relikwie
stanu wojennego”: różańce z chleba, pisma, zdjęcia itp., aby ocalić od zapomnienia. Jestem profesem w Instytucie Życia Konsekrowanego. Od 18 lat katechizuję dzieci i młodzież.
Jestem szczęśliwym człowiekiem.